Misja w RPA, Ośrodek św. Filomeny, Durban
Sawubona! (Dzień dobry!)
Siyakwamukela eThekwini. (Witajcie w Durbanie.)
Kunjani? (Jak się macie?)
Siyaphila. (U nas wszystko dobrze.)
Kumakhaza. (Jest zimno.)
Witajcie ponownie!
Tym razem pozdrawiamy Was z zadziwiająco zimnej Afryki. Wystarczyło trzy miesiące, a już zdążyliśmy zatęsknić za upałami. Dni są teraz znacznie krótsze, praktycznie ciemno robi się już po godz. 17.00. Na szczęście Durban ma jedną z najłagodniejszych zim ze wszystkich miast RPA - niecałe 200 km od nas temperatura w nocy spada poniżej zera. Nie byliśmy przygotowani na takie warunki - większość naszych cieplejszych ubrań pozostała w domu. Podobnie jak z upałami, tak i z zimnem najgorzej jest w nocy - domy w RPA nie są przystosowane do ogrzewania. Przykrywamy się więc wieloma kocami.
Święta Wielkiej Nocy spędziliśmy bardzo rodzinnie, choć daleko od Polski. Obchody Triduum Paschalnego były bardzo piękne, każdy dzień przynosił coś nowego. Większość celebracji była podobna do polskich, choć znalazły się też i różnice. W Wielki Czwartek księża odnawiali swoje śluby zakonne, ale również świeccy zaangażowani w parafii odnawiali swoje postanowienia. Nie ma tu, niestety, tradycji tworzenia grobu Pańskiego, a adoracja Najświętszego Sakramentu w Wielki Piątek trwa tylko godzinę (ze względów bezpieczeństwa). W Wielką Sobotę Msza św. była bardzo uroczysta, połączona z chrztem św. i bierzmowaniem dorosłych. Zaskoczyło nas, że liturgia ognia była odprawiana wewnątrz kościoła (!), a przy zgaszonych światłach robiło to niesamowite wrażenie. Staraliśmy się jak najwięcej uczestniczyć duchowo w tych obchodach. W Wielką Sobotę spotkaliśmy się w polskiej parafii, gdzie ks. Faustyn poświęcił nasze pokarmy i przypomniał nam o ich znaczeniu. W wielkanocny poranek uczestniczyliśmy we Mszy św. połączonej z procesją (w kościele pw. św. Piotra), a później dzieliliśmy się ze wszystkimi świątecznym jajkiem. W Poniedziałek Wielkanocny pojechaliśmy z ks. Faustynem na Mszę św. do Marianhill (tu co miesiąc spotyka się nasza Polonia na wspólne pikniki), a potem zostaliśmy zaproszeni na pieczonego baranka i białą kiełbasę. Oczywiście, nie mogło zabraknąć polskiej tradycji - śmigusa-dyngusa. Szczególnie zapamiętaliśmy perfumy, którymi oblał nas ksiądz.
Naszym największym wyzwaniem przez ostatni czas było przygotowanie filmu na temat działania naszego ośrodka. Film ten był potrzebny na coroczne spotkanie sponsorów i ludzi zainteresowanych funkcjonowaniem sierocińca - w sumie jest to najbardziej przyjemny dla uczestników sposób na pokazanie, czym zajmuje się ośrodek św. Filomeny.
Spotkanie AGM (Annual General Meeting) odbyło się 22 maja. Nie tylko nam przysporzyło ono siwych włosów. Pracownicy grupy public relation starali się przyciągnąć jak najwięcej zainteresowanych - księgowa rozliczała się z audytorami, dzieci ćwiczyły codziennie tańce. Oczywiście, wszystko przebiegło pomyślnie - nasz film podobał się wszystkim, słyszeliśmy od wielu osób, że jest bardzo profesjonalny. Nasze dzieci również włożyły wiele wysiłku w występy, dostały więc gromkie owacje. Szczególnie podobały się dzieci z przedszkola, poubierane w kostiumy z różnych krajów, śpiewające i tańczące radośnie na scenie. W spotkaniu uczestniczył też kard. Napier, który podziękował za pracę ośrodka i powiedział o znaczeniu tej działalności, która pomaga chronić życie.
Zbyszek: - Na początku kwietnia została zatrudniona nowa księgowa, Desire. Jej pojawienie się było dużą ulgą dla mnie, choć na początku dużo czasu zajęło mi przygotowanie jej do nowych warunków. Niestety, z tego powodu nie miałem za wiele czasu na wykonywanie własnych obowiązków, więc powstały małe opóźnienia. Teraz, po ponad miesiącu pracy, jest ona już w stanie zrobić większość rzeczy sama, więc faktycznie jest mi teraz znacznie łatwiej.
Moje pierwsze doświadczenia z zamknięciem roku rachunkowego zapamiętam chyba do końca życia. Audytorzy spadli na mnie jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Zadawali mnóstwo pytań, wymyślali skomplikowanie raporty. W przeciwieństwie do wspomnianego już „afrykańskiego czasu” przychodzili zawsze wcześniej, niż było to umówione. Na szczęście skończyli sprawdzać nasze księgi i nie doszukali się większych uchybień.
Te trzy miesiące były naprawdę ciężkie, czasami miałem już dość tej pracy, ale wiedziałem, że Bóg czuwa nade mną. Skoro chciał, abyśmy tutaj przyjechali, to pokładaliśmy w Nim nadzieję, że nam pomoże - i tak się stało.
Marta: - Ja wciąż zajmuję się nauką obsługi komputera. Przybyło mi teraz zajęć, gdyż uczę również dzieci z sierocińca św. Teresy, który znajduje się niedaleko naszego ośrodka. Nasi podopieczni mają lekcje w poniedziałki i czwartki, natomiast dzieci z ośrodka św. Teresy we wtorki i środy. Nadal do moich obowiązków należy zajmowanie się dziećmi w przedszkolu i staranie się, aby umożliwić im zabawę na komputerze.
Zaraz po wyjściu z przedszkola chodzę do „Mater Dei” na lekcje szycia i wykonywania biżuterii z koralików. W zależności od czasu mam też lekcje komputerowe i naukę wyszywania.
6 maja pojechaliśmy na coroczną pielgrzymkę Polonii z Kwa-Zulu Natal do afrykańskiej Częstochowy. Już ósmy raz Polacy na czele z ks. Faustynem jechali podziękować Czarnej Madonnie za opiekę nad nimi na Czarnym Lądzie. Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. połączoną z nabożeństwem majowym oraz z odnowieniem ślubów złożonych przez króla Jana Kazimierza. W czasie homilii o. Stanisław również przypomniał nam o 350. rocznicy tych wydarzeń i o ich znaczeniu. Po Mszy św. zostaliśmy ugoszczeni przez ojców paulinów, dzieliliśmy się polskimi specjałami, które każdy na tą okazję przygotował.
W uroczystość Zesłania Ducha Świętego pojechaliśmy z ks. Faustynem odwiedzić dwie polskie siostry - Helenę (należącą do Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi Niepokalanej) i Agnieszkę (karmelitankę). Bardzo zaciekawiła nas historia życia s. Agnieszki, która trafiła do RPA jako jedna z sierot, wysyłanych do różnych krajów w czasie II wojny światowej. Opowiadała o swoim zesłaniu, najpierw na Syberię, a potem, po zwerbowaniu jej taty do Armii Andersa, o wędrówce razem z grupą Orląt Lwowskich za żołnierzami. Tak bardzo pokochała Wojsko Polskie, że chciała sama wstąpić do niego, jednak nie udało jej się i dlatego postanowiła wstąpić do „armii” Chrystusa. W czasie rozmowy słyszeliśmy ogromną łagodność w jej głosie i od razu wiedzieliśmy, że spędza ona długie godziny na modlitwie.
S. Helena jest natomiast przełożoną w domu Sióstr Misjonarek. Ich praca polega na prowadzeniu sierocińca dla dziewcząt. We wspólnocie w Umzinto, gdzie mieszka s. Helena, jest tylko kilka osób, każda z innego państwa, np. z Japonii czy Ghany. Bardzo cieszyliśmy się rozmową z nimi, szczególnie gdy okazało się, że znają nasz ośrodek. Spotkanie było bardzo mile i musieliśmy obiecać, że jeszcze tam wrócimy.
W ostatnich tygodniach mieliśmy wiele radosnych uroczystości. Dwie z naszych sióstr złożyły śluby wieczyste - s. Winnie, pracująca razem z s. Moniką w „Mater Dei”, oraz s. Susanne, pomagająca s. John Mary w ośrodku. Ślubowanie było piękne, s. Susanne tak przejęta, aż trudno było jej mówić. Po złożeniu ślubów została uściskana przez wszystkich, a potem odtańczyliśmy taniec radości (na czele z celebransem ze Sri Lanki). Po Mszy św. było „wesele” - poczęstunek dla gości oraz próby nakłonienia s. John Mary do zapłacenia loboli za siostrę.
Chcemy Wam bardzo podziękować za wszelkie modlitwy i wsparcie. Cieszymy się, że razem z nami jesteście na tej misji. My również polecamy Bogu Was i Wasze intencje. Dziewięć miesięcy pobytu tutaj to już dość długo, powoli zaczynamy tęsknić za Polską. Tym bardziej prosimy o modlitwę, abyśmy wytrwali we wszystkim, co jeszcze się ma wydarzyć. Niech Pan Wam błogosławi.
Hambagahle! (Do zobaczenia!)
Salakahle. (Trzymajcie się.)
Pomóż w rozwoju naszego portalu