Reklama

Jestem optymistą

Gdy dzwonię do Andrzeja Stelmachowskiego i próbuję umówić się na rozmowę słyszę, że to bardzo trudne. Bo jego kalendarz pęka w szwach, a spotkania przeplatają się z wyjazdami. Tak jest przez cały tydzień. W końcu jednak udaje się znaleźć termin: niedzielne południe. - Wprawdzie jest powiedziane, by dzień święty święcić, ale po powrocie z kościoła mogę panią zaprosić do domu - deklaruje Profesor.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To właśnie Stelmachowski rozpoczął poufne rozmowy z Józefem Czyrkiem, sekretarzem KC PZPR. Potem doprowadził do spotkania Lecha Wałęsy z gen. Kiszczakiem. A w połowie września 1988 r. - do „pierwszej Magdalenki”.

Sady Żoliborskie. Zagłębie warszawskiej inteligencji. To właśnie tutaj, na drugim piętrze, w bloku, razem z żoną mieszka prof. Stelmachowski. - Wolałbym obchodzić osiemnaste urodziny, a nie osiemdziesiąte - mówi na powitanie w progu swego niewielkiego mieszkania. I częstuje herbatą, podaną w kruchych, eleganckich filiżankach.
- Zawsze jest taki, gościnny, wytworny, jak na profesora starej daty przystało - charakteryzują go znajomi i przyjaciele. Cenią za życiową postawę i umiejętność kontaktów z ludźmi. - Bardzo go szanuję, jest szlachetnym, prawym człowiekiem - mówi bp Bronisław Dembowski. Jan Olszewski, który zna Stelmachowskiego od ponad pół wieku, wystawia mu świadectwo profesjonalizmu i bezkompromisowości. - Za wierność swoim poglądom zapłacił w życiu wysoką cenę, mocno naraził swoją naukową karierę - podkreśla. Marian Krzaklewski zaś, podziwia w nim umiejętność mediacji, rozwiązywania konfliktów.

Kropla drąży skałę

Reklama

Podobną opinię wyraża Elżbieta Wąsowicz, od czternastu lat sekretarka Andrzeja Stelmachowskiego, obecnie prezesa Wspólnoty Polskiej: - To człowiek wielkiej skromności i kultury, do każdego odnosi się z szacunkiem. Rzadko spotyka się dziś takich ludzi - przyznaje.
W siedzibie Stowarzyszenia przy Krakowskim Przedmieściu prezes pojawia się zazwyczaj koło dziewiątej. I od razu rzuca się w wir pracy. Bo Wspólnota Polska jest jego wielką życiową pasją. Szefuje jej nieprzerwanie od 1990 r. Cieszy się, że pomaga odradzać polskość tym wszystkim, których losy rozrzuciły po świecie. Że umacnia więź Polonii i Polaków mieszkających za granicą, rozwija polską kulturę, oświatę. Troska o szkolnictwo jest zresztą oczkiem w głowie prezesa. - Nie można uczyć się przecież angielskiego z podręcznika napisanego po niemiecku - denerwował się podczas jednej z wizyt na Litwie. Protestował wówczas przeciw pomysłom rządu litewskiego, który twierdził, że tłumaczenie na język polski litewskich podręczników jest zbyt kosztowne. Obiecał zdobyć środki, by pokryć koszty przekładów. Podjął się realizacji programu Pomoc szkołom polskim na Litwie. Stelmachowski dba również o to, by organizować warsztaty naukowe czy kursy metodyczne dla nauczycieli języka polskiego.
Kiedy jest przekonany o słuszności jakiejś idei, potrafi zająć zdecydowane stanowisko. W 1997 r. na przykład, podpisał się pod deklaracją w obronie Cmentarza Orląt Lwowskich. Bo uznał, że żądanie usunięcia historycznych napisów i nagrobków polskich żołnierzy jest wyraźnym naruszeniem umów i konwencji międzynarodowych.
Wspólnota Polska go wchłania. Ale się przed tym nie broni. Ma wiele planów. Mówi: - Musimy dostosować się dzisiaj do nowej sytuacji, w szczególności do pojawienia się kategorii emigrantów sezonowych. Kto przypuszczał bowiem, że tak duża liczba Polaków pojedzie do Włoch i Hiszpanii?
Zamierza też podejmować akcje interwencyjne, jak ostatnio, kiedy okazało się, że 50 tys. kobiet, które pojechały do Hiszpanii do zbioru truskawek, nie ma jak wrócić do kraju. Prezes dba również o to, by Wspólnota Polska włączała się w rozwój duszpasterstwa polonijnego. - Jest to nisza, w której władze państwowe są nieobecne - mówi. Stara się odwrócić tendencję, by w katechezie i nabożeństwach używać języków państwowych. Chce, by odradzało się życie religijne Polaków za granicą. Sen z powiek spędza mu też sytuacja Polaków na Wschodzie. Przede wszystkim - troska o rozwój oświaty na terenach b. ZSRR. Jest dumny, że na samej tylko Litwie Wspólnota uczestniczyła w modernizacji i remontach 66 szkół. Nie wszystko jednak idzie jak z płatka. Prezes ubolewa, że została zablokowana repatriacja Polaków z Kazachstanu. Do kraju przyjechało wprawdzie dwa tysiące osób, ale pozostało jeszcze ponad pięćdziesiąt tysięcy. Stelmachowski chciał też zmienić ustawę o obywatelstwie polskim i wprowadzić Kartę Polaka - na wzór Karty Węgra. Miało to ułatwić leczenie czy kształcenie dzieci w przypadku pobytu w Polsce. Jednak się nie udało. - Ale kropla drąży skałę. Potrzeba tylko cierpliwości - konstatuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kompleks AK-owca

Reklama

Andrzej Stelmachowski, rocznik 1925, to bez wątpienia patriota, związany z wielkimi tradycjami. Dziadek brał udział w Powstaniu Styczniowym. Ojciec zginął na terenach zajętych w 1939 r. przez ZSRR. On sam zaś był żołnierzem Armii Krajowej. - To dla mnie największe przeżycie, chociaż nigdy nie dokonałem żadnego bohaterskiego czynu. Miałem nawet kompleksy w stosunku do rówieśników, którym się to udało - wyznaje dzisiaj.
Z wykształcenia prawnik, specjalista w dwóch dziedzinach: prawie cywilnym i prawie rolnym. Jest wychowankiem Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie rozpoczął karierę naukową. Potem na Uniwersytecie Warszawskim był asystentem. Właśnie tutaj, w latach 50. spotkał się z Janem Olszewskim. - Zapisałem się na ćwiczenia, które prowadził wówczas Andrzej Stelmachowski. Nieoficjalnie mówiło się, że był akowcem, a to tworzyło płaszczyznę zaufania, mieliśmy gwarancję, że zajęcia nie będą obciążone balastem ideologii marksistowskiej - opowiada mec. Olszewski. Potem, razem z innymi prawnikami, spotykali się u kard. Wyszyńskiego. Stelmachowski należał zresztą do ścisłego grona doradców Prymasa Tysiąclecia, jeśli chodzi na przykład o przygotowywanie treści przesłania, jakie Wyszyński co roku kierował do całego środowiska prawniczego. Przeciwnicy polityczni nieraz mu to zresztą wytykali, zarzucając zbytnie przywiązanie do Kościoła. Kiedyś nawet, już w latach 90. grupa demonstrantów wręczyła mu złośliwie pastorał - symbol władzy biskupiej.
Wielkim echem w życiu Stelmachowskiego odbił się rok 1957. Wziął wtedy udział w pielgrzymce prawników na Jasną Górę. I to właśnie okazało się plamą na honorze. Za karę został pozbawiony nominacji sędziowskiej. Wstrzymano też jego awans naukowy. - Kiedy Uniwersytet Warszawski wystąpił o powołanie mnie na profesora, sprawa niespodziewanie utknęła w Radzie Państwa. Władysław Gomułka autorytatywnie orzekł, że katolik może być profesorem, ale nie w Warszawie - wspomina prof. Stelmachowski. W końcu przewodniczący Rady Państwa został upoważniony do podpisania tej nominacji, ale pod warunkiem, że przyszły profesor zamieszka poza stolicą. I Stelmachowski przeniósł się do Wrocławia. Wykładał prawo rolne na tamtejszym uniwersytecie. Do Warszawy wrócił dopiero w roku 1969. Związał się na dobre z UW, a także z Akademią Teologii Katolickiej (obecnie UKSW). Studenci do dziś ciepło go wspominają. Zarówno ci dawni, jak i młodsze pokolenie.
- To wyjątkowy człowiek, uczciwy aż do bólu - mówi Marcin Dziurda, dyrektor biura prawnego Urzędu Miasta w Warszawie, magistrant prof. Stelmachowskiego. Opowiada, że niezwykle poważnie traktował swoich studentów. - Mimo że był już prezesem Wspólnoty Polskiej i miał dużo zajęć, ani razu nie opuścił seminarium magisterskiego. Nawet jeżeli gdzieś wyjeżdżał, wracał do Warszawy nocą, by rano stawić się na zajęcia ze studentami - wspomina Dziurda.

Gdańsk zamiast Grecji

Reklama

Stelmachowski mówi i myśli politycznie. Ale nie chwali się swymi osiągnięciami. Dopiero gdy pytam, który okres życia uważa za najcenniejszy w swej działalności, bez wahania wymienia czasy pierwszej „Solidarności”.
- Był sierpień 1980 r. Razem z żoną mieliśmy wyjeżdżać na wycieczkę do Grecji. Wszystko było już załatwione, w domu stały spakowane walizki, aż tu nagle przyszło zaproszenie do Stoczni Gdańskiej. Robotnicy rozpoczęli tam strajk. Miałem należeć do powołanej przy Lechu Wałęsie grupy ekspertów, która rozpocznie rozmowy z rządem - wspomina.
Zapytał wtedy żonę, gdzie ma jechać. Ze łzami w oczach przytacza zdanie, które z jej ust wówczas usłyszał: „Jeśli teraz nie pojedziesz do Gdańska, to możesz mieć wyrzuty sumienia przez całe życie”.
Jeszcze tego samego dnia wsiadł do pociągu, który jechał do Gdańska. Do dziś pamięta, jak konduktor otworzył oczy ze zdumienia i powiedział: „Będzie pan drugim pasażerem na cały wagon”. - Ludzie najwyraźniej bali się wtedy jechać na Wybrzeże - mówi
Szybko został doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. I członkiem NSZZ „Solidarność”. - Cieszył się wśród nas ogromnym autorytetem - wspomina Marian Krzaklewski. Wylicza cechy Profesora: - Pełen dyplomacji, naprawdę umiał rozwiązywać konflikty, łagodzić wszelkie spory.
Stąd pewnie po latach, gdy tworzyła się „Solidarność” Rolników Indywidualnych, proszono go o mediacje w sprawie strajków chłopskich.
Że ze Stelmachowskim dobrze się współpracuje, potwierdza jego kolega z tej samej szkoły prawniczej i politycznej, mec. Jan Olszewski. W roku 1980 razem układali projekt statutu niezależnych związków zawodowych. Stelmachowski wspierał też wówczas ruch solidarnościowy na wsi. Wskazywał w swych ekspertyzach prawne przesłanki do utworzenia związku zawodowego rolników indywidualnych. Potem, w 1981 r. sam uczestniczył w strajkach chłopskich w Rzeszowie i Bydgoszczy. Brał udział w rozmowach z komisją rządową. Efektem były słynne porozumienia rzeszowsko-ustrzyckie.
Po 13 grudnia Stelmachowski był kilkakrotnie przesłuchiwany. Zaangażował się w realizację programu episkopatów państw zachodnich na rzecz rolnictwa w Polsce. Brał udział w wielu spotkaniach i konferencjach organizowanych przez Duszpasterstwo Rolników. Jego związki z Episkopatem zacieśniły się w roku 1984. Był już wprawdzie w zespole legislacyjnym Rady Głównej Episkopatu, opiniował projekty ustaw - m.in. o stosunku państwa do Kościoła. A teraz, jako przedstawiciel biskupów, brał też udział w rozmowach z władzami na temat uwolnienia przywódców „Solidarności”.
- Kontaktowano nas z nimi w dziwnej scenerii. Zawozili nas do willi rządowej, z drugiej strony dowozili więźniów - wspomina. - Władze wyraziły zgodę na ich uwolnienie, ale w zamian za obietnicę, że przez pięć lat nie będą się zajmować działalnością polityczną. Nie zgodzili się. W roku 1986 doczekali się amnestii.

Od Magdalenki do zysku

Reklama

Gdy 18 grudnia 2002 r. Stelmachowski odbierał doktorat honoris causa UKSW, prof. Cezary Mik podkreślał w laudacji, że „zawsze kierował się w życiu nieprzemijalnymi wartościami etycznymi, z przeświadczeniem, że prawo ściśle powiązane jest z moralnością”. Za takiego właśnie człowieka uchodził od zawsze. Także wtedy, gdy zasiadał w obradach okrągłego stołu. Choć sam o tym nie mówi, ale tak naprawdę to on jest ojcem chrzestnym tego przedsięwzięcia. Bo w sierpniu 1988 r. rozpoczął poufne rozmowy z Józefem Czyrkiem, sekretarzem KC PZPR. - Nie miałem na to spotkanie wielkich nadziei, gdyż kilkakrotnie do niego dzwoniłem, a sekretarka za każdym razem mówiła, że go nie ma - opowiada Stelmachowski. Zdziwił się więc, kiedy Czyrek oddzwonił i zapytał, czego sobie życzy. - Powołałem się na słowa gen. Jaruzelskiego, który wspomniał kiedyś na plenum KC, że przydałyby się jakieś rozmowy, najlepiej typu okrągłego stołu. Czyrek zgodził się, że teraz, w obliczu nasilających się strajków, nadszedł czas, by je rozpocząć.
I zaprosił Stelmachowskiego do siedziby KC. Na godzinę 22. 00. - Pierwszy raz przekroczyłem wtedy progi KC. Na każdym rogu korytarza stali milicjanci. Było pusto. Nie wiedziałem wtedy, że takich rozmów odbędę w sumie osiemnaście.
Konsultował się z „Solidarnością” i przedstawicielami Kościoła. W rezultacie doprowadził do spotkania Lecha Wałęsy z gen. Kiszczakiem. A potem - w połowie września 1988 r. - do „pierwszej Magdalenki”, czyli rozmów władzy z opozycją w podwarszawskiej Magdalence. - Na wszystkich posiedzeniach głos prof. Stelmachowskiego był pełen rozwagi - wspomina bp Dembowski, świadek obrad okrągłego stołu. - Kiedy nie było wiadomo, jak postąpić w danej sprawie, mówiono: „posłuchajmy, co powie prof. Stelmachowski”.
Sam Profesor ocenia te obrady pozytywnie. Uważa, że okrągły stół był zalążkiem wielkiego kompromisu. - Nikt z nas nie mógł w 1989 r. przypuszczać, co wydarzy się w roku 2000 - mówi. Podkreśla również, że nie omawiano w czasie tych rozmów spraw personalnych. - Żadnego kontraktu nie było - zapewnia. - Stronie rządowej zależało jedynie na tym, by w miejsce Rady Państwa pojawił się prezydent. Nikt o tym głośno nie mówił, ale oczywiste było, że komuniści myśleli o Jaruzelskim.
W ten sposób Stelmachowski deklaruje, że nie zgadza się z zarzutami tych, którzy oskarżają okrągły stół o targowicę czy upatrują w nim przyczynę dzisiejszych afer politycznych. Ale rozumie takie stanowisko. - Nawet moja żona mówi z niesmakiem o okrągłym stole - przyznaje. Z przykrością też stwierdza, że część działaczy „Solidarności” skorumpowała się, zachłysnęła się kapitalizmem, chęcią zysku.

Historyczna laseczka

Kiedy w 1991 r. Jan Olszewski został premierem, oczywiste było dla niego, że w skład rządu wejdzie Andrzej Stelmachowski. Nie tylko dlatego, że od lipca 1989 r. był na fali jako pierwszy solidarnościowy marszałek przywróconego właśnie Senatu.
- Uważałem, że jedną z najważniejszych reform, jakie trzeba przeprowadzić w państwie, jest reforma oświaty. Nie widziałem lepszego kandydata od prof. Stelmachowskiego - podkreśla Olszewski.
- Rzuciłem wtedy hasło podwojenia liczby studentów. Nawet moi współpracownicy się przerazili - wspomina były minister edukacji. Cieszy się jednak, że pomysł zaowocował.
Wielu do dziś ma mu za złe, że zamknął licea pedagogiczne. - Uważam, że była to dobra decyzja - przekonuje Profesor. Bo na poziomie średnim nie mógł uczyć ktoś, kto miał wykształcenie też tylko średnie. Dla zachowania odpowiedniego poziomu, każdy nauczyciel więc musiał być przynajmniej magistrem.
Że jest stanowczy i skuteczny w działaniu, pokazał także wtedy, gdy jako minister edukacji przyczynił się do trwałego przywrócenia religii do szkół. Właśnie dzięki Stelmachowskiemu lekcje te odbywają się w takim kształcie jak dzisiaj. Mimo że wszelkie uzgodnienia podjął również z przedstawicielami innych wyznań, w prasie zarzucano mu wtedy nietolerancję, straszono, że zacznie palić innowierców na stosie.
- Jak widać, nic takiego się nie stało. Nie ma żadnego konfliktu światopoglądowego w polskim szkolnictwie - zauważa Olszewski.
Bp Dembowski dodaje: - Cenię go za tę odważną decyzję. Niektórzy mieli do niego za to pretensje, ale on po prostu uczynił to, co należało.
Stelmachowski: - Na znak sprzeciwu podało się wówczas do dymisji dwóch wiceministrów. Straszono mnie „narastającą falą strajków”. Czy tak było w rzeczywistości? - pyta retorycznie Stelmachowski. Ze śmiechem wspomina grupę demonstrantów, która zebrała się pod gmachem ministerstwa. „Ilu ich jest?” - zapytał wówczas kogoś z pracowników. - „50!” - usłyszał. „I drugie tyle dziennikarzy!”.
Gdy pytam prof. Stelmachowskiego, czy nie żałuje, że jako minister edukacji wygrażał strajkującym nauczycielom laską, mówi: - To był odruch. Być może dlatego, że sam mam maturę z roku 1943, wystawioną przez podziemne władze oświatowe. Do dziś pamiętam ofiarność tamtych pedagogów, ich zapał i zaangażowanie. Strajk nauczycieli był dla mnie czymś nie do pomyślenia. Wydawał mi się sprzeniewierzeniem temu powołaniu.

Recepta na życie

Dzisiaj prof. Stelmachowski jest z dala od wielkiej polityki. - Nie zawsze rozumiem dzisiejszych polityków, szczególnie średniego pokolenia. Z większą nadzieją patrzę na obecnych studentów. To im zamierzam przekazać ster rządów we Wspólnocie Polskiej.
W siedzibie Wspólnoty wciąż spędza chyba najwięcej czasu. Oddany jest temu Stowarzyszeniu bez reszty. Gdy ma czas wolny - choć wciąż za mało - chętnie czyta. Albo w tajemnicy przed żoną siada do gier komputerowych. Ale pani Anna zbyt dobrze zna męża, by mógł coś przed nią ukryć. Małżeństwem są bowiem od pięćdziesięciu lat. W lipcu obchodzili właśnie złote gody.
- Mam wspaniałą towarzyszkę życia - zapewnia Profesor.
Receptą na udane życie zaś, jest dla niego optymizm.
- Dlatego patrzę w przyszłość z optymizmem - mówi z uśmiechem.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta na trudne czasy

Niedziela legnicka 5/2005

Archiwum parafii

Św. Maria de Mattias, obraz w kościele pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Częstochowie-Kiedrzynie

Św. Maria de Mattias, obraz w kościele pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Częstochowie-Kiedrzynie

Jako dziecko sprawiała rodzicom (zwłaszcza mamie) kłopoty, bo miała żywy temperament, wciąż skakała i biegała, gdzieś się spieszyła. Jako nastolatka była nieco płaczliwa i trochę rozchwiana emocjonalnie. Jako kobietę dojrzałą cechowała ją impulsywność i pewna nietolerancja wobec innego niż jej sposobu myślenia i działania. A jednak właśnie ją Pan Bóg chciał widzieć jako Założycielkę Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. Stała się Świętą na niespokojne, trudne czasy, w jakich żyjemy.

Maria de Mattias urodziła się 4 lutego 1805 r. we włoskiej miejscowości Vallecorsa w rodzinie mieszczańskiej. Będąc młodą dziewczyną, zastanawiała się, co ma do zrobienia w życiu, jakie jest jej miejsce na ziemi. Często płakała, wzdychała, męczył ją niepokój. Z domu rodzinnego wyniosła umiłowanie modlitwy i Pisma Świętego, czytała książki o duchowości chrześcijańskiej, żywoty świętych. To wszystko otwierało ją na działanie Ducha Świętego. „Pewnego dnia - napisze potem - poczułam lekkość, jakby unosiły mnie jakieś ramiona”. Poczuła, że jej serce całkowicie zmieniło się i zostało napełnione odwagą, słyszała głos swojego Pana, zrozumiała, że jest kochana. Kiedy doświadczyła Bożej miłości, musiała rozeznać, jak na nią odpowiedzieć. Inspirowana przez św. Kaspra del Bufalo założyła w Acuto 4 marca 1834 r. Zgromadzenie Adoratorek Przenajdroższej Krwi. Zmarła w Rzymie 20 sierpnia 1866 r. Jej doczesne szczątki odbierają cześć w rzymskim kościele Przenajdroższej Krwi, który jest połączony z domem generalnym Zgromadzenia. 18 maja 2003 r. Jan Paweł II ogłosił ją świętą.
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do Matki Bożej z Lourdes

[ TEMATY ]

nowenna

Lourdes

Adobe Stock

Nowenna do odmawiania przed wspomnieniem Matki Bożej z Lourdes (2-10 lutego) lub w dowolnym terminie.

„Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16, 18).
CZYTAJ DALEJ

Papież planuje publikację adhortacji apostolskiej poświęconej dzieciom

Zamykając obrady watykańskiego Międzynarodowego Szczytu Praw Dziecka, Papież Franciszek poinformował, że planuje przygotowanie adhortacji poświęconej dzieciom.

Ojciec Święty, który rano rozpoczął swoim przemówieniem obrady Międzynarodowego Szczytu Praw Dziecka, z udziałem 50 liderów politycznych i społecznych z całego świata, spotkał się z uczestnikami także na zakończenie obrad, aby podziękować im za zaangażowanie i zachęcić do dalszych działań, dla których watykańskie spotkanie będzie dodatkowym bodźcem.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję