Parafia jest najczęściej pierwszą zatoką, do jakiej „dopływają” przybywający do Stanów Polacy. Oddaleni od najbliższych, często zagubieni w nowym świecie, tutaj szukają pomocy, tutaj znajdują wsparcie i zrozumienie, tutaj mogą pooddychać Polską. Parafia to przede wszystkim wierni, ale również proboszcz, księża oraz siostry zakonne. To oni razem budują ten Boży dom, by wzrastał w wierze i sile, by był nie tylko miejscem, do którego przychodzą ludzie, ale także domem, w którym każdy może czuć się bezpiecznie, w którym może znaleźć schronienie, opiekę oraz miłość Boga i bliźnich. To właśnie polskie parafie są ośrodkami nie tylko życia duchowego, ale również kulturalnego Polonii. To polskie parafie są kolebką polskości na obczyźnie, będącą nieodłączną częścią historii pisanej przez Polaków żyjących tu, na obcej ziemi.
W kolejnych numerach Niedzieli w Ameryce przedstawię poszczególne polskie parafie istniejące na terenie Stanów Zjednoczonych oraz sylwetki ich proboszczów.
Cykl o polskich parafiach postanowiłam zacząć od mojej parafii - Świętego Krzyża na Maspeth (Queens), którą znam najlepiej i w której 11 lat temu znalazłam swój dom. Do dziś jest to moje ukochane miejsce w Nowym Jorku. To tu od samego początku prowadzę grupę muzyczno-modlitewną „Te Deum”, którą założyliśmy razem z ks. Ryszardem Koperem we wrześniu 1995 r., a którą w rok później zasilili moi przyjaciele - Ania i Wojtek Żmujdzin. Początkowo swoją opieką i modlitwą wspierał nas ówczesny proboszcz - ks. John Strynkowski, po nim to dzieło kontynuuje obecny proboszcz - ks. kan. Piotr Żendzian.
Za co cenię moją parafię? Za to, że dzięki przynależności do niej udało mi się zachować balans tak potrzebny wielu przybywającym tu emigrantom. Stała się ona pomostem łączącym moje życie w Polsce z tym tutaj. Pozwoliła pielęgnować wiarę, kulturę polską oraz wartości wyniesione z domu. Czyż można prosić o więcej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu