Przejeżdżając przez małą miejscowość Brzostków, trudno nie zauważyć drewnianego domu, o niecodziennym wyglądzie. Pomalowany w kwiatki budynek wyraźnie kontrastuje ze „smutnymi” zwykłymi domami.
Dom pomalował w ubiegłym roku pan Stanisław. Jak sam twierdzi, „stary dom brzydko wyglądał, więc chciał go upiększyć”. Żeby się wyróżniał wśród innych, trzeba było go pomalować nietypowo - jeden kolor to za mało - stwierdził i pomalował dom w kwiatki. Wyszło nieźle. Żona pana Stanisława, Bogusława, uśmiecha się potwierdzając, że rzeczywiście wszystkim ten dom się podoba.
Mieszkali z mężem z dala od głównej drogi. Sami wszystkiego się dorobili. Dom i gospodarstwo wybudowali od podstaw. Pan Stanisław ma „smykałkę do wszystkiego” - sam wybudował dom, wcześniej zrobił pustaki. Zna się na stolarstwie, ciesielce, murarstwie, więc budowa poszła mu sprawnie.
Razem przeżyli 56 lat. Nie było łatwo - jak w życiu. Z czasem zrozumieli, że nie są już tak sprawni jak dawniej, więc postanowili, że kupią jakiś dom przy głównej drodze, skąd bliżej jest „do ludzi i do sklepu”.
Dom był stary i „smutny”. W ubiegłym roku pan Stanisław podjął decyzję, że dom pomaluje. Skąd takie wzory? Skąd pomysł? Potęga mediów jest wielka - część wzorów pan Stanisław zobaczył w telewizji, a resztę komponował „według siebie, według swojego gustu i rozumu”. Uśmiecha się, podkreślając z dumą: „za co się wezmę, to mi wychodzi”.
Efekt jest taki, że miał już propozycje, aby pomalować domy kilku osobom. Niestety, jak stwierdził, „nie weźmie się za tę pracę, ponieważ nie ma siły i czasu” - tylko jego dom, będzie więc „wesołym domem”. Nie ma co ukrywać, „życie w takim domu jest weselsze”.
Z mężem zgadza się pani Bogusława. Jest zadowolona z wielkiego zainteresowania „kolorowym domem” tak wielu osób. Często przed budynkiem zatrzymują się samochody, nie tylko Polaków. Czasem zagraniczni goście, którzy fotografują dom z każdej strony.
Dom państwa Plutów to obowiązkowy przystanek dla pielgrzymów, którzy idą do Częstochowy z różnych miast. Takiego zainteresowania się nie spodziewali.
Pan Stanisław przyznaje, że nigdy wcześniej nie malował, ani nie uczył się malowania. Śmieje się, mówiąc: „jak byłem mały, to najwyżej malowałem jak każde dziecko po ścianach w pokoju”. Dziś maluje zewnętrzne ściany. Gospodyni zadecydowała, że trzeba namalować lilie, a pan Stanisław „sam z siebie” wymalował na jednej ze ścian dwa okna, które wyglądają jak prawdziwe.
Co tu dużo mówić, stwierdzają zgodnie: „latem, jak się wyjdzie na dwór, to weselej spojrzeć na dom, a i zimą mają tu, w Brzostkowie, trochę lata”. Święta prawda.
Pomóż w rozwoju naszego portalu