Urszula Buglewicz: - Z inspiracji Księdza Arcybiskupa na terenie diecezji lubelskiej powstało wiele kościołów…
Arcybiskup Senior Bolesław Pylak: - W czasie mojej pracy starałem się rozwiązać ważny problem w naszej diecezji - budownictwo sakralne, a właściwie jego brak. Teren naszej diecezji w większości mieścił się w granicach zaboru rosyjskiego, a car utrudniał budowę kościołów katolickich. Przez 700 lat nasza diecezja była archidiakonatem krakowskim. Diecezja była rozległa, a odległość od kościoła dochodziła, tak jak np. w janowskim do 26 km; przeciętnie było to 10-12 km. Ponadto do parafii należało wiele miejscowości, nawet 32 wsie. Powodowało to nikły kontakt wielu ludzi z parafią. Z drugiej strony w tamtym czasie komuna utrudniała praktykowanie wiary, chciała zniszczyć religię. Jednak dzięki Opatrzności Bożej i życzliwości wielu ludzi udało się w tamtym czasie uzyskać zgodę władz państwowych na utworzenie 142 nowych parafii, co było swoistym „cudem”. Sam Lublin liczył wówczas 9 parafii, a teraz jest ich 34. Dla przykładu, z jednej parafii pw. św. Pawła powstało aż 17 nowych parafii. W sumie udało nam się zbudować w diecezji 401 punktów sakralnych, w tym 146 kościołów parafialnych. Mówiąc językiem codziennym, „umeblowaliśmy” diecezję względnie dobrze i odrobiliśmy zaległości wieków.
Reklama
- Kto pomagał Jego Ekscelencji w tej trudnej pracy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- W tej pracy niezwykle zasłużyli się księża. Budownictwo sakralne w tamtym czasie było to szaleństwo: trudności z uzyskaniem pozwoleń, lokalizacji i materiałów na budowę. Mamy jednak wielu księży pracowitych i utalentowanych, którzy pokonywali te trudności. Oczywiście nie sami; wielka w tym zasługa świeckich katolików. W tamtym czasie panowały wielki entuzjazm i wielka ofiarność. Chociaż ludzie byli biedni, włączali się w budowę chociażby przez gratisową pracę. Schylam głowę przed ludźmi, bo to ich dzieło, a mój wkład był taki, że chodziłem - najpierw jako sufragan za bp. Piotra Kałwy, a potem jako ordynariusz - do urzędu wojewódzkiego i wypraszałem pozwolenia na kościoły. Ale najpierw je wymodliłem. Panu Bogu stawiałem coraz wyższe poprzeczki. Mówiłem: Panie Boże, może 10 kościołów, potem prosiłem o 50, 100… Wkład ludzi i współpraca z łaską Bożą zaowocowała więc wybudowanymi kościołami, kaplicami, domami katechetycznymi, plebaniami. To było wielkie materialne osiągnięcie, które nazywam „cudem”. Jednak, co najważniejsze, nowe parafie dawały nowe powołania. Zmagałem się zawsze z problemem zbyt małej liczby księży, ale z czasem coraz więcej osób odpowiadało na powołanie i braki kadrowe malały. W sumie wyświęciłem 670 księży. Skutki budownictwa sakralnego to także podwojenie liczby wiernych na Mszach św. oraz zdecydowany przyrost osób przyjmujących Komunię św. Dostrzegłem pewnego rodzaju polaryzację: część wiernych pogłębiła swoją wiarę, a ci, którzy znaleźli się w Kościele przypadkowo, po prostu odeszli.
- Jakie znaczenie w rozwoju diecezji miał Katolicki Uniwersytet Lubelski i osoba jego największego profesora Karola Wojtyły?
Reklama
- Wielką wartością Lublina był i jest Katolicki Uniwersytet Lubelski. Zresztą jego oddziaływanie na całą Polskę jest niekwestionowane. Dzięki uczelni wzrósł poziom intelektualny księży; dziś każdy kapłan kończy formację w seminarium z tytułem magistra. Ponadto wśród naszych kapłanów mamy chyba ponad setkę doktorów różnych specjalizacji, a także wielu profesorów. Duże zasługi dla rozwoju KUL-u miał prof. Karol Wojtyła, który rozpoczął pracę na uczelni w 1954 r. Był to czas, gdy rektor ks. Słomkowski poszukiwał kadry naukowej podstawowej dla pracy i rozwoju uczelni. Kard. Wojtyła pracował na KUL-u 23 lata i w tym czasie wpisał się także w historię naszej diecezji. Był m.in. na rozpoczęciu i zakończeniu nawiedzenia diecezji przez Maryję w symbolu Ikony Jasnogórskiej, a właściwe to w znaku pustych ram, bo obraz był zaaresztowany. W Tomaszowie Lubelskim miało miejsce rozpoczęcie nawiedzenia, a w Puławach zakończenie - byli tam obecni zarówno kard. Wojtyła, jak i kard. Wyszyński. Oni tworzyli wówczas bardzo zgrany duet duszpasterski: jeden sprawował Mszę św., drugi głosił słowo Boże. Kard. Wojtyła był obecny podczas różnych akcji duszpasterskich w naszej diecezji, np. głosił słowo Boże podczas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej na Bronowicach. Jemu też zawdzięczam w pewnym sensie synod diecezjalny, bowiem rozpoczynając synod, starałem się naśladować synod krakowski, który kładł duży nacisk na udział w nim świeckich katolików. Kard. Wojtyle zawdzięczam również moje doświadczenia z czasów wspólnej pracy w komisji ds. laikatu. To była bardzo ważna komisja w czasie, gdy laikat był „oczkiem w głowie” władz komunistycznych, które robiły wszystko, by oderwać świeckich od Kościoła. Ze spotkań tej komisji zawsze wracałem ubogacony. Tak samo wiele zawdzięczam pracy w komisji maryjnej, której nawet przez pewien czas przewodniczyłem. W tamtych czasach większość akcji duszpasterskich było podejmowanych właśnie z inspiracji tej komisji.
- Patrząc z perspektywy czasu, łatwo dostrzec, że posługa Księdza Arcybiskupa była wyraźnie naznaczona rysem maryjnym…
- Zawsze dziękuję Matce Najświętszej za Jej macierzyńską opiekę. Na koronacji figury Matki Bożej Kębelskiej mieli być obecni prymas Wyszyński i kard. Wojtyła, ale w tym czasie zmarł papież i obaj pojechali do Rzymu. Tak więc we wrześniu 1978 r. ja koronowałem figurę, co było dla mnie przeżyciem wyjątkowym. W czasie uroczystości ludzie trwali na modlitwie mimo deszczu i błota - niesamowite wrażenie. Później była koronacja obrazu Matki Bożej z Kazimierza; uroczystość odbywała się w Wąwolnicy, a połączono ją ze święceniami bp. Jana Śrutwy. Następnie koronacja Matki Bożej Janowskiej i Matki Bożej Płaczącej z Lublina. Jeśli chodzi o maryjność moją i naszej diecezji, jest w tym ogromny wkład byłego lubelskiego biskupa Wyszyńskiego. Jego pobożność była chrystocentryczna, ale drogą do Boga podążał zawsze z Maryją.
- Ksiądz Arcybiskup był świadkiem wydarzeń związanych z tzw. cudem lubelskim…
- Jeśli chodzi o tzw. cud lubelski - tak się złożyło, że rok po święceniach brałem udział rekolekcjach kapłańskich w gmachu seminarium duchownego. W trakcie tych rekolekcji przyszedł do nas bp Goliński, który był wówczas proboszczem katedry, i poprosił o pomoc w utrzymaniu porządku w katedrze, bo w niedzielę miał miejsce cud łez, i do katedry zaczęło napływać morze ludzi. Po cudzie plac katedralny, a nawet pobliskie uliczki wypełnione były wiernymi, którzy chcieli zobaczyć łzy na obrazie Matki Bożej. Zgłosiłem się więc i ja do pomocy i cały dzień pomagałem w utrzymaniu porządku w katedrze. Patrzyłem na wilgotne ślady na obrazie, które sprawiały wrażenie łez. Bp Goliński stworzył małą komisję, w skład której wchodzili lekarz, chemik, ksiądz i historyk sztuki. Komisja ta ustaliła, że jest to rzeczywiście płyn na obrazie, ale nie ma w nim śladu soli, która jest obecna we łzach. Zresztą w tamtych czasach nie można było przeprowadzić odpowiednich badań w kierunku uznania cudu. Ks. Frankowski, wówczas jedyny wikary w katedrze, opowiadał mi, że chciano przeprowadzić bardziej szczegółowe badania obrazu. W nocy, gdy katedra była zamknięta, ustawiono podium, na którym umieszczono specjalny aparat fotograficzny. W trakcie tej pracy aparatura spadła z podium. Odczytano to jako znak, że Matka Najświętsza nie życzy sobie tego rodzaju badań. Zrezygnowano więc z dalszej pracy. Moim zdaniem całe wydarzenie płaczącego obrazu było faktem nadprzyrodzonym. Za taką interpretacją tego faktu przemawiają cuda, które wówczas miały miejsce. Np. mężczyzna przyniósł na rękach chorą żonę, a ona potem sama wyszła z kościoła; oboje zaraz potem zostali aresztowani, więc ci, którzy doświadczyli łask, bali się o tym mówić. Do mnie przemawiają cuda, także te w konfesjonale, a wówczas dużo spowiadałem. Mogę więc śmiało stwierdzić, że to wydarzenie było wynikiem ingerencji Bożej. Władze komunistyczne spędzały ludzi z zakładów pracy na place i urządzały wiece, tłumacząc, że to oszustwo biskupów i księży. Ludzie jednak wszystko to inaczej interpretowali. Władze zaaresztowały siostrę zakonną, kościelnego i dwóch wikariuszy z katedry. Do jednego z nich - ks. Tadeusza Malca, który aresztowany siedział w lochu, przyjechał jego kolega z gimnazjum w Tomaszowie Lubelskim, wtedy już pułkownik UB Adam Humer. Namawiał go, by przyznał, że ten cały cud to nieprawda, że to oszustwo biskupa. Jeśli nie, zgnije w lochu. Ks. Malec nie dał się zastraszyć, po roku wyszedł z więzienia. Natomiast płk. Humer został potem skazany na 7 lat więzienia. Mimo represji przed obrazem Matki Bożej wciąż modlą się ludzie, którzy za Jej wstawiennictwem otrzymują wiele łask. I to jest najważniejsze.
Arcybiskup Senior Bolesław Pylak urodził się 20 sierpnia 1921 r. w Łopienniku. Został wyświęcony na kapłana 29 czerwca 1948 r. Od 1952 r. był zatrudniony przy Katedrze Teologii Dogmatycznej na Wydziale Teologii KUL, w 1953 r. uzyskał doktorat z teologii dogmatycznej na KUL-u. Od 1960 r. jest kanonikiem gremialnym Lubelskiej Kapituły Katedralnej. 14 marca 1966 r. został mianowany biskupem tytularnym Midica i biskupem pomocniczym lubelskim. Konsekracja odbyła się 29 maja 1966 r. w Lublinie. 27 czerwca 1975 r. został mianowany biskupem lubelskim, 20 lipca 1975 r. uroczyście objął rządy nad diecezją lubelską. 25 marca 1992 r. został podniesiony do godności arcybiskupa metropolity lubelskiego, 29 czerwca 1992 r. otrzymał z rąk Ojca Świętego Jana Pawła II paliusz metropolity. 2 lipca 1992 r. uroczyście objął urząd arcybiskupa metropolity. 14 czerwca 1997 r. przeszedł na emeryturę.