Reklama

Tak działa Bóg

Niedziela zamojsko-lubaczowska 15/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Litwin: - Skąd Ksiądz pochodzi? Jak to się stało, że znalazł się Ksiądz w Polsce, w Lublinie?

Ks. Mikołaj Cichonowicz: - Pochodzę z Białorusi, z diecezji grodzieńskiej. Jest tam mała miejscowość Juraciszki. Około 2 tys. mieszkańców. To są moje rodzinne strony. A w Lublinie znalazłem się z polecenia Księdza Biskupa, który wysłał mnie na studia z teologii moralnej. Taki był pierwotny zamiar - licencjackie studia, abym mógł później wykładać teologię moralną w seminarium duchownym i opiekować się klerykami jako ojciec duchowny. W tej chwili Ksiądz Biskup pozwolił, żebym skończył studia, obronił doktorat i dopiero wówczas wrócił do seminarium.

- Zatem planuje Ksiądz powrót na Białoruś?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak. Przecież zostałem wysłany do Polski, żeby zdobyć potrzebną wiedzę, żeby jeszcze bardziej się wykształcić i pracować w Kościele na Białorusi.

- Seminarium duchowne ukończył Ksiądz...?

- W Grodnie. W 2000 r.

- Zanim nadeszły czasy seminaryjne, zanim odkrył Ksiądz w sobie powołanie, było dzieciństwo i młodość. Było poszukiwanie swojego miejsca i drogi w życiu. Jak Ksiądz wspomina te czasy? I jak wyglądała droga do seminarium?

Reklama

- To była długa droga. Nie pochodzę z rodziny tradycyjnie katolickiej, lecz z rodziny mieszanej. Moja babcia po stronie mamy była Polką, mama również. Obaj dziadkowie byli prawosławni. Dlatego w swoim czasie (urodziłem się w maju) nazwali mnie Mikołajem (prawosławni obchodzą św. Mikołaja w maju). Ochrzczony zostałem w Kościele katolickim, tak jak i moje rodzeństwo. Moja babcia - mama mojej mamy, była bardzo wierząca i ona wszystkiego pilnowała. W mojej rodzinie nie było atmosfery religijnej. Rodzice nie praktykowali. Czasami widziałem, że mama się modli po kryjomu. Ojciec był niewierzący. Nigdy nie widziałem, żeby się modlił, czy rozważał jakieś religijne tematy. Całą atmosferę religijności tworzyła babcia Janina. Ona tłumaczyła mi sprawy wiary, próbowała mnie katechizować, ja się nie dawałem. Byłem przekonany, jak zresztą większość moich rówieśników, że Boga nie ma. Tak nas uczono. Rośliśmy w takim przekonaniu.

- A jednak do I Komunii św. Ksiądz przystąpił.

- Tak. Tak samo jak w przypadku mojego brata i siostry, zadbała o to babcia. W odróżnieniu od rodzeństwa, stawiałem opór. Nie widziałem potrzeby. Aż do chwili, gdy babcia kategorycznie powiedziała: „Nie będziesz dla mnie wnukiem, nie będę chciała cię znać”. Przystąpiłem więc do Komunii św. wyłącznie ze względu na babcię. Żeby dała mi wreszcie spokój. Bez przekonania, bez świadomości, bez wiary... Po I Komunii św. wszystko wróciło na swoje miejsce, nie chodziłem do kościoła, nie praktykowałem. W Juraciszkach wtedy nie było kościoła, ale była już utworzona kaplica w byłej szkole sowieckiej. I tam się zbierałą grupka katolików. Wówczas jeszcze wstydziłem się wyznawać wiarę publicznie. Nie widziałem, żeby moi rówieśnicy chodzili do kościoła, żeby rozmawiali na religijne tematy.

- A może to był bardziej strach niż wstyd?

Reklama

- Strach też na pewno był. Pamiętam takie wydarzenie. To była klasa VI czy VII. Był organizowany tzw. „klasny czas”. Przychodziła wtedy nauczycielka odpowiedzialna za organizację pionierską (to była taka komunistyczna organizacja dziecięca, młodzieżowa, komsomolcy). Robiła w klasie wywiad: kto ma w domu obrazy, kto ma krzyże, jakieś symbole religijne, kto się modli... I pamiętam takie przykre doświadczenie, które mnie trochę jako dziecko przestraszyło. Większość pisało, że nic nie ma. Tylko jedna dziewczyna napisała, że ma w domu obrazy, a oprócz tego znaleziono u niej kartkę, na której zapisana była jakaś modlitwa. Pamiętam, jak nauczycielka wzięła tę kartkę, przeczytała modlitwę, a potem powiedziała, że to jest głupota, średniowiecze, że nie wolno tego naśladować. Pamiętam, że wszyscy śmialiśmy się w klasie, ale mnie zrobiło się jakoś żal tej dziewczyny. Miałem przeczucie, że została skrzywdzona. Takie doświadczenia sprawiły, że faktycznie obawialiśmy się okazywać na zewnątrz swoją wiarę. Prowadziłem zatem życie „wolne od religii”. Szybko poczułem się samodzielny i zacząłem żyć tzw. „pełnią życia”. Pojawiły się alkohol, papierosy, dyskoteki...

- Domyślam się, że w końcu jednak nastąpił przełom?

- Moja mama zaczęła się coraz bardziej o mnie niepokoić. Namawiała mnie, żebym poszedł do kaplicy, żebym zaczął się modlić. Oburzałem się: przecież tam chodzą same stare kobiety! - i ani myślałem pójść. Mama jednak zachęcała: „Idź, przywożą kopię obrazu Matki Bożej Bucławskiej”. W końcu się zgodziłem. Byłem na nabożeństwie. Nakłoniony przez mamę, ucałowałem ten obraz. Nie wiem jak to się stało, ale potem zacząłem myśleć poważniej o życiu. Coś takiego działo się w duszy, że zacząłem rozumieć, Po tym wydarzeniu mama zachęcała mnie, żebym częściej chodził do kaplicy. Dojeżdżał do niej młody ksiądz Mariusz Iliaszewicz z Polski, który pracował w sąsiedniej parafii Łazduny. Zapraszał młodzież. Zgłosiliśmy się tam, pamiętam - dwóch chłopaków i 5 dziewcząt, to było pierwsze nasze spotkanie. Później były rekolekcje wielkopostne dla młodzieży w sanktuarium Matki Bożej w Trokielach. I właśnie w tym świętym miejscu, tak myślę, otrzymałem łaskę wiary i właściwe nawrócenie. Po tych rekolekcjach już nic nie było takie, jak wcześniej. Czułem dziwną wewnętrzną radość i pragnienie modlitwy. Zacząłem częściej uczestniczyć w katechezie, chodzić na spotkania kościelne, na Msze św. w niedzielę.

- Jak na tę metamorfozę Księdza zareagowali koledzy?

Reklama

- Ten przełomowy moment postawił mnie w sytuacji „pomiędzy młotem a kowadłem”. Z jednej strony była chęć chodzenia do kościoła, miałem takie pragnienie, zaczęło mi się to podobać, a z drugiej strony ciągnęło mnie do kolegów, którzy cały czas mi wytykali: Co się z tobą dzieje? Po co ty tam chodzisz? Próbowałem im tłumaczyć, ale zacząłem tych kolegów po prostu tracić. Traktowali mnie z coraz większym dystansem, kiedy zaczął się post i oni chodzili na dyskoteki, ja przestałem. Podobnie z papierosami i alkoholem.

- Kiedy zrodziła się w sercu Księdza pierwsza myśl o kapłaństwie?

- Pojechaliśmy na spotkanie diecezjalne młodzieży z Księdzem Biskupem w Niedzielę Palmową do Grodna. Przy tej okazji odbywała się „powołaniówka” w seminarium. Później w kościele pobrygidzkim w Grodnie było nabożeństwo wieczorne. Wówczas zobaczyłem kleryka, który chodzi po prezbiterium. Patrzyłem na niego i myślałem: taki młody i już w sutannie, kto to jest? Powiedzieli mi, że to jest kleryk, student tego seminarium. I wtedy pomyślałem: a może to jest moja droga? Gdy już zgłosiłem się do proboszcza, że chcę iść do seminarium, on najpierw się zdziwił, ale potem była wielka radość. Wielka nadzieja.

- Jak wspomina Ksiądz pobyt w seminarium?

Reklama

- Wstąpiłem do seminarium nie znając praktycznie języka polskiego. Trochę umiałem czytać, bo czytałem lekcje w kościele. Zacząłem uczyć się języka polskiego, gdyż księża wykładowcy byli z Polski. To było bardzo trudne dla mnie. Z gramatyką i psychologią jeszcze dawałem sobie radę, ale gdy zaczęła się filozofia i to po polsku, myślałem, że wszystko zostawię. Zacząłem sie modlić: Panie, jeśli mnie powołałeś, to musisz mi pomóc. I tak stopniowo, stopniowo... wchodziłem w życie seminaryjne. Seminarium nie było dla mnie tylko przygotowaniem do kapłaństwa, ale procesem mojego oczyszczenia i nawrócenia, wchodzenia w życie Kościoła.

- W końcu przyszedł czas święceń kapłańskich...

- Tak. Gdy nadszedł ten dzień, bardzo chciałem odprawić Mszę św. prymicyjną w mojej parafii. Rozmawiałem o tym z Księdzem Proboszczem. Ustaliliśmy, że ze względu na to, iż kaplica nie pomieści gości, odprawię ją na dworze. Był tam taki stary, szkolny sad i właśnie pomiędzy tym sadem a szkołą stał kiedyś pomnik Stalina. Pamiętam, że zażartowałem wtedy: „Proboszczu, niech Ksiądz Proboszcz dobrze poświęci to miejsce, żebym się nie przewrócił w czasie Prymicji”. Podczas Prymicji ludzie modlili się, by tam, na tym miejscu, powstał kościół. Teraz, gdy mam już prawie 7 lat kapłaństwa, przyjeżdżam do swojej rodzinnej parafii, a tam jest już kościół. Mamy swojego miejscowego proboszcza, 3 kapłanów, kleryka i 2 zakonnice. Tak działa Bóg.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chrystus nie musi udowadniać swojego zmartwychwstania

2025-04-15 10:00

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Grażyna Kołek

Chrystus nie musi udowadniać swojego zmartwychwstania. On żyje niezależnie od tego, czy ja tego chcę czy nie, czy w to wierzę czy neguję. Kwestia zmartwychwstania nie jest problemem Jezusa, ale naszym problemem. To ja muszę podjąć decyzję, czy w to wierzę czy to odrzucam.

Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono». Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.
CZYTAJ DALEJ

Daremna byłaby nasza wiara, jeśliby Chrystus nie zmartwychwstał

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Mt 28, 8-15.

Poniedziałek, 21 kwietnia. Poniedziałek w oktawie Wielkanocy
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo, które boli i uzdrawia. Nowa książka s. Benedykty Baumann

2025-04-21 21:18

[ TEMATY ]

książka

świadectwo

Mat.prasowy

„Teraz. Bardzo osobista historia”, wydana przez Wydawnictwo Esprit, to jedna z najgłębszych i najbardziej przejmujących opowieści o utracie, jakie pojawiły się we współczesnej polskiej literaturze duchowej. To historia o kobiecie, która upadła, i o dziecku, które nigdy nie przestało czekać. To historia o tym, że nawet z największego mroku można wrócić – choć nie zawsze po cichu i bez śladów.

KSIĄŻKA DO KUPIENIA POD TYM LINKIEM: esprit.com.pl.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję