Z s. Elizą Malczyk, nazaretanką z klasztoru w Komańczy w Bieszczadach, rozmawia o. Witold Pobiedziński OFMConv
O. Witold Pobiedziński: - S. Elizo, kiedy Siostra wstąpiła do zgromadzenia Nazaretanek?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
S. Eliza Malczyk: - Było to przed wojną, w 1935 r. Kiedy moi znajomi dowiedzieli się, że wstępuję do klasztoru, najczęściej mówili: „szkoda jej, była taka wesoła…”. Kiedy po raz pierwszy od wstąpienia do zgromadzenia odwiedził mnie mój starszy brat, powiedział żartując: „Brzydko wyglądasz w czarnym kolorze…”. Przebywałam kolejno w klasztorach w Wadowicach, Grodnie, Wilczkowicach, Krakowie i Częstochowie. Do Komańczy przyjechałam w 1960 r. i tutaj mieszkam już ponad 40 lat.
- Kobiety najczęściej niechętnie przyznają się do swego wieku. Czy Siostra też ma taki problem?
- Nie, ja nawet szczycę się moim wiekiem. Skończyłam 92 lata. Kiedy ktoś śpiewa mi Sto lat, to nie wiem, czy mam się obrazić, czy wysłuchać z wyrozumiałością. Z mojego punktu widzenia składanie życzeń Sto lat nie jest zbyt odległą perspektywą… Dobry Bóg utrzymuje mnie przy życiu swoją miłością, a gorzka czekolada pozwala mi w dalszym ciągu mieć dobrą pamięć. Jem owoce, szczególnie jabłka, dzięki czemu wciąż dobrze widzę to wszystko, co potrzeba. Jak do tej pory zęby też mam swoje, a nie państwowe.
Reklama
- Słynie Siostra z humoru i niespożytej energii. Jak zachować dobrą kondycję duszy i ciała do późnego wieku?
- Na pewno nie należy brać życia i siebie zbyt poważnie. Pan Jezus uczy nas, że trzeba mieć czas na modlitwę, pracę, odpoczynek i zabawę. Dobry humor to cnota wybitnie chrześcijańska.
Kilka lat temu zapukał do naszego klasztoru w Komańczy pewien mężczyzna. Otworzyłam mu drzwi, a on powiedział: „Byłem tu u was przed kilkoma laty. Mieszkała tu starsza siostra, miała na imię
Eliza. Na pewno już nie żyje. Niech siostra przekaże kapelanowi ofiarę, żeby odprawił Mszę św. za tę zmarłą staruszkę. Dobra z niej była siostra”. Mężczyzna był szczerze wzruszony i przejęty śmiercią
s. Elizy, miał prawie łzy w oczach. Nie miałam sumienia ani odwagi wyprowadzać go z błędu.
- Jest Siostra autorką anegdoty o tym, co potrzebuje człowiek do beatyfikacji...
- Potrzeba trzech rzeczy: książki, cudu i świętości. Książka o mnie została napisana. Pewien mężczyzna, który przez długi czas leżał w łóżku z powodu poważnej choroby i nie miał siły podnieść się, na mój widok wprost wyskoczył ze swego łoża boleści. Do dzisiaj nie mogę tego zrozumieć… Brakuje mi tyko jednego - świętości. Mój problem polega również na tym, że wciąż jeszcze żyję…
- Ponad 30 lat organizowała Siostra punkty katechetyczne w bieszczadzkich parafiach w okolicach Komańczy.
Reklama
- Tak. Dziennie przemierzałam pieszo ponad 20 kilometrów, żeby dotrzeć do wszystkich miejscowości. W śniegu, błocie, deszczu i upalnym słońcu, ale warto było. Niekiedy litowali się nade mną ludzie i podwozili mnie, czym kto mógł - furmanką, saniami, traktorem, motocyklem. Raz sanie urwały się i wpadłam do lodowatej wody. Innym razem, kiedy siedziałam na wozie, zapaliło się siano i mój habit, czasem furmani byli pijani i gubili się w bieszczadzkim lasach. Było dużo różnych nieoczekiwanych sytuacji.
- Jednak podczas tego nauczania religii miały miejsce nie tylko humorystyczne wydarzenia.
- Rzeczywiście. Za moją pracę katechetyczną byłam sześciokrotnie skazywana przez kolegium, nakładano na mnie kary pieniężne, a raz nawet zasądzono trzy miesiące aresztu. W 1968 r. zostałam ukarana przez kolegium karne grzywną w wysokości 3.500 zł. Władza ludowa zarzucała mi, że jestem niepoprawna politycznie i nie okazuję żadnej skruchy, ponieważ w sądzie powiedziałam, że nic sobie z tego wyroku nie robię i w dalszym ciągu będę uczyć religii.
- W 1995 r. abp Ignacy Tokarczuk wręczył Siostrze medal za zasługi przy wznoszeniu „Duchowego Kościoła”.
- Było to w 60. rocznicę mojego życia zakonnego. Medal otrzymałam za budowanie Kościoła w sercach dzieci i młodzieży. Zorganizowałam 394 pielgrzymki do Częstochowy, Wieliczki, Lichenia, Jasienia, Niepokalanowa, Kodnia, Krakowa, Kalwarii Zebrzydowskiej, Kalisza, Gniezna, Warszawy, Lublina. Tam poznawaliśmy prawdziwą historię naszej ojczyzny i Kościoła. Miałam także zamiłowania aktorskie i artystyczne - zorganizowałam 43 jasełka i 34 inne przedstawienia.
- Życie każdego człowieka kiedyś się kończy. Czy myśli Siostra o śmierci?
- Kiedy się modlę, mówię czasami do Pana Boga: „Mój drogi Boże, chyba zapomniałeś o mnie. To ja, Eliza z Komańczy. Mam już ponad 90 lat… Co jeszcze mogę dla Ciebie zrobić?”. Jestem Mu wdzięczna za każdą chwilę życia. Całą moją nadzieję i wiarę pokładam w tym, że Pan Bóg jest dobry i miłosierny.
- Dziękuję za rozmowę.