O rodzinie i jej roli w uświęcaniu codziennego życia z ks. Januszem Czarnym, antropologiem i filozofem, rozmawia Mateusz Kozera.
Mateusz Kozera: - Nie tak dawno dowiedzieliśmy się, że źródłem przemocy w rodzinie jest religia katolicka...!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Janusz Czarny: - (długie milczenie) To są jakieś absurdy - po prostu. Spójrzmy, Niedziela Świętej Rodziny - pierwsza po Bożym Narodzeniu - jest przecież podstawowym przejawem promowania rodziny jako środowiska miłości.
- Dlaczego?
- Bo Świętą Rodzinę stawia się jako wzór dla wszystkich rodzin - nie tylko katolickich. W niej bowiem spotyka się odpowiedzialność św. Józefa z miłością Maryi. I w tym wszystkim jest Jezus - Syn Boży. To jest właśnie klimat rodzinny. Mam wrażenie, że trzeba by dokonać niezwykłej ekwilibrystyki intelektualnej mocno sofistycznej, żeby uzasadnić tezę minister Środy. Można by w Piśmie Świętym szukać i znajdować przykłady przemocy w rodzinie, ale będzie to albo nieuczciwe uogólnianie epizodów pod kątem ideologicznych potrzeb, albo niezrozumienie integralnego Bożego Objawienia. A zatem będzie to instrumentalne traktowanie Biblii.
- Ale Pisma Świętego nie można chyba traktować dosłownie?
Reklama
- Tak, trzeba pamiętać, że słowa Pisma Świętego podlegają pewnej egzegezie. Chociażby ze względu na gatunki literackie, w jakich zostało spisane Boże Objawienie czy ze względu na uwarunkowania kulturowe, w jakich powstawało. To także kwestia uprzedzeń lub ich braku, wstępnych założeń lub poprawności politycznej. Ale doprawdy trudno mi jest sobie wyobrazić jakiś prosty, uczciwy i racjonalny tok myślowy, który byłby w stanie uzasadnić tezę minister Środy.
- Nie będąc znawcą Pisma Świętego, znajdowałem w nim - podczas lektury - słowa świadczące wręcz o gloryfikowaniu rodziny. Jak to wyglądało na przestrzeni wieków?
- W antropologii chrześcijańskiej rodzina była i jest uważana, choć to może zabrzmieć podobnie do sformułowania z minionych czasów, za podstawową komórkę życia społecznego.
- W jakim sensie?
- Rodzina, jako instytucja, nie jest ani ewolutem kulturowym, ani nie powstaje w efekcie jakiejś konwencji tylko po prostu jest to społeczność pochodzenia naturalnego. W związku z tym wszelkie próby majstrowania, manipulowania przy rodzinie mogą się bardzo źle skończyć dla natury człowieka. Jako taka rodzina jest środowiskiem wzrastania człowieka. Wiadomo przecież, że człowiek rodzi się niezdolny do życia samodzielnego. Poczynając od poziomu biologicznego, poprzez emocjonalny czy psychiczny - ciągle musi się rozwijać. Naturalnym środowiskiem rozwoju człowieka jest rodzina, oczywiście, rodzina będąca wspólnotą dwojga osób - mężczyzny i kobiety - złączonych węzłem miłości.
- Popularny staje się pogląd, że rodziną jest również „związek” - najczęściej kobiety i mężczyzny - polegający na wspólnym mieszkaniu ze sobą, taki związek „na kartę rowerową”. Bo przecież jest mężczyzna, kobieta, bo przecież się kochają, bo razem mieszkają...
Reklama
- Ale rodzina ma pewną określoną definicję. Jest to wspólnota dwojga osób - kobiety i mężczyzny. A zatem wspólnota, która rodzi skutki cywilno-prawne, po drugie rodzi określone skutki sakramentalne, czy szerzej mówiąc religijne. Z tego wynika pewna trwałość tej wspólnoty, że to nie jest luźny związek oparty na sympatii, bo to nie daje żadnych gwarancji dla dzieci, że będą miały zapewniony prawidłowy rozwój. Natomiast jest jeszcze wymiar religijny. Musimy sobie uświadomić, że małżeństwo jest sakramentem.
- Co to oznacza?
- Sakrament jest rzeczą świętą, jest widzialnym znakiem na oznaczenie niewidzialnej łaski Bożej. Otóż jeżeli żyje się w sakramencie małżeństwa, to niezależnie od tego, co się robi: czy zamiata, czy zarobkuje, czy gotuje zupę, czy wyciera kurze na meblach, to te najbardziej - wydawałoby się - prozaiczne czynności, mają wymiar zbawczy. Małżeństwo jest sakramentem codzienności. W ten sposób człowiek w rodzinie po prostu się uświęca. A jeżeli tego sakramentu nie ma, nie ma też bezpieczeństwa w miłości.
- Wielu jednak uważa, że skoro ją kocham i będę kochał, to po co mi ślub?
- Miłość jest bezinteresownym darem z siebie. A jeżeli darowuję siebie, ale na dzisiaj, jutro ewentualnie pojutrze, to nie jest to prawdziwa miłość. Brakuje tutaj odpowiedzialności. W ślad za miłością musi iść odpowiedzialność. Jeżeli nie ma sakramentu, to znaczy, że nie jest to dar z siebie.
- Czego możemy się uczyć od Świętej Rodziny?
Reklama
- Przede wszystkim odpowiedzialnej miłości św. Józefa i Maryjnej miłości - takiej do końca. Św. Józef - człowiek milczący na kartach Pisma Świętego, właściwie cień Ojca - bo wie, że nie jest ojcem Jezusa. Ale przecież jakże odpowiedzialnie spełnia rolę opiekuna Jezusa. Nawet nie wiemy, w którym momencie odszedł - bo nie zostało to odnotowane w Piśmie Świętym. Ale chociażby ucieczka do Egiptu wskazuje na piękny rys ojcowskiej odpowiedzialności.
Maryja natomiast - to jest ta miłość piękna, tak wielka, że doprowadziła ją aż pod krzyż. A więc miłość i odpowiedzialność.
- Dziękuję za rozmowę.
Poruszyliśmy w naszej rozmowie wątek definicji rodziny. Można się kłócić, czy w definicji rodziny jest to wspólnota kobiety i mężczyzny. Są tacy, którzy uważają, że jest to definicja zbyt długa. Ale pamiętajmy o naturalnym wymiarze małżeństwa i rodziny - rodzi się z ludzkiej natury. Ale nie na zasadzie pozytywnych aktów prawnych, konwencji społecznych czy jakiejś ewolucji kulturowej. Heteroseksualność rodziny jest zapisana w ludzkiej naturze. Bo rodzina jest środowiskiem przyjmowania i rozwoju życia. I tylko wtedy może być nazywana rodziną. Proszę zauważyć, jak blisko słowo rodzina leży słowa rodzić... Otóż jeżeli mamy dwie osoby homoseksualne połączone jakimś węzłem - to z powodów oczywistych nie należy oczekiwać, że coś się tam narodzi... i to nie jest rodzina. Możemy to nazwać przyjaźnią, możemy to nazwać partnerstwem, ale na pewno nie rodziną.