Reklama
Spotkałem ks. Zienkiewicza po raz pierwszy podczas ćwiczeń z języka polskiego w seminarium duchownym. Podziwiałem jego wyobraźnię poetycką, zachwyty nad patriotyzmem romantyków polskich i znajomość poezji Mickiewicza. Jako nauczyciel był sprawiedliwy w ocenach, z prostotą i z dużym poczuciem humoru omawiał „twórczość” klerycką na zajęciach, a jednocześnie jego duchowość wyróżniała się wielką delikatnością wobec młodego człowieka. Daleki był od pobłażliwości w stawianiu wymagań, ale nikogo nie uraził. Nie wzbudzał postrachu, ale zawsze czuło się w nim człowieka autorytetu. Cieszył się naszym szacunkiem za szacunek dla nas. Takim był również dla świeckiej młodzieży, którą gromadził w DA pod 4. Mogłem to poznać bezpośrednio, gdy ks. Aleksander zaprosił kilku kleryków na spotkania ze studentami na ul. Katedralnej. Był odważnym i dalekowzrocznym duszpasterzem akademickim, nie bał się ani zgorszenia kleryków, ani rozczarowania świeckich, gdy staną naprzeciw siebie. Zaryzykował nawet ewentualne niezadowolenie przełożonych seminaryjnych - przecież tam były dziewczyny! Te spotkania młodych nazwaliśmy „Paradoksem”, bo gorąca atmosfera w dyskusjach i tematy były iście kwadraturą koła. Ks. Aleksander chciał, byśmy się lepiej poznali i w przyszłości nie warczeli na siebie w parafiach.
Minęło już pół wieku od tamtych spotkań, i Wujka Aleksandra już nie ma między nami, a przyjaźnie wtedy zadzierzgnięte istnieją do dziś. Nasi świeccy rówieśnicy, teraz już matki i ojcowie, babcie i dziadkowie, razem z nami troszczą się wytrwale i z miłością o pamięć Wujka.
Wzór dla innych
Po święceniach praca kapłańska poza Wrocławiem, a następnie studia w Lublinie, nie ułatwiały kontaktu z ks. Aleksandrem, ale każde moje zjawienie się pod 4 było spotkaniem w dobrym towarzystwie. Wujek wykorzystywał tę obecność i prosił o jakieś polskie dobre słowo. Choć zawsze wybierał Mickiewicza, to jednak z uwagą słuchał o poezji Norwida. Wtedy ani się domyślałem, że po studiach kulowskich przyjdzie mi mieszkać i wspólnie pracować z Ks. Aleksandrem Zienkiewiczem. Ten drugi okres był potwierdzeniem pierwszych wrażeń w spotkaniu z osobowością tego kapłana. W dalszym ciągu doświadczałem jego delikatności, prawości i sprawiedliwości. Nawet gdy chciał mi przekazać swoją wolę, widząc że mam inne widzenie sprawy, nigdy nie użył ostrych wyrzutów. Wujek potrafił znaleźć sposób, by trudne sytuacje rozwiązywać po przyjacielsku, choć z należnym dystansem. Nigdy też z ust Wujka nie padły nieprzychylne słowa o osobach nieobecnych. Obserwowałem też u ks. Aleksandra podobny sposób reagowania na różnego rodzaju rozdrażnienia płynące z wyżyn jego przełożonych. Był aż do bólu posłuszny decyzjom władzy duchownej. Gdy w trudnym czasie stanu wojennego my, duszpasterze-współpracownicy, narzekaliśmy na decyzje z góry kurialnej, Wujek cierpliwie nas wysłuchiwał, współczuł i radził cierpliwość, a na koniec mówił z humorem: popatrzcie na sąsiadów, u nas nie jest jeszcze najgorzej, u Boga wiele spraw widać zupełnie inaczej.
Najważniejsza modlitwa
Ks. Zienkiewicz był prawdziwie człowiekiem pokory, ale też nigdy i nigdzie się z nią nie obnosił. Natomiast łatwo było zauważyć przy codziennym obcowaniu, że Wujek to dusza rozmodlona. Modlitwa była jego chlebem powszednim; często bardzo czerstwym, bo można było Wujka spotkać w kościele św. Piotra i Pawła późną nocą na modlitwie. Trwał tam w ciszy, nie tylko dlatego, że studenci zabrali mu dzienny czas na brewiarz. Wujek po prostu kończył dzień milczeniem przed tabernakulum. Wujek kochał Jezusa. Najczęściej można było to zauważyć podczas sprawowania Mszy św. codziennej. Wzruszające były jego wysiłki na początku liturgii, by przekazać uczestnikom zgromadzonym wokół ołtarza, że stoją na ziemi świętej. Tak, on był naszym Mojżeszem. Stał niejako boso przed krzewem gorejącym i zapraszał nas do maksymalnego skupienia i uczczenia Pana Boga. Jego pobożność była na wskroś chrystocentryczna. Stosował w życiu, nauczaniu i modlitwie miary ewangeliczne. Służąc młodym ludziom w kościele czy w sali wykładowej, służył Chrystusowi. Przy ołtarzu, czy w konfesjonale usługując Jezusowi, cały oddawał się młodzieży. Wielu ludzi spoza DA często przychodziło pod 4, pytając o spowiednika Zienkiewicza; na rekolekcjach gromadził zawsze tłumy młodych ludzi - był z ducha absolutnym katechetą - i pełnił swe obowiązki kapłańskie po prostu z miłością.
Wielkim szacunkiem ks. Aleksander obdarzał siostry zakonne. W ogóle cenił ludzi z charyzmatem, zupełnie oddanych Bogu. Z ogromnym zaangażowaniem próbował swe oddanie Chrystusowi przekazać kandydatom i kandydatkom do zawodu lekarza, nauczyć ich służenia w szpitalu człowiekowi, a przez niego Bogu w Niebie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu