Upływał trzeci dzień po śmierci Jezusa. W Jerozolimie zapanowało wyjątkowe podniecenie. Miasto w swojej tysiącletniej historii nie przeżywało jeszcze czegoś takiego. Wielu sądziło, że po świątecznym dniu Paschy winien panować błogi spokój. Właśnie przed trzema dniami zginął wreszcie na krzyżu ten wichrzyciel, co siał niepokój i mącił prostakom w głowach.
Przeciw wszelkim przewidywaniom, pewnie tylko z nadzieją swojej Matki zmartwychwstał, wrócił do życia. Od rana wrzało o tym w mieście. Maria Magdalena twierdziła, że Go widziała żywego. Być może próbowano Go gdzieś znaleźć. Niektórzy sądzili, że musi się gdzieś ukrywać. Nie było Go w grobie. Być może szukano Go u Matki, wśród uczniów, na dziedzińcu świątyni. Nigdzie Go jednak nie było. Ale oto u kresu dnia pojawił się w pomieszczeniu, gdzie byli zgromadzeni uczniowie. Przyszedł przez zamknięte drzwi. Pozdrowił uczniów słowami: „Pokój wam” (J 20, 19b).
Przy tym pierwszym spotkaniu nie było jednego z Dwunastu - Tomasza. Za tydzień sytuacja się powtórzyła. Był już Tomasz. Jezus wypomniał mu brak wiary. Tomasz zaś tym razem zdał egzamin. Wyznał „Pan mój i Bóg mój!”
(J 20, 28). Te Tomaszowe słowa z pewnością są dziś naszymi słowami. Wielu z nas - może nawet wszyscy - możemy je z przekonaniem powtórzyć i zasłużyć sobie w ten sposób na uznanie Pana: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29b). Wniknijmy głębiej w to Tomaszowe wyznanie, pod którym się wszyscy podpisujemy: „Pan mój i Bóg mój!”. Słowo „pan” ma u nas historyczne obciążenie. Przeszłość sprawiła, że łączyliśmy je z pychą, przemocą, zachłannością, samowolą. Dziś w języku potocznym dźwięczy obojętnie. Oznacza grzeczne zwrócenie się do dorosłego mężczyzny. W jednym przypadku słowo „pan” jest pełne najmilszej treści, właśnie w tym znaczeniu, które mu nadał niewierny Tomasz, gdy wyznał przed Chrystusem „Pan mój i Bóg mój!”. Pan oznacza tu Boga, Króla Wszechmocnego, Mesjasza, Zbawiciela ludzkości. Tak nazywa Chrystusa wielokrotnie w swoich listach św. Paweł Apostoł. W Pierwszym Liście do Koryntian pisze: „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha: Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3).
Tak nam się też przedstawia Chrystus w Apokalipsie: „Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap 1, 17b-18). Godność Pana „przydali” Chrystusowi ci, którzy uwierzyli w Niego po zmartwychwstaniu. Uznawali, że Chrystus jest Panem nieskończenie potężnym, ale zarazem nieskończenie dobrym, a dobroć Jego i miłosierdzie trwają na wieki. Wierzyli, w to, że Jezus dzięki zmartwychwstaniu został wyniesiony i intronizowany przez Ojca, od którego otrzymał wszelką władzę nad ludźmi i nad całym światem. Uznawali, że Jezus jest Panem historii, Panem czasu i wieczności.
Głoszenie, że Jezus jest Panem, winno zajmować szczególne miejsce we wszystkich istotnych chwilach naszego chrześcijańskiego życia.
Jak w początkach Kościoła, tak i dziś, tym, co może wyrwać świat z odrętwienia niewiary i nawrócić go do Ewangelii, nie są apologie, teologiczne czy polityczne traktaty bądź niekończące się dyskusje, ale proste, mocne Bożą mocą głoszenie, że Jezus jest Panem. Najpierw trzeba to głosić samemu sobie, w swoim wnętrzu, by potem można było głosić to innym.
Oprac ks. Łukasz Ziemski
Pomóż w rozwoju naszego portalu