Na ekrany polskich kin weszła niedawno (z dosyć dużym opóźnieniem)
ekranizacja pierwszej części trylogii J. R. R. Tolkiena pod tytułem
Władca pierścieni. Zrealizowany z ogromnym rozmachem film opowiada
o bajecznej krainie, w której żyją hobbity, elfy i krasnoludy, i
w której siły dobra nieustannie muszą walczyć z siłami zła.
Książka od wielu, wielu lat cieszy się dużą popularnością
praktycznie w większości zakątków świata. Właściwie trudno jednoznacznie
stwierdzić, co wpłynęło na jej popularność. Warto wspomnieć, iż nawet
wielu poważnych krytyków literackich twierdzi bez żadnego zażenowania,
że to właśnie Władca pierścieni, a nie np. Ulisses, Dżuma czy W poszukiwaniu
straconego czasu jest najważniejszą opowieścią XX wieku. A przecież
jeśli ktoś, chociażby pobieżnie, porówna wartość książek Tolkiena
i wartość książek Dostojewskiego, Tołstoja, Camusa czy Sienkiewicza,
to jednoznacznie musi stwierdzić gigantyczną wręcz przewagę tych
ostatnich. Historia hobbita Frodo to wciągająca bajka. Jej przesłanie
nie jest jednak wcale zbyt odkrywcze... Ba, różne wątki i postaci
wydają się być żywcem zaczerpnięte z innych ważnych powieści. Skąd
więc ta fascynacja?
Swojego czasu Stanisław Brzozowski bardzo ostro krytykował
twórczość Sienkiewicza. Oskarżał ją o płytkość intelektualną, o schematyzm
i banalność. Trudno zgodzić się z tymi zarzutami. O autorze Quo vadis
i Trylogii można by dyskutować bardzo długo. Jednakże ogólne przesłanie
wynikające z publicystyki Brzozowskiego, Świętochowskiego czy Gombrowicza
jest chyba prawdziwe. Większość czytelników na świecie preferuje
powieści o fabule niezbyt zawiłej. Z różnych względów. I, niestety,
od mających zdrowotne problemy ideowców z prozy Żeromskiego lepiej
postrzegani są pełni radości i siły herosi. Jeśli zaś owi herosi
żyją w dodatku w ciekawym świecie i przeżywają tysiące jak najbardziej
niesamowitych przygód - sukces danej książki jest coraz bardziej
prawdopodobny. Ta sama reguła przenosi się na realia Dziesiątej Muzy.
Film Władca pierścieni pobił na pewno jeden rekord w historii światowego
kina. Tym rekordem jest jego budżet. Efekty specjalne, muzyka, zdjęcia
stoją na naprawdę najwyższym poziomie. A sam scenariusz? Cóż, również
tutaj odnaleźć można wiele plusów. Wiele przesłań wynikających z
fabuły jest naprawdę wartościowych. Bardzo ważne jest to, iż twórcy
obrazu zdecydowanie oddzielają dobro od zła. Pozytywni bohaterowie
wyraźnie różnią się od bohaterów negatywnych. Zarówno pod względem
stylu bycia, jak i wyznawanych zasad. Nie spotykamy się tu z popularną
w różnych mutacjach "Jamesów Bondów" tezą, iż "każdy środek prowadzi
do celu". U Tolkiena liczą się takie zasady, jak przyjaźń, poświęcenie
dla ogółu czy odpowiedzialność. Symbolika całości nie jest jednak
zbyt rozbudowana. Wystarczy chociażby porównać film Władca pierścieni
do filmów opartych na motywach Odysei. Twórcy najnowszej superprodukcji
bardzo często koncentrują swoją uwagę na tym, by efektownie zaprezentować
sceny bitewne i sceny związane z potworami, zapominając już zdecydowanie
o innych sprawach. I może w sumie tak właśnie być powinno. Przecież
Tolkien, jak już wyżej ustaliliśmy, nie jest żadnym Dostojewskim...
No, ale mimo wszystko pewne dysproporcje rażą.
Film można oglądnąć dla odprężenia. Wypada gorąco zaprotestować
przeciw czynieniu z niego (jak i z książki) arcydzieła sztuki. Opowieść
o hobbitach natchnęła wielu innych pisarzy do "naśladowania" oryginału.
Może z tego powodu dzisiaj, gdy tworzenie książek o czarownikach,
elfach i złych goblinach stało się normą, ów oryginał nie zachwyca
tak jak kiedyś... Ale przecież właśnie podczas refleksji nad tym
problemem dostrzec można jeszcze jedną różnicę między prekursorską
literaturą fantastyczną a prawdziwą literaturą piękną. Ta ostatnia,
mimo upływu wielu dziesiątków lat właściwie coraz bardziej zadziwia
i intryguje kolejne pokolenia czytelników. W przypadku Tolkiena jest
odwrotnie... Może by więc dobrze się stało, gdyby ktoś kiedyś zechciał
choć połowę środków finansowych służących realizacji filmu Władca
pierścieni przeznaczyć na ekranizację Idioty, Biesów Dostojewskiego
czy też Bez dogmatu Sienkiewicza?
Pomóż w rozwoju naszego portalu