Wielokrotnie, czy to przy okazji spowiedzi, czy zwykłej rozmowy zadawano mi pytanie: „Proszę Księdza, ile można się spóźnić na Mszę św., żeby była ważna?”. Kiedyś uczono, że trzeba zdążyć przynajmniej na Ewangelię. Czy dziś coś się zmieniło? Czy takie podejście jest właściwe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przyjrzeć się poszczególnym częściom Mszy św. i ich znaczeniu.
Liturgia Mszy św. składa się z czterech części: obrzędy wstępne, liturgia Słowa, liturgia eucharystyczna i obrzędy zakończenia. Zasadniczymi częściami Mszy św. są liturgia Słowa (którą rozpoczyna czytanie biblijne, a kończy modlitwa wiernych) oraz liturgia eucharystyczna (trwająca od przygotowania darów do modlitwy po Komunii św.). Często mówimy, że Msza św. to „dwojaka uczta - słowa i Chleba życia” (Dies Domini, 39). Jednak te dwie części są ze sobą związane tak mocno, że stanowią jeden, nierozerwalny akt kultu (KL 61).
Dzięki liturgii Słowa poznajemy historię zbawienia, a zwłaszcza życia, męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i spotykamy Jezusa, który jest obecny w swoim słowie, gdy w Kościele czyta się Pismo Święte (Dies Domini, 39). W liturgii eucharystycznej natomiast urzeczywistnia się realna, substancjalna i trwała obecność zmartwychwstałego Chrystusa (Dies Domini, 39). Liturgia Słowa zatem w sposób naturalny przygotowuje nas do dobrego i pełnego przeżycia liturgii eucharystycznej.
Pozostałe dwie części to naturalne rozpoczęcie Mszy św. i przygotowanie do dobrego w niej uczestnictwa (obrzędy wstępne) oraz jej zakończenie połączonym rozesłaniem wiernych do ich środowisk i codziennych obowiązków, by tam dzielili się tym, co otrzymali w czasie Eucharystii (obrzędy zakończenia).
Biorąc pod uwagę nierozdzielność poszczególnych części Mszy św., trzeba by zmienić pytanie postawione na początku: nie ILE spóźniłem się na Mszę św., lecz DLACZEGO?! Każde bowiem spóźnienie się na niedzielną Mszę św. (w tygodniu nie ma obowiązku uczestniczenia w Eucharystii, nasza obecność wynika z potrzeby serca, pobożności i naszych możliwości) jest czymś złym, chyba, że nastąpiło z ważnego powodu lub z przyczyn od nas niezależnych (np. w drodze do Kościoła zepsuł się nam samochód). Jeżeli więc zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, by zdążyć na Mszę św., i spóźnienie nie wynikało z naszego lenistwa, bałaganiarstwa czy chęci obejrzenia do końca skoków narciarskich, nie mamy grzechu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu