Aleksandra Żuczkowska: - Pani Ewo, kończy się karnawał i od razu wpadamy w „objęcia” Wielkiego Postu. Zastanówmy się, jak sobie poradzić z tą zmianą? Jak Pani przeżywa Wielki Post?
Ewa Bem: - Nie mogę powiedzieć, żebym szczególnie ceniła karnawał i korzystała z jego dobrodziejstw. Z drugiej strony też chyba mam sobie wiele do zarzucenia, jeśli chodzi o Wielki Post. Znam ludzi, którzy wiernie zachowują tradycję tego okresu, narzucają sobie wiele ograniczeń. Bardzo ich za to szanuję i nawet sama chciałabym tak robić. Ta rozmowa też jest dla mnie impulsem do głębszej refleksji. Czy ja faktycznie nie mogłabym więcej od siebie wymagać, choćby w tym okresie? Chyba warto byłoby narzucić sobie jednak pewne obostrzenia. Nie można wszystkiego tłumaczyć tym, że mam artystyczną duszę, więc i tak nie wytrwam.
- Wygląda na to, że stawia sobie Pani duże wymagania. Choćby refleksja nas sobą, odwaga w przyznaniu się, że nie jest Pani doskonała, że można by więcej. Dostrzega Pani też, co robią inni, żeby przeżyć Wieki Post świadomie i szanuje Pani ich zasady.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Może i tak. Jednak obawiam się, że nie potrafiłabym zachować surowego postu, chyba nie mam takiej mocy. Co prawda nie zrobię hucznej imprezy w tym czasie, choćby to były nie wiem jak ważne imieniny czy inne święto. Tu jestem bardzo surowa. Wyrosłam w religijnej rodzinie. Zwłaszcza Babcia Felicja trzymała nas wszystkich za kołnierze, prowadziła do kościoła i doprowadziła nas przez wszystkie etapy do bierzmowania. Innym przykładem jest spowiedź. Trudno mi zaakceptować te kolejki do konfesjonału, pośpiech w wyznawaniu grzechów, taki galop, jak wszystko w naszym życiu. Moje duchowe potrzeby jednak są inne. Wolałabym trochę inną formę. Bardziej osobowe traktowanie.
- Zgadzam się z Panią. Też nie lubię tej masówki i pospiesznego odklepywania grzechów. Wolę umówić się z księdzem, spokojnie wyznawać grzechy, a przy okazji porozmawiać o swoim duchowym życiu.
- Tak, ważna jest ta prawda o sobie, samopoznanie. Ale i to mnie jednak zasmuca, bo czuję, że nie jestem wytrwała. Nawet powiedziałabym - słabowita. Rozczulam się nad sobą, nad tym, co jest trudne, a przecież wobec trudności i cierpień, jakie przeżywają ludzie, to moje życie wygląda na kąpiel w budyniu! Kiedy widzę, jak niepełnosprawny człowiek, bez rąk, bez nogi biegnie do mety, walczy z sobą, zmaga się, wtedy myślę: Boże, jaka jestem szczęśliwa i wdzięczna za to, że jest mi tak dobrze.
- Modlitwa, wdzięczność Bogu, dostrzeganie innych ludzi cierpiących i potrzebujących, czyli jakiś wymiar daru dla nich, jałmużny, to wszystko są klasyczne wręcz zachęty Kościoła na Wieki Post! Naprawdę nie dostrzegam, żeby Pani jakoś gorzej przeżywała ten okres.
Reklama
- Mój artystyczny duch bywa dla mnie zmorą. Nie wyobrażam sobie, żebym miała tak cierpieć, dźwigać taki krzyż. W czasie Wielkiego Postu jest okazja, żeby się zmierzyć i zastanowić nad tym, czego dokonał dla nas Jezus. Zbawił nas przez swoją mękę. Jak o tym myślę, to mnie całkowicie przerasta. Wiem, że znoszenie codziennych, mozolnych trudności życia, małżeństwa, wychowywania dzieci, to też jest jakiś udział w Jego krzyżu, więc może ma pani rację, że nie jest ze mną tak najgorzej.
- A Eucharystia?
- Tak. Ona daje ogromną siłę. Ja doświadczyłam, czym jest głód Eucharystii, gdy przez 15 latach bardzo przecież udanego związku z moim obecnym mężem, ale jeszcze bez ślubu kościelnego, nie mogłam przystępować do Komunii świętej. Nie potrafiłam się z tym pogodzić, a przecież starałam się żyć dobrze, uczciwie, blisko Boga. Trafiliśmy wtedy do duszpasterza małżeństw niesakramentalnych, do o. Mirosława Paciuszkiewicza. On pomógł nam nazwać ten ból, ten głód i pragnienie Eucharystii. W czasie ślubu, zanim ksiądz spytał nas, czy zamierzamy przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, najpierw przeprosił, że taka jest formuła, ryt sakramentu, więc musi zadać to pytanie, ale on rozumie, że już pewnie nie planujemy mieć dzieci. Ja, już jako „panna niemłoda”, bo miałam 44 lata, i mój mąż, odpowiedzieliśmy oczywiście, tak. I cóż się stało? Urodziła się Gabrysia. Ale to już temat na inną rozmowę.
Ewa Bem
piosenkarka i wokalistka jazzowa, zwana królową polskiego jazzu. Absolwentka Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. Zadebiutowała w 1969 r. jako osiemnastolatka w bluesowym młodzieżowym zespole „Stodoła”. Występ w festiwalu Jazz Jambore w 1970 r. oraz pełen sukcesów artystycznych rok 1971 to początek jej systematycznie rozwijającej się kariery jako wokalistki jazzowej. Obok jazzu jest wykonawczynią popularnych piosenek rozrywkowych.
(aż)