Koniec, a zarazem początek
„To ten niebieski samochód. Będzie mu towarzyszyć wóz policyjny” - ekscytuje się starszy mężczyzna. Za chwile rzeczywiście odezwą się syreny, oznajmiając że orszak jest gotowy i Ikona Matki Bożej może odjeżdżać. Zmotoryzowani pielgrzymi z Rogóźna odprowadzą Ją do Nadrybia. Pochód zamknie wóz straży pożarnej. W rzeczywistości jest to tylko pozorny koniec nawiedzenia, bo właśnie dwa dni później tj. w niedzielę 24 października, mała ikona z wizerunkiem Maryi z tutejszej parafii rozpocznie swoją indywidualną wędrówkę do domów wiernych.
Kaplica w dawnym spichlerzu
Po lewej stronie świątyni jest mała, kamienna sadzawka, która podkreśla urok tego miejsca; po prawej, dokładnie naprzeciw niej znajduje się malutka kaplica z figurką Matki Bożej. Jak się okazuje, jest to pamiątka po pierwszej świątyni w parafii. „Przed I wojną światową był tu drewniany spichlerz. Po wojnie zamieniono go na kościół. Spichlerz oszalowano, a wnętrze dostosowano do potrzeb liturgii” - mówi Lucyna. To właśnie do tej prostej świątyni pod wezwaniem św. Wawrzyńca przybyła Matka Boża w Jasnogórskiej Ikonie po raz pierwszy w latach 70.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Początek w stanie wojennym
Reklama
„Nawiedzenie przeżywamy po raz trzeci” - mówi pięćdziesięcioletnia Lucyna, mieszkanka Rogóźna. „Ale dla tej świątyni jest to pierwszy raz. W 1983 r. bowiem podjęto decyzję o budowie kościoła z prawdziwego zdarzenia. Prace, dzięki zaangażowaniu miejscowej ludności, współpracującej chętnie z proboszczem, posuwały się szybko. W roku 1984 kościół był już gotowy, a drewniany spichlerz rozebrano. Swoją formą przypomina, choć w pomniejszonej skali, kościół Matki Bożej Królowej Polski z Lublina. „Najpierw postawiono wieżę” - Lucyna wskazuje na część integralnie złączoną z fasadą. „Gdy święcono kamień węgielny pod jej fundamenty, przyprowadziłam tu moją córkę. Chciałam, by była świadkiem tego zdarzenia, żeby pamiętała o kościele, gdy już będzie dorosła”.
Jest ciężko, ale wiara trwa
Jakie dary Matka Boża przyniosła do parafii, jakie byłyby według Pani najbardziej potrzebne? - pytam. Lucyna tłumaczy, że to sprawa, którą chce zachować w sercu. Ale - mówi - są to łaski potrzebne w rodzinie. Lucyna trochę się uśmiecha, trochę zaciska usta. Przeprasza, bo uczucie wzruszenia uniemożliwia rozmowę. Po policzku kobiety spływa łza. „Chcę przemyśleć wszystko w samotności” - mówi. „Nieraz jest ciężko - dodaje - ale trzeba wierzyć”.
Miejscowi, goście i turyści
Rogóźno jest nieduże. Ale uliczki ma tak porozrzucane wśród zieleni, że nawet wieloletni mieszkańcy nie zawsze orientują się, jak daleko sięga ich kres. Jezioro i były ośrodek wypoczynkowy prowadzony przez lata przez siostry urszulanki to największe, oprócz położenia, atrakcje miejscowości. Na tyle ważne, że kościół św. Wawrzyńca w dniu nawiedzenia i w momencie pożegnania Obrazu był wypełniony po brzegi, a dziesiątki osób musiało pozostać na zewnątrz. Jak się okazało, część wiernych stanowili goście i turyści, którzy chętnie zjeżdżają tu przy ładnej pogodzie.
Tradycja wciąż żywa
Mieszkańcy Rogóźna pokazali się jako osoby świadomie dążące do pogłębienia wiary. W homilii podczas uroczystej Mszy św. kończącej peregrynację proboszcz, ks. Krzysztof Marzycki podkreślał, że wiele intencji dotyczyło pragnienia obcowania z Pismem Świętym na co dzień. Poza tym serca rogoźnian najbardziej spragnione były światła nadziei. Uroczystości kończące nawiedzenie zaangażowały miejscową młodzież, która czuwała przy Matce Bożej, śpiewając pieśni uwielbienia. Starsi mieszkańcy włączali się we wspólny śpiew przy dźwiękach tradycyjnych pieśni.