Ksiądz Józef był kapłanem pogodnego uśmiechu, umiał się radować dniem dzisiejszym, był radosnym dawcą, a takich miłuje Bóg, był jak ziarno na zasiew wszelkiego dobra...
4 marca obchodził 95. urodziny. Zawsze cechowała go pogoda ducha, niezwykła otwartość na ludzi i mądrość życiowa, co przyciągało do niego wielu - i młodzież, i starszych. Dla wszystkich miał życzliwość i szacunek. Otwarty na ludzkie problemy, jako znakomity organizator potrafił pomóc w wielu sprawach. Szybko i trafnie rozeznawał problemy, które umiał rozwiązać. Delikatny wobec ludzi, zjednywał sobie penitentów zwłaszcza w konfesjonale. Cechowała go jednocześnie siła ducha i ogromny spokój. Gdy w ostatnich latach życia tracił wzrok i sprawność fizyczną, nie opuszczała go zwłaszcza młodzież, posługując do Mszy św. odprawianej codziennie w jego pokoju w Domu Zakonnym Ojców Franciszkanów, podczas modlitw brewiarzowych oraz czytania wartościowych książek. Kilka razy uczestniczyłam w takim modlitewnym spotkaniu z młodymi.
Kiedy przygotowywał się na 90. urodziny i prawie po 67 latach kapłaństwa, rozmawiałam z nim właśnie o powołaniu kapłańskim - jakim był kapłan, który go uformował we wczesnym dzieciństwie, jakie były początkowe lata kapłaństwa, jak postępował on sam w swojej rozwadze kapłańskiej i ludzkiej w okresie represji stalinizmu, a także jaki był jego ideał kapłana oraz była reguła życiowa na zdrowego człowieka. Przygotowanie tego wywiadu trwało ok. 3 miesięcy, ponieważ robił nieustające dygresje dotyczące okresu wojennego, a przede wszystkim czasu, gdy przebywał w Dachau przez 4 lata i 9 miesięcy. Ten piekielny czas próby przeżyty w obozach wrył się w pamięć Księdza Prałata jak znamię wypalone na ciele. Znamię, które ciągle krwawiło. Ważnym problemem była więc dla mnie także jego odpowiedź na pytanie, czy czuje jakąś urazę do oprawców wojennych: „Są ludzie, którzy nie potrafią zapomnieć krzywd, ale ja do nikogo nie mam ani pretensji, ani żalu. Także nie czuję żadnej nienawiści, ani nie mam wrogiego nastawienia do Niemców”.
Warto przypomnieć też jego słowa, na kształt testamentu, jakie cechy pomagają kapłanowi doprowadzić wiernych do Boga: „Kapłan powinien być rozmodlony, powinien cieszyć się swoim powołaniem. Powinien rozumieć ludzi, którzy w większości mają dobrą wolę, chcą się zbawić, ale nie każdy dobrze pojmuje, jak tę drogę do zbawienia realizować w życiu. Kapłan powinien być światłem w życiu innych ludzi. Powinien się dokształcać i być intelektualnie otwarty. Powinien mieć miłość samego siebie w tym sensie, aby jak najwierniej upodobnić się do Chrystusa cierpiącego. Chrystus musi być ważny w życiu i działaniu kapłana. Kapłan wobec ludzi powinien być zawsze na służbie, wszak Sobór Watykański II mówi o służebnym kapłaństwie. Każdego człowieka powinien darzyć szacunkiem, bez względu na stanowisko, i mierzyć ludzi jednakową miarą jako stworzenie Boże. Kapłan do końca musi być przygotowany na zmiażdżenie swojej osoby przez kogoś, ale sam tego czynić nie może wobec drugiego człowieka. Musi być mądrym spowiednikiem i wskazywać penitentom na wartość ich osoby jako dzieci Bożych. Ludzie spowiadają się z grzechów, ale powinni też patrzeć na ilość dobra realizowaną w swoim życiu, bo zbawiają nas dobre czyny. Ludzi trzeba wciągać w dobre działania”.
A z racji swojego wieku i długiej posługi kapłańskiej życzył ludziom: „Aby każdy umiał dostrzec dobro w sytuacji, w której się znajduje, bo Pan Bóg pragnie ludzkiego szczęścia i zbawienia”.
10 lutego 1995 r. Jan Paweł II z szacunkiem, miłością i apostolskim błogosławieństwem nadał ks. Batkowskiemu tytuł honorowego prałata Jego Świątobliwości. 15 czerwca 2005 r. podczas Mszy św. dziękczynnej za 70 lat kapłaństwa ks. prał. Batkowskiego, bp Andrzej Suski powiedział: „...kapłan rozradowany w Bogu, rozradowany kapłaństwem, pociąga bogactwem swojego wnętrza. To jest ta potężna moc kapłana wychowawcy, który dzieli się pokojem, radością i nadzieją z innymi. Kościół potrzebuje takich kapłanów...”.
Ksiądz Prałat przechodził przez życie dobrze czyniąc spotkanym ludziom, a szczególnie swoim parafianom, dla których w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Toruniu na Podgórzu trwał w duszpasterskiej posłudze prawie 49 lat. Był niezwykle skromnym człowiekiem, bardzo nie chciał aby o nim pisać. Jednak z pewnością został zapisany dobrem, które czynił wielu ludziom, dobrem, które zapisało się w wielu ludzkich sercach, a przede wszystkim u Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu