To kraje najbiedniejsze i do tej pory niebezpieczne z racji toczonej w nich jeszcze kilkanaście lat temu wojny domowej. O swojej pracy w burundyjskiej misji Gahunga opowiedział w swojej książce „Zebrane okruszyny chleba” o. Bartłomiej Jan Kurzyniec OCD (ur. 1 sierpnia 1950 r. w Wadowicach), karmelita bosy, który pochodzi z Targanic koło Andrychowa. Książkę „Zebrane okruszyny chleba”, którą otrzymaliśmy dzięki uprzejmości andrychowskiej poetki Emilii Berndsen wydało Wydawnictwo Księży Sercanów w Krakowie.
Do książki ojciec misjonarz dołączył list, w którym pisze m.in.: „Przez tę książkę pragnę przybliżyć Afrykę. W tym roku mija 30 lat (1976) jak wyjechałem na misje w Burundi. Obecnie pracuję na misjach w Rwandzie”.
Na Misji w Gahundze w Burundi spisywał swoje uwagi i refleksje. Był tam w najtrudniejszych latach.
„Na misję pojechałem zaraz po święceniach w 1976 r., do Burundi. Zabrałem wtedy ze sobą dwie rzeczy. Jedna znajdowała się w ciężkiej walizce - to Ewangelia, druga zaś jechała we mnie, to serce. Do dziś przypominam moim współbraciom, którzy wybierają się do Afryki: na misje zabierz serce i Ewangelię”.
Codzienny byt na początku był niełatwy: „W domu księdza dach przecieka. Kiedyś w nocy wstawałem i przesuwałem łóżko i stół do innego kąta - tam, gdzie tylko kapie. Koniecznie by się przydało coś zbudować w porze suchej(...)” Siłę do przetrwania i pracy misyjnej dawało o. Kurzyńcowi silne przywiązanie do wiary, opieka Matki Boskiej i duma, a już w czasie pobytu w Afryce, to, że papieżem został Polak, który urodził się w Wadowicach i bierzmował go.
Przeżył wojnę domową w 1994 r., bo wraz z 12 karmelitankami ewakuował się do sąsiedniego kraju. Wśród ofiar ostatniej wojny domowej w 1994 r. w Burundi, obok miliona rdzennych mieszkańców, padło ponad 200 sióstr zakonnych, ok. 100 kapłanów i 4 biskupów.
Z rodzinnego targanickiego domu misjonarz wyniósł wrażliwość na troski i cierpienie innych ludzi. Ale były też w okresie pracy misyjnej momenty radośniejsze, bo i w sercu Czarnego Lądu życie toczyło się swoim biegiem. Pięknie o. Kurzyniec opisuje ślub młodej pary, w którym obok przysięgi ewangelicznej przetrwały tradycyjne miejscowe murzyńskie zwyczaje weselne. Ojciec był na co dzień blisko rodzin afrykańskich, odprawiał Msze św., opiekował się chorymi, ale też często wybierał samotną pustelnię pod wygasłymi wulkanami, w której mieszkał.
Polecamy lekturę jego książki, pełnej ewangelicznej refleksji i obyczajowych mikroobserwacji, która nie jest jednak powieścią, ale przypomina zbiór refleksyjnych, modlitewnych listów. O. Kurzyniec porównuje życie człowieka do przechodzenia przez kładkę: „Trzeba umieć przejść z jednego krańca na drugi”. Ale jeśli ta kładka jest zawieszona nad najbardziej niebezpiecznym i biednym rejonem Afryki?
Adres o. Bartłomieja Jana Kurzyńca
Gahunga
B.P. 45 Ruhengeri
RWANDA
AFRYKA
Pomóż w rozwoju naszego portalu