Iwona Kosztyła: - Jak często wraca Ksiądz pamięcią do tego ważnego wydarzenia sprzed 40 lat?
Ks. Ireneusz Folcik: - Muszę powiedzieć, że niezbyt często, chociaż wtedy zrealizowały się moje marzenia i pragnienia. Codzienne stając przy ołtarzu, dziękuję Bogu za ten dar powołania. Wdzięczny jestem za wszystkie lata, które przeżyłem w kapłaństwie, i wszystko, co udało mi się dobrego zrobić. I właśnie ta teraźniejszość mnie angażuje, nie wspomnienia.
- 40 lat kapłaństwa... Czy upływ czasu to dobry miernik dojrzałości kapłańskiej?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Na pewno ten czas upłynął bardzo szybko. Kapłaństwo trzeba oceniać w perspektywie rozmaitych dokonań, tego, co udało się zrobić na różnych płaszczyznach pracy kapłańskiej. To jest prawdziwy bilans, o którym najwięcej mogliby powiedzieć wierni, którzy korzystali z tej różnorakiej posługi.
- Dlaczego wybrał Ksiądz drogę kapłańską?
Reklama
- Byłem ministrantem, chętnie przebywałem w kościele. Nie było jakiegoś spektakularnego wydarzenia, które zadecydowało o tym, że wybrałem taką drogę. To powołanie dojrzewało i w pewnym momencie nie wyobrażałem sobie, że mogę robić coś innego. Wierzę, że wpływ na moją decyzję miał też bł. ks. Bronisław Markiewicz, związany z Miejscem Piastowym (skąd pochodzę), gdzie był proboszczem i dał początek Księżom Michalitom.
- Jak przebiegała Księdza droga kapłańska w ciągu tych 40 lat?
- Połowa mojego życia kapłańskiego to praca w duszpasterstwie akademickim. Od 1975 do 1995 r. starałem się, aby DA „Wieczernik” było szkołą życia, w którym młodzi ludzie mogli pogłębić swoją wiarę i przygotowali się do życia w rodzinie. Wiele z tych rzeczy się udało.
Rozpoczynałem swoją posługę w parafii Dydnia, do której należało sześć wiosek. Był jeden kościół parafialny oraz kaplice dojazdowe. Jeździło się do nich furmanką na niedzielną Mszę św. i katechezy w tygodniu. Później zostałem przeniesiony do Strzyżowa, a stamtąd zostałem skierowany na studia do Lublina, gdzie na KUL-u studiowałem teologię pastoralną i homiletykę. Cały ten czas obfitował w wiele ważnych, trudnych, ale i pięknych wydarzeń. Od 1995 r. jestem proboszczem parafii św. Józefa na Staromieściu, pełnię obowiązki dziekana oraz jestem wykładowcą w rzeszowskim Seminarium Duchownym.
- Które z tych etapów posługi dotykały najbardziej istoty kapłaństwa?
Reklama
- Odbywało się to zawsze wtedy, gdy byłem potrzebny innym. Każdy z obowiązków był spełnianiem fundamentalnego powołania, które wzywa do wierności temu, co w danym momencie zostało mi zlecone. Zawsze chciałem to robić jak najlepiej - z poświęceniem i zaangażowaniem. Każde zadanie jest inne. Praca na parafii zdecydowanie różni się od czasu studiów, posługi duszpasterza akademickiego, proboszcza parafii czy archiprezbitera.
- Kapłańskie jubileusze to z pewnością szczególne wydarzenie w życiu każdego człowieka, który przed laty usłyszał „pójdź za Mną”. Jakie uczucia towarzyszą Księdzu, gdy uświadamia sobie, że już od 40 lat jest Ksiądz „pracownikiem Winnicy Pańskiej”?
- Z natury człowiek częściej prosi niż dziękuje, dlatego z okazji jubileuszu wypada jedynie dziękować. Najważniejsza jest przede wszystkim wdzięczność skierowana ku Panu Bogu - za łaskę powołania, wytrwania w nim, codziennej opieki. Ten dzień to także podziękowanie za ludzi i ludziom, od których więcej otrzymałem niż mogłem im dać. Ufam, że niedostatki kapłana jako narzędzia zawsze uzupełnia Chrystus. Cieszę się, że mogłem pracować tam, gdzie mnie posłał ksiądz biskup. Dziękuję za ludzi, których spotykałem i spotykam na swojej drodze. To dzięki nim mogłem i mogę realizować swoje kapłaństwo.