Jakkolwiek dla wielu pozostaje faktem kryzys powołań kapłańskich, jednak złudzeniem jest, że obecnie mamy mniej księży niż w przeszłości. Z opublikowanego w 2004 r. przez Kongregację ds. Duchowieństwa raportu wynika, iż liczba duchownych powoli rośnie i coraz mniej kleryków rezygnuje z seminarium. Zapytamy zatem - skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? O ile bowiem w ciągu ostatnich 40 lat liczba księży wzrosła nieznacznie, to podwoiła się liczba katolików na świecie - w 2002 r. jeden ksiądz przypadał na 2642 świeckich, gdy tymczasem w 1978 r. - na 1800. Poważnym problemem jest fakt nierównomiernego rozmieszczenia księży w różnych regionach świata. Są miejsca, w których Mszę św. odprawia się raz na kilka lat, co dla wielu staje się coraz głośniej podnoszoną kwestią za zniesieniem celibatu. Zaś co do statystyk - zmniejsza się liczba księży w Europie i Ameryce Północnej, rośnie natomiast w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. To m.in. w obliczu takich wyzwań Jan Paweł II podjął się reformy duchowieństwa, której owocem mieli się okazać „księża na nowe milenium”: spotkania z księżmi podczas pielgrzymek, umocnienie duchowieństwa jako regularny temat podczas wizyt biskupów ad limina, wizyty przedstawicieli Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego w seminariach, to tylko niektóre z podejmowanych inicjatyw. Wzmocnienie duchowieństwa, zdaniem niektórych zlekceważone przez Sobór Watykański II, to także bogate nauczanie: wspomnieć należy choćby listy wielkoczwartkowe, łączące refleksję biblijną i teologiczną z rozważaniami zaczerpniętymi z osobistego doświadczenia kapłańskiego ich Autora, które swym tematem czyniły m.in. znaczenie duszpasterskiej posługi wśród młodzieży, pobożność maryjną, kapłaństwo powszechne czy rolę kobiet w życiu księży.
Odpowiadając na formułowane przekonanie wskazujące celibat i sprawowanie władzy w Kościele jako korzenie posoborowego kryzysu duchowieństwa, Papież zwołał Synod Biskupów, którego owocem była adhortacja apostolska Pastores dabo vobis, prawdopodobnie najdłuższa ze wszystkich papieskich dokumentów. Te 226 stron (według oryginalnego wydania watykańskiego) to nade wszystko ponowne ukazanie kapłaństwa służebnego jako wyjątkowego uczestnictwa w jedynym kapłaństwie Chrystusa. Bo bycie kapłanem nie oznacza wykonywania zadania czy pełnienia funkcji, ale stanie się „drugim Chrystusem”, kontynuacją kapłaństwa samego Jezusa. Wyrastającym stąd zobowiązaniem jest służba wspólnocie chrześcijańskiej, którą winna stale ożywiać świętość „pasterskiej miłości”. Tak więc zwierzchnictwa kapłanów nad lokalną wspólnotą katolicką nie określa władza, ale właśnie „całkowity dar z siebie dla Kościoła, na obraz daru Chrystusa”. Dlatego też, analizując „kryzys powołań” oraz dynamikę jego rozpoznawania w opozycji do współczesnej kultury, oczywistym musi stać się odrzucenie jakiegokolwiek wyobrażenia „opłacalnej kariery” czy członkostwa w „duchownej kaście”. Powołanie to owoc „niewymownego dialogu między Bogiem a człowiekiem, między miłością Boga, który wzywa, a wolnością człowieka, który z miłością Mu odpowiada”. Odpowiedzialność za autentyczność tego owocu nie jest sprawą „prywatną”, ale spoczywa na Kościele, poprzez lokalnego biskupa. Dopełnieniem całości jest postulowana w dokumencie reforma seminariów, zwłaszcza w odniesieniu do formacji intelektualnej i duchowej. Jak daleko sięga wpływ tej wizji - pokażą najbliższe lata, znamiennym jednak pozostaje, iż dostrojone do papieskich postulatów seminaria rozrastają się, co jest szczególnie widoczne w dwóch krajach, najdotkliwiej dotkniętych kryzysem kapłaństwa: w Stanach Zjednoczonych i w Holandii. Nie bez znaczenia na obserwowany w skali globalnej wzrost powołań jest też sam przykład Jana Pawła II, którego jeden z kardynałów Kurii Rzymskiej nazwał „najlepszym «duszpasterzem do spraw powołań» jakiego Kościół kiedykolwiek posiadał”.
A to wszystko dlatego, że ten Papież był też i takim księdzem… Wspominał go Tadeusz Turakiewicz, ongiś skarbnik parafii w Niegowici, gdzie ks. Wojtyła pełnił obowiązki wikariusza: „To był ksiądz, nie znajdziesz takiego! Co ci prości ludzie widzieli w nim takiego nadzwyczajnego? Co było w nim takiego? Modlitwa, pokora i ubóstwo. Wstawał rano, wolno szedł ścieżką ku Wiatrowicom, albo chodził wkoło kościoła z książką i się modlił. A ubóstwo? Gdy chodził po kolędzie, to co brał od bogatych, zostawiał u biednych, a na plebanię wracał z pustymi rękami. Stale chodził do biednych. Była tu taka, Tadeuszka ją nazywali, kobieta z Klęczan. Poszła kiedyś do niego się użalić, bo ją okradli. Dał jej, co miał. Nawet poduszkę i pościel. Ludzi to nawet gniewało, bo mu dopiero co wszystko kupili, bo spał na gołym… A pokora? Z każdym potrafił porozmawiać, choć już był po studiach rzymskich”. Jaki człowiek, taki ksiądz, nie dziwi nic…
Pomóż w rozwoju naszego portalu