Ze znanym aktorem Jerzym Zelnikiem rozmawia Piotr Jackowski
Piotr Jackowski: - Jest Pan aktorem popularnym, cenionym, lubianym...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jerzy Zelnik: - Największą popularnością cieszyłem się jako osiemnastolatek, kiedy zaproponowano mi rolę Ramzesa w Faraonie. Była to przygoda inicjująca mój rozwój, na którą patrzę dziś z przymrużeniem oka. Umiałem wtedy niewiele i działałem intuicyjnie, kierując się cennymi uwagami reżysera, Jerzego Kawalerowicza. Z dojrzałych kreacji wspominam rolę Hrabiego Henryka w telewizyjnym spektaklu Nie-Boska komedia Zygmunta Huebnera. Mam też sentyment do granej przeze mnie postaci Zygmunta Augusta w Królowej Bonie i Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny. Myślę tu o filmach Janusza Majewskiego. Wymieniam tylko przykłady, ponieważ zagrałem ponad setkę ról.
- Były to kreacje zapisane złotymi literami w historii sztuki aktorskiej, jak i role mniejszej rangi.
Reklama
- Niektórych ról nie musiałem zagrać, ale przyjmowałem je, ponieważ trzeba trenować zawód, utrzymywać rodzinę, płacić rachunki i długi. Czasem jestem zmuszony iść na artystyczne kompromisy, lecz nie posuwam się w tym za daleko. Gdy widzę nieciekawy tekst, z którym nie mogę wiązać żadnych nadziei, to - pomimo pokus finansowych - staram się go nie realizować. Natomiast jeżeli scenariusz średniego lotu daje szansę na przekazanie jakiejś prawdy o człowieku, wówczas, przy pomocy dyskusji z reżyserem i sugerowania pewnych zmian, staram się wyciągnąć z niego jak najwięcej.
- Gdzie tkwi granica kompromisu, o którym Pan wspomniał?
- Działalność artysty powinna przyczyniać się do jego wzrostu. Jeśli zagranie danej roli przyniosłoby odwrotny skutek, należy się wycofać. Będąc przed kamerą czy na teatralnej scenie trzeba mieć poczucie, że warto to robić. Aktor musi czynić wszystko zgodnie z własnym sumieniem. Dla innego postępowania, powodowanego na przykład korzyściami finansowymi, nie ma usprawiedliwienia.
- Jednym z nurtów Pańskiej działalności aktorskiej są występy w świątyniach. Mają one szczególny charakter, ponieważ odbywają się w szczególnym miejscu...
- Na moich artystycznych szlakach znajduje się wiele kościołów. Występuję w nich nie tylko dlatego, że jestem chrześcijaninem. Przemawia za tym także niezwykłe skupienie publiczności, nieporównywalne ze skupieniem w salach teatrów czy domów kultury. Głoszenie słowa w pobliżu tabernakulum i stołu ofiarnego nakłada na mnie szczególną odpowiedzialność. W takim miejscu wiara i rozum współdziałają ze sobą w przekazywaniu ważnych treści. Spektakle w świątyniach uskrzydlają mnie. Prezentując je, pragnę podnosić ludzi na duchu i podkreślać, że istnieje inna rzeczywistość od tej kreowanej przez media.
Reklama
- Na początku lat 90. ubiegłego wieku dotarł Pan do stalowowolskiego kościoła Matki Bożej Królowej Polski. Teksty „Drogi Krzyżowej” Paula Claudela w Pańskiej interpretacji wywarły wielkie wrażenie na słuchaczach...
- Jeśli owo wydarzenie zapadło ludziom w pamięć, to jestem tym bardzo usatysfakcjonowany. Niestety, nie umiem sobie odtworzyć tamtej chwili, ponieważ przez minione lata wiele się zdarzyło.
- A Pański występ w rozwadowskim klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów latem 2002 r.? Czy tutaj także czas zatarł ślady?
- Tego momentu też nie pamiętam. Sądzę, że wtedy recytowałem poezję Karola Wojtyły.
- Tak, istotnie był to program poświęcony Janowi Pawłowi II.
- Pamiętam za to dziesiątą rocznicę papieskiego pontyfikatu, którą obchodziliśmy w auli Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie. Od tamtej chwili wracam do poezji Karola Wojtyły i pewnych myśli Ojca Świętego. Podsumowaniem stały się obchody dwudziestej piątej rocznicy wyboru krakowskiego Kardynała na Stolicę Piotrową.
- Ostatnio prezentuje Pan spektakl „Dobrem zwyciężyć”, poświęcony dwudziestej rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki...
- Program został pomyślany jako symboliczna cegiełka w procesie beatyfikacyjnym bohaterskiego Kapłana. Scenariusz spektaklu napisałem wraz z poetą, ks. Janem Sochoniem. Natomiast wykonawcami prześlicznej muzyki są wirtuoz organów Robert Grudzień i grający na fletni Pana Georgij Agratina. Wspólnie chcemy dołożyć się do tego, aby pamięć o Księdzu Jerzym była żywa.
Reklama
- Wkroczyliśmy w Nowy 2005 Rok. Wszyscy pragniemy, aby był dla nas pomyślny...
- Ponieważ jest to czas składania noworocznych życzeń, dlatego i ja uczynię zadość tradycji. Życzę wszystkim, abyśmy mieli więcej bezinteresownego uśmiechu dla innych. Poza tym, dbajmy o nasze rodziny, tworząc je i budując na trwałym fundamencie. Umiejmy także cieszyć się sobą nawzajem. Pozwoli to nam mieć większe poczucie dumy z tego, że jesteśmy Polakami.
- Dziękuję Panu serdecznie za rozmowę.