Przygotowując się do naszego lokalnego "jubileuszu świętości",
chcemy zaprosić naszych Czytelników do wspólnej refleksji nad istotą
świętości oraz nad aktualnością tego modelu, jaki zostawiło nam Pięciu
Braci. W związku z tym postawiliśmy trzy pytania:
1. Jaki jest współczesny model świętości, odpowiadający
czasom, w których żyjemy?
2. Który z wymiarów świętości Pięciu Braci z Międzyrzecza
wydaje się dzisiaj najbardziej aktualny, najbardziej potrzebny?
3. Papież Jan Paweł II pisze: "Człowiek wierzący,
traktujący poważnie swoje chrześcijańskie powołanie, w którym męczeństwo
jest możliwością zapowiedzianą już w Objawieniu, nie może usunąć
tej perspektywy z horyzontu własnego życia" (IM 13). Co dzisiaj znaczy
być męczennikiem, gdy "nie potrzeba już świadectwa krwi"?
Zapraszamy naszych Czytelników do wzięcia udziału w dyskusji.
Dziękujemy za już przesłane teksty. Najciekawsze ankiety wydrukujemy.
1. W tekście brewiarzowym na 9 października zamieszczony
został fragment z trzynastowiecznych Roczników Królestwa Polskiego
Jana Długosza o błogosławionym Wincentym Kadłubku. Czytamy w nim
m.in., że Wincenty "pozbył się godności biskupiej, by przepłynąć
burzliwe morze doczesnego życia, które wśród zgiełku grzechów oddziela
nas od Boga". "Burzliwe morze i zgiełk grzechów" dało się odczuć
zarówno w XIII wieku, jak i w XX. Tak też jest i będzie w nowym,
XXI wieku. Nie mam przekonania do ewentualnego stwierdzenia, że zmieniające
się czasy i wieki kreują nową jakość świętości. Męczenników na wzór
Braci Międzyrzeckich sprzed tysiąca lat nie brakowało w ostatnich
latach, podobnie jak cichych dobroczyńców na wzór Matki Teresy z
Kalkuty nosiła ziemia w tamtych czasach. Współczesny model świętości
to zawsze ten sam model - "poświęcenia swego życia Panu Bogu" - autentycznie,
z entuzjazmem, radością i tęsknotą. Autentycznie - to znaczy z czystych
pobudek, z wiarą w możliwość przejścia swojego życia nie według standardów
światowych, ale właśnie pod prąd. Z entuzjazmem i radością - czyli
według ewangelicznych błogosławieństw, które "każą" się cieszyć szczególnie
wtedy, gdy jest ciężko. I wreszcie z tęsknotą, to znaczy z oczekiwaniem
na spełnienie obietnic Bożych o nowym porządku, w którym wszystko
będzie święte, wszystko będzie uświęcone świętością Boga.
2. Życie Pięciu Braci wpisane było w historię
świata i doczesności. Zostali oni przez Boga postawieni w konkretnym
momencie dziejów. Ich śmierć męczeńska jest poniekąd zgodą na Boży
plan ewangelizacji świata - nawracania Słowian. Ich męczeństwo to
aprobata Bożych wyroków, których człowiek nie rozumie, ale to one
właśnie tworzą historię, nie tyle tysiącletnią, ile raczej historię
zbawienia. Aprobata Bożych wyroków dotyczących mojej osoby to, jak
mi się wydaje, istotny wymiar spełnienia swojego życia. Wtedy właśnie
staje się ono "poświęcone Bogu", czyli uświęcone.
3. Męczeństwo w tradycji chrześcijańskiej jest
najczęściej rozumiane w kategoriach oddania życia, świadectwa krwi
za wiarę. Dwa tysiące lat historii, w której nie było wieku bez męczenników,
utrwaliło przekonanie, że to jest podstawowy wymiar męczeństwa i,
jak się wydaje, takich kart dziejowych nigdy nie zabraknie chrześcijaństwu.
Jednak biblijne martyrija - męczeństwo oznacza także świadectwo wiary
dawane zwykłym, codziennym życiem. Jeśli dzisiaj "nie potrzeba świadectwa
krwi", to na pewno potrzeba determinacji wiary w Ewangelię, wiary
w zwycięstwo dobra nad złem i zwyciężania we mnie tego, co szlachetne
nad tym, co małe. Nigdy nie mogę przestać patrzeć na siebie przez
pryzmat zbawczej śmierci Jezusa, która odkupiła każdy dzień mojej
ziemskiej wędrówki. Codziennie muszę być za to Bogu wdzięczny i codziennie
muszę stawać do zmagania się o więcej miłości, więcej uśmiechu, życzliwości,
dobrych słów. Owszem, życie dostarcza okazji do pełnienia "dużych
dzieł", lecz nade wszystko stwarza nam wciąż okazje do małych gestów.
Wtedy, kiedy przestają być one "aktami" granymi na scenie życia,
a stają się "pieśnią życia", hymnem o miłości, który wyśpiewał św.
Paweł, to wówczas jestem już w Królestwie Bożym, jestem już jego
mieszkańcem. Czy nie dlatego w Kościele pierwszego stulecia wiernych
nazywano świętymi? Bardzo spodobała mi się myśl teologa Hansa Ursa
von Balthasara: "Świadkiem Jezusa nie jest osobowość duchowo ułożona,
wypielęgnowana, namaszczona, upiększona wszelkimi możliwymi środkami
duchowej kosmetyki, wyrafinowana i wygładzona. Jest nim ów biedny
chwat, który jest nikim i niczego nie ma, ponieważ wszystko, a przede
wszystkim samego siebie, raz na zawsze oddał i przekazał Bogu. Człowiek
drobiazgowo uporządkowany pod względem etycznym, moralnym i religijnym
zawsze jest tylko takim człowiekiem, o którym powiemy - święte JA,
sacro egoismo".
Dziś mam prawie 40 lat. Wiele jest za mną, wiele przede
mną. Nie mogę powiedzieć, że to, co uczyniłem do tej pory, jest na
coś zasługujące - ani przed ludźmi, ani przed Bogiem. Tym bardziej
więc, tym goręcej tęsknię za uświęceniem mojego życia, którego dokonać
może jedynie Bóg.
Pomóż w rozwoju naszego portalu