Wacław Iwaniuk, światowej sławy poeta, nieugięty Polak i Chełmianin
- jak mawiał o sobie z dumą - przez długie lata dojrzałego życia
tęsknił za Ojczyzną, przebywając w Toronto. To poeta trudnego wieku,
który "w ogrodzie mego ojca" ziemię chełmską i lubelską wpisał w
najznakomitsze krajobrazy literatury.
Urodził się 4 grudnia 1915 r. w Chojnie Starym k. Siedliszcza.
Szkołę Powszechną ukończył w Siedliszczu, stąd jego pierwsze zauroczenie
światem: krajobrazy i ludzie skupieni wokół domu, matki, nauczycieli.
Małe miasteczko z targami, odpustami i gwarą zapisało się na trwałe
w pamięci. Po latach, na emigracji w Kanadzie, pisze w wierszu "Kocham
Cię, moje lubelskie Jeruzalem": "Dziś staram się opisać tak, jak
widziałem wtedy/ gdy miałem piętnaście lat/ z kościołem pełnym klęczących
ziemian/ z matką modlącą się z nami/ z kopcem Marszałka na Rynku"
. Wielokrotnie w swojej poezji dojrzałego wieku Iwaniuk przywołuje
kościół chrzcielny przy ryneczku w Siedliszczu. Niewiele go przesłaniają
barokowe wieże kościołów Chełma, gdzie spędza swoją młodość, ucząc
się w Seminarium Nauczycielskim Męskim przy ul. Reformackiej. Stare
uliczki przyklasztorne też zabierze ze sobą na tułaczkę literackiego
słowa. W Chełmie debiutował mając 20 lat. Był w grupie literackiej "
Pryzmaty", ściśle współpracując z redakcją "Kameny" Kazimierza Jaworskiego.
Dalszą edukacją związał się z podchorążówką w Równem na Wołyniu.
W 1936 roku debiutował pierwszą książką "Pełnia czerwca". W rodzinne
strony powracał rzadziej, ale postać matki snuła się za nim najgodniejszym
uczuciem. "Tyle było chórów w szarej od kurzu drodze/ gdy pod kapliczką
w majowe wieczory/ kobiety śpiewały Ave/ gwiazdy posłuchać schodziły
na ziemię/ czasem tak nieostrożnie że traciły życie/ pod krzyżem
wśród tarnin i grobów/ usypanych nieznanymi rękami/ otwierały się
serca".
W 1939 roku jako student z Warszawy wyjechał na Stypendium
Kultury Narodowej na praktykę konsularną do Argentyny. Nie przypuszczał,
że to pożegnanie i rozłąka trwać będzie pół wieku. Wojna przekreśliła
drogę powrotu do małej ojczyzny. Matki już nigdy nie spotkał. Ogrody
dzieciństwa przestały istnieć, łzy i tragedie wojny poczyniły ogromne
spustoszenie. Wrócił do Europy. Zaciągnął się do polskich oddziałów
i w dywizji generała Maczka walczył pod Narwikiem, przeszedł kilka
linii frontu. Powojenna gmatwanina polityczna, zmiana ustroju i granic
Polski nie pozwoliły mu wrócić do ojczyzny. Po swoistych targach
z losem wybrał Kanadę. Studiował na Uniwersytecie w Cambridge, pracował
w Ministerstwie Sprawiedliwości rządu prowincji Ontario. Praca, jak
i znana w powojennej Polsce jego twórczość, zagrodziły mu drogę do
kraju. W PRLu nigdy nie otrzymał wizy, traktowany był jako szpieg.
Okazja przyszła późno. W 1991 roku na Zjazd Związku Pisarzy
Polskich na Obczyźnie przyjechał do Warszawy. Był zauroczony młodym
pokoleniem Polaków, chociaż wiele go raziło i bolało. A wcześniej
pisał: "Tylko droga do światła nigdy się nie kończy/ i słowo szuka
po omacku jakubowych drabin". Tamtej wiosny odwiedził ukochane Siedliszcze,
rodzinne groby, swój Chełm młodości, literacki Lublin z Zamkiem i
wieżami świątyń. Odbywały się spotkania w środowiskach literackich,
i te wśród krewnych i znajomych. Tu oświadczył raz jeszcze: "Ja wybrałem
miejsce na ziemi/ między Lublinem a Chełmem/ pola w kąkolach i w
ostach/ i ludzi którzy tam żyją/ uparci jak sama ziemia". Jak w "
Epilogu" szukał cieni własnego życia w Chojnie Starym: "Po drugiej
stronie w wypłowiałym drzewie/ zwrócony twarzą, czytający z oczu/
w krześle pogiętym bólami starości/ siedział trzymając Biblię w dłoni
Ojciec". To było ostatnie spotkanie z Ojczyzną. Po powrocie, jak
wcześniej skromny i nieśmiały, nie zabiegający o sławę, skupiony
na pracy literackiej, tłumaczeniach, wspierający ducha Polonii dożywał
lat z dala od zgiełku. Wtedy odwiedzone ojczyste drogi upomniały
się o wiersze ostatnie, wydane w 1998 roku i zatytułowane "W ogrodzie
mego ojca". "W cichym spadaniu złotego promienia/ widzę często miasteczko
Chełm/ mój Nazaret rozstrzelany wojną". Odszedł w ciszy 4 stycznia
2001 r. w Toronto. Tam odbył się pogrzeb. Wkrótce żałobna wieść o
Wacławie Iwaniuku dotarła wraz z prasą polonijną do Chełma. O niezwykłym
poecie wieść tę w smutku piszę. "Na stadionie wieczności/ uśmiechnę
się/ spojrzę na stoper/ warto było" - ku pokrzepieniu nas w drodze
testamentalnie napisał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu