Każdy nauczyciel i wychowawca winien być przekonany o swojej
niezwykle szlachetnej i ważnej społecznie misji - wychowania młodego
pokolenia. Systemy totalitarne zawsze dążą do tego, by z nauczycieli
uczynić posłuszne narzędzia do rozpowszechniania swoich ideologii,
przez co przyczyniają się do spadku ich autorytetu. Do niedawna przeżywaliśmy
tego rodzaju działania. System komunistyczny manipulował edukacją
i wychowaniem bez ograniczeń i bez jawnego sprzeciwu ze strony pedagogów.
Można było sobie tylko pomarzyć o czasach, kiedy nauczyciele wszystkich
szczebli, od szkolnych po akademickie cieszyli się wielkim autorytetem.
Był on w pełni zasłużony z uwagi na etos, jaki w zdecydowanej większości
prezentowali. Etos ten wyrażał się w wielkiej prawości tych ludzi,
a jednocześnie w głębokim ich przekonaniu o wielkiej roli, jaką spełniają.
Ten etos został zniszczony, autorytet nauczyciela zdeptany.
Czy jest szansa na jego odbudowę dziś? W rzeczywistości polskiej
byłaby szansa, gdyby nie nowe zagrożenia, jakie płyną z Zachodu.
Nurty liberalne jawnie kwestionują jakikolwiek sens pracy wychowawczej.
Do tego dołączyło się lekceważnie zadań społecznych nauczycieli,
często rzucanie na nich niesprawiedliwych oskarżeń, a także odbieranie
im sankcji, które mogłyby zapewnić w szkole dyscyplinę, absolutnie
niezbędną do realizowania procesów wychowawczych. Ta liberalizacja
w nauczaniu i w wychowaniu przenika polskie szkoły.
Tylko nauczyciele wiedzą, jak niezwykle trudno spełniać
im ich zadania w szkołach, w których uczniowie zachowują się agresywnie
i co najgorsze, są wspierani niekiedy przez rodziców, którzy nie
rozumieją swoich zadań wychowawczych i nie wiedzą, że ktoś nimi manipuluje.
Za nieodpowiednie zachowania swoich dzieci obwiniają nauczycieli,
odwołując się do różnych instancji opiekuńczych, jak Rzecznik Praw
Dziecka itp. Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć skutki takich
postaw niektórych rodziców, które w pierwszej kolejności uderzą w
nich samych.
Manipulacja zbiera obfite żniwo także wśród nauczycieli
i wychowawców. Fałszywa antropologia, która rozpowszechnia konsekwentnie
przez różnorodne media tzw. beztresowe teorie wychowawcze, tkwi głęboko
w świadomości i w codziennej praktyce wielu pedagogów. Przy tym znajdują
oni wsparcie ze strony władz reprezentujących dane opcje polityczne.
Znamy te "lekcje manipulacyjne" z przeszłości. Byli nauczyciele,
którzy łatwo znajdowali swoje miejsce w komunizmie, a dziś potrafią
być elastyczni w liberalizmie. Po upadku marksistowskiej ideologii,
manifestowali swoje "przekonania religijne", a gdy obecnie kurs się
zmienił, to zaczynają usuwać z programów wychowawczych w imię tolerancji,
demokracji, wolności wszelkie akcenty religijne, moralne, patriotyczne.
Ci nauczyciele zostali już uchwyceni przez media manipulacyjne; ich
rola sprowadza się do niezaangażowanego przedstawienia różnych, często
sprzecznych ze sobą postaw moralnych. Wybór decyzji pozostawia się
dziecku.
W takim duchu nieustannie pracują również media, emitując
spektakle prowokujące młodocianych do samowoli, relatywizmu moralnego;
dziecko może decydować, co dobre a co złe moralnie. Oczekiwania wielu
pedagogów czy nawet rodziców, że dziecko samo rozwiąże kwestie moralne
i religijne, opierają się na błędzie antropologicznym.
Tymczasem, młody człowiek świadomie czy nawet podświadomie
szuka autorytetów, na których chce oprzeć swój światopogląd. Szuka
wskazań, rad u ludzi dorosłych. Jeśli rodzice czy wychowawcy w szkole
nie udzielą mu ich, nie pokierują jego życiem, to popadnie w kompleks,
załamie się, albo pójdzie szukać ratunku gdzie indziej. I chętnie
przed nim otworzą się szeroko drzwi w skrajnych organizacjach, w
sektach. Wówczas jest za późno bić na alarm, co się z młodymi ludźmi
dzieje, dlaczego tyle odchodzi od Boga, Kościoła, rodziny a miejsce
znajdują w rozmaitych sektach.
Trudno jest niektórym rodzicom i niektórym wychowawcom
zrozumieć, a właściwie zaakceptować prawdę, iż cały błąd leży w nich.
To u nich cały mechanizm uruchomiony przez prądy ateistyczne i liberalne
znalazł właściwy grunt. Smutne, że odpowiedzialność za ten stan rzeczy
jest wciąż odsuwana na coś lub na kogoś, jak np. na sytuacje, politykę,
postęp, modę - co się streszcza w utartych sloganach "teraz jest
taki świat i nie da się nic zrobić". Uleganie owym czynnikom, a potem
odsuwanie od siebie odpowiedzialności za wychowanie - to obraz postaw
współczesnych niektórych rodziców i nauczycieli.
W związku z tym istnieje pilna potrzeba odbudowania autorytetu
rodziców i nauczycieli. A potem wspólna ich "praca od podstaw", jak
w pozytywizmie, bez uprzedzeń i zrażania się trudnościami, z nadzieją,
że wszelkie wysiłki nie pójdą na marne. Dostrzegała tę pilną potrzebę
ratowania etosu wychowawców, ich autorytetów i ratowania młodego
pokolenia od zagrożeń Anna Jenke - nieprzeciętny pedagog i wychowawca
wielu młodych pokoleń. Oddajmy jej głos w tej kwestii, co nam radzi
na dziś. Oto jej słowa:
"W Polsce bywały czasy, kiedy odpowiedni ludzie wysunęli
i realizowali m.in. rzeczowe i słuszne, choć prozaiczne hasło: Pracy
u podstaw. Wiedzieli, że młodzież jest właśnie taką podstawą bytu
narodowego i przyszłości. Wszystkie swoje siły, sposoby oraz dostępne
środki - ubogie i nieubogie - włączyli więc także do pracy nad młodzieżą.
Po roku 1863 nie mogli liczyć na pomoc ówczesnej szkoły,
która jak to widać w Syzyfowych pracach Żeromskiego raczej nie pomagała
w tej dobrej robocie. Kto więc był pomocnikiem, sojusznikiem w wielkiej
sprawie ratowania młodzieży w tym zagrożeniu? Na pewno rodzina, której
próg według ślubowania Roty miał się stać twierdzą. Na pewno Kościół,
przekazujący młodemu pokoleniu wiarę ojców. Na pewno prasa - cały
wachlarz czasopism, po to właśnie założony przez światłe i odpowiedzialne
grupy dziennikarzy, by ratować, dźwigać, prostować błędne pojęcia,
oświecać, uczyć myśleć i wybierać. Także na pewno literatura piękna
- ku zbudowaniu i pokrzepieniu serc tworzona.
To pozytywizm polski i jego pochodnie - ludzie spalający
bez reszty swoje młode i stare siły Bogu i Polsce. Z pełnym szacunkiem
i podziwem ocaliła historia ten wielki wkład Polaków czujących odpowiedzialność
za "dziś" i "jutro". No cóż. Wiedzieli, że "historyczne czasy wymagają
historycznych miar..." (Anna Jenke: Fakty, propozycje).
Znając przeszłość naszego narodu można powiedzieć, że
trudne czasy zawsze wyzwalały prawdziwe moce w ludziach. Teraz też
są czasy trudne, bardzo trudne. Zadania nieraz przerastają możliwości
ludzkie. Zadania szczególnie wychowawcze. Anna Jenke widziała naprawę
od "odpowiednich ludzi", którzy by zaczęli "pracę od podstaw". Odpowiedni
ludzie, to inaczej prawi ludzie. To rodzice prawi, rozumiejący swoje
zadania; czuwający nad zdrowym wychowaniem swoich dzieci, chroniący
przed zgnilizną moralną, kontrolujący programy telewizyjne, czasopisma
i inne mass media.
Prawi ludzie - to nauczyciele i wychowawcy nie dający
się zwieźć czynnikom manipulacyjnym, mający odwagę "być sobą" w każdej
sytuacji, w każdym ustroju. To wychowawcy, którzy nadal wystawiają
w szkole podczas uroczystości misteria o charakterze religijnym i
patriotycznym. Realizują ustalone programy wychowawcze, oparte na
wartościach chrześcijańskich. Zabiegają o dobro dziecka. W każdy
możliwy sposób pomagają rodzicom w ich trudnej roli wychowawczej.
Ale są i tacy nauczyciele, którzy postępują w zależności
od opcji politycznych. Oni obserwują na bieżąco, co jest "na fali"
i łatwo dają się jej unosić. Bo cóż można powiedzieć o takiej postawie
nauczyciela, który w ubiegłym roku promował w swoim programie wychowawczym
wartości chrześcijańskie; wystawiał w szkole misterium bożonarodzeniowe,
a w tym roku już wszystkie religijne "akcesoria" wyniósł na strych,
a wystawiał program obcy kulturze chrześcijańskiej i polskiej, a
wartości najwyższe, religijne wyraźnie przemilcza, jakby się ich
wstydził lub wyparł.
Na szczęście, nie wszyscy wychowawcy dają się unosić
tej "fali", ale smutne, że są tacy i tak łatwo zmieniają swoje postawy.
Co o nich można powiedzieć? Chyba to, że nie stoi za nimi etos prawego
nauczyciela. Bo etos nauczyciela - to prawość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu