Na prostej, dębowej trumnie leżała Biblia, stuła, kielich mszalny i biret. Wokoło kwiaty, rysunki dzieci, zdjęcia. I czarno-biały portret Księdza. Za klasztorną kratą modliły się siostry zakonne. A z głośników rozlegał się śpiew ptaków.
Pożegnalnej Mszy św. przewodniczył ks. prał. Wiesław Niewęgłowski. Świątynia była wówczas wypełniona po brzegi, wielu stało też na zewnątrz. Potem, przez całą noc przed kościołem ludzie palili znicze.
Siostrzenica ks. Jana powiedziała Niedzieli, że pamięta, jak w czasie II wojny światowej wujek jako św. Mikołaj przyniósł jej zabawki. Aldona Kraus, od lat zaprzyjaźniona z ks. Janem lekarka, ze wzruszenia nie mogła mówić. Z ks. Janem żegnała się, odmawiając Różaniec. Norbert z Radomia, bezrobotny wyznał: - Każde słowo będzie tu za małe, niepotrzebne i śmieszne w stosunku do jego poezji, która potrafi zmieścić tyle głębi.
Ks. Niewęgłowski zakończył wieczorną homilię słowami: - Pomódlmy się - to było ostatnie słowo, które zamknęło jego życie, które zamknęło jego poezję. Ostatnie słowo. Myślę, że do każdego z nas skierowane: Pomódlmy się. Niech każdy z nas przyjmie je jako swoje i niech przywołuje je dzień po dniu.
O uroczystościach pogrzebowych w bazylice Świętego Krzyża czytaj na stronach „Niedzieli” ogólnopolskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu