Odszedł ktoś z naszej rodziny. Ktoś, kogo bardzo kochaliśmy. Tylko szkoda, że ludzie sobie to uświadamiają, kiedy jest za późno, kiedy tej osoby już nie ma. Kochaliśmy Go i to chyba jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Myślę, że nie mówię tego tylko za siebie, ale za większość młodych ludzi. Każdy z nas chce czuć się kochany, zauważony, dotknięty przez słowo, miłe spojrzenie. Jan Paweł II to właśnie robił. Nie znałam innych papieży przed Nim, ale On mi wystarczył, żeby wiedzieć, że można tak ukochać drugiego człowieka. Pokazał, że można to zrobić nie tylko z perspektywy papieża, człowieka wierzącego, ale z perspektywy człowieka do człowieka. Co dalej? Wierzę, że nadzieja rozbłyśnie w naszych sercach jeszcze bardziej i zrozumiemy to, co nam mówił o miłości, o wierze, o przyjacielu, którego mamy w Panu Bogu. Trzeba, żebyśmy to wszystko umieli przekazać dalej, a zwłaszcza żebyśmy to pielęgnowali między sobą i uczyli tych, którzy przyjdą po nas.
Monika
Reklama
Czuję się tak, jakby umarł ktoś z mojej rodziny. Z tą jednak różnicą, że nie potrafię się smucić, bo wierzę, że On jest już z Chrystusem, że ogląda Go twarzą w twarz. Jest z ukochaną Maryją. Niesamowite jest dla mnie to, że jest teraz z s. Faustyną i tymi wszystkimi świętymi, których sam kanonizował. Myślę, że teraz w niebie jest wielka feta, że święci cieszą się z tego, że mają Ojca Świętego już u siebie. A tutaj jest oczywiście smutek, pustka, ale jednocześnie wielkie wyzwanie.
Ojciec Święty zawsze wiele od nas wymagał. Mówił, że mamy od siebie wymagać nawet wtedy, kiedy inni nie będą od nas wymagali. Kiedy się urodziłam, Jan Paweł II już kierował Kościołem. Myślałam, że tak będzie do końca mojego życia. Czułam, że On wymaga też ode mnie. Teraz, kiedy Go już nie ma, sama muszę wymagać od siebie. Jego już nie ma, ale myślę, że teraz jeszcze bardziej będzie nas wspierał modlitwą. Jestem pewna, że teraz jeszcze więcej zdziała. Już są owoce Jego śmierci. Teraz więcej osób uczęszcza do kościoła, niż wtedy, gdy jeszcze żył. U Boga nie ma rzeczy niemożliwych. U Boga zawsze śmierć przechodzi w życie. Zyskaliśmy nowego Przyjaciela w niebie. I to jest powód do radości.
Iza
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ta smutna wiadomość o śmierci Papieża dotarła do nas wtedy, kiedy modliliśmy się wspólnie z młodzieżą akademicką i parafianami przed Najświętszym Sakramentem. Przeszyła nas jakimś dreszczem, ale jednocześnie wielką ufnością, że Pan Bóg jest Panem śmierci i życia. Wprawdzie serce Ojca Świętego tutaj na ziemi zatrzymało się, ale każdy z nas czuł, że zaczęło natychmiast bić w tam niebie. Myślę, że On więcej będzie teraz działał stamtąd, czuwając nad Polską, nad światem w gronie świętych i błogosławionych. Patrząc na Jego życie, naprawdę można zobaczyć Chrystusa. Za ten dar jesteśmy Bogu wdzięczni, chociaż brakuje słów, żeby to wyrazić. Trzeba to zrobić czynami, życiem. To, co mówił, trzeba teraz zastosować, bo na to wszystko zasłużył. Sam pokazał, jak można realizować tę prawdę, którą głosił. Teraz pozostaje modlitwa. Mówiliśmy o Nim Ojciec Święty. Rzeczywiście był ojcem, nie tylko z nazwy, ale z czynów, z autentyczności, z miłości, z wyrozumiałości. Do tej pory prowadził nas za rękę, a teraz musimy iść sami. Jeśli słucha się rodziców, jeśli słucha się ojca, zawsze dobrze się na tym wychodzi. Ojciec dobrze nam podpowiadał, dobrze nas ukierunkował. Wywodzi się z Jego szkoły, teraz musimy pokazać, że Jego nauczanie jest w nas.
Ks. Jan Pazgan, duszpasterz akademicki
Kiedy umarł nasz Ojciec, każdy z nas poczuł w sercu, że nadchodzi coś nowego, że pora coś zmienić w życiu swoim i całego świata. Myślę, że po tej cywilizacji śmierci, która dominowała w XX wieku, XXI wiek przyniesie nam cywilizację miłości, którą zapoczątkował Jan Paweł II swoim pontyfikatem. Dla mnie bardzo ważne było spotkanie w Legnicy w 1997 r. Miałem to szczęście być na spotkaniu z Papieżem. Pamiętam to oczekiwanie i tę niesamowitą energię, jaką przekazywał ludziom. Wtedy poczułem się tak, jakbym potrafił przenosić góry. Myślę, że tę energię, tę pozytywną myśl i siłę do pokonywania słabości i zła Papież nam zostawia, i pragnie, abyśmy ją przekazywali innym.
Dawid