Reklama
Wojna sprawiedliwa?
Prekursorem teorii „wojny sprawiedliwej” był św. Augustyn z Hippony, żyjący na przełomie IV i V wieku. Choć generalnie wojnę uważał za zło, zaznaczał jednak, że mogą zaistnieć sytuacje, w których wolno jest chrześcijaninowi chwycić za broń i wziąć udział w walce zbrojnej. „Wojnami sprawiedliwymi” były dlań wojny prowadzone w obronie ojczyzny (civitas) zagrożonej przez barbarzyńców, a także działania zbrojne, których celem była obrona bliźniego przed niesłuszną i niezasłużoną napaścią. „Wojnę sprawiedliwą” (bellum iustum) uważał za akcję niesprzeciwiającą się moralności chrześcijańskiej, w przeciwieństwie do zasługującej na potępienie „wojny niesprawiedliwej” (bellum iniustum).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Teoria „wojny sprawiedliwej” była głoszona przez Kościół aż do II połowy XX wieku, a konkretnie do czasów pontyfikatu Piusa XII. Po dwóch wojnach światowych, a w okresie trwającej wówczas „zimnej wojny” papież ten jako pierwszy zakwestionował zasadność pojęcia „wojny sprawiedliwej”. Pius XII konsekwentnie stał na stanowisku, że każda wojna jest zbrodniczym aktem, jeśli nie usprawiedliwia jej absolutna konieczność własnej obrony, której nie można zapewnić w sposób pokojowy. Zatem wprowadził w miejsce „wojny sprawiedliwej” kryterium „uprawnionej obrony koniecznej”. Dowodził, że obrona konieczna, obrona ojczyzny przed zewnętrznym agresorem jest jedynym warunkiem mogącym usprawiedliwić działania zbrojne.
Jednocześnie - w obliczu narastającego zagrożenia Europy przez Związek Radziecki - akceptował pod pewnymi warunkami wypracowaną wówczas przez zachodnie mocarstwa teorię „odstraszania”, która polegała na nieustannych zbrojeniach, w tym gromadzeniu potencjału atomowego.
Sens powszechnych zbrojeń zakwestionował jednak szybko następca Piusa XII, Jan XXIII, zwany powszechnie „papieżem pokoju”. Znalezienie się przez ludzkość na skraju wojny nuklearnej, czego dowiódł szczególnie kryzys kubański w 1962 r., skłoniło Jana XXIII do wystosowania wielkiego apelu o pokój, który skierował do świata w encyklice „Pacem in Terris” wydanej rok później. Jan XXIII potępił w niej też doktrynę „odstraszania”. Przekonywał, że doktryna oparta na równowadze zbrojeń ma bardzo niestabilne fundamenty, ponieważ czasem do wybuchu wojny wystarczy zaledwie pretekst. Utrzymywanie „równowagi strachu” – w jego pojęciu - w żaden sposób nie zabezpieczało świata przed wybuchem wojny, a nawet stwarzało ku temu potężne ryzyko. Zaznaczał również, że związany z ideą odstraszania wyścig zbrojeń hamuje postęp gospodarczy i społeczny, ponieważ wykorzystuje potencjał naukowy i gospodarczy do rozwoju broni, zamiast spożytkować go dla rozwoju „dobra wspólnego” ludzkości.
Reklama
W ślad za nauczaniem Piusa XII i Jana XXIII ojcowie Soboru Watykańskiego II konsekwentnie opowiadali się przeciwko pojęciu „wojny sprawiedliwej”. W Konstytucji „Gaudium et spes” oraz innych dokumentach soborowych nigdzie już tego pojęcia nie znajdziemy. Pojawia się wyłącznie kategoria „prawa do obrony koniecznej”, zarówno w wymiarze indywidualnym jak i państwowym. Równocześnie jednak ojcowie soborowi odrzucali coraz bardziej modny wówczas pacyfizm, będąc świadomi, że potępienie wojny obronnej mogłoby być równoznaczne z otwarciem drogi do bezkarnej agresji w stosunkach międzynarodowych. Nie zakwestionowali tym samym prawa do prowadzenia wojny obronnej, ale jej uzasadnienie moralne widzieli tylko w sytuacji, jeśli wszystkie inne środki zmierzające do położenia kresu zbrojnej przemocy okazałyby się nierealne lub nieskuteczne.
Ponadto Sobór Watykański II stanowczo potępił wojnę z zastosowaniem broni nuklearnej - bez żadnych wyjątków w tym zakresie. A to dlatego, że – jak dowodzono – użycie broni atomowej w każdym przypadku wywoła wojnę totalną. Pojęcie wojny totalnej ojcowie soboru rozumieli jako działania zbrojne, w których w równej mierze – jaki siły i obiekty wojskowe - narażona jest na zniszczenie ludność cywilna i to na obszarze trudnym do określenia. Zanegowanie prawa do prowadzenia wojny totalnej łączyło się z przeciwstawieniem się samemu posiadaniu broni atomowej. Gromadzenie jej – w świetle posoborowej nauki Kościoła - nawet jedynie w celu odstraszania, nie jest właściwym sposobem na utrzymanie pokoju, nie mówiąc o jego budowaniu.
Reklama
Prawo do obrony koniecznej
Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 r. dokładnie definiuje warunki pod jakimi można uciec się do „obrony koniecznej”, wyjaśniając, że „obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności” (art. 2265).
Państwo ma zatem prawo, a nawet obowiązek obrony swych obywateli, także za pomocą środków zbrojnych, ale wyłącznie przy spełnieniu jasno sformułowanych warunków. Precyzyjnie definiuje je Katechizm w art. 2309, mówiąc, że decyzja o użyciu siły militarnej może być usprawiedliwiona, tylko w przypadkach, gdy:
- szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów jest długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
- wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
- użycie broni nie pociągnie za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć.
Reklama
Jan Paweł II – możliwość ingerencji humanitarnej
Jan Paweł II podtrzymał prawo do obrony koniecznej, a przy tym wielokrotnie podkreślał, że wojna jest „najbardziej barbarzyńskim i najmniej skutecznym środkiem rozwiązywania konfliktów”. Zdaniem papieża Wojtyły „wojny nie rozwiązują problemów stanowiących przedmiot sporu i stąd okazują się nie tylko straszliwie niszczące, ale także bezużyteczne”.
Istotne novum jakie Jan Paweł II wniósł do doktryny o „obronie koniecznej” jest pojęcie „ingerencji humanitarnej”, sformułowane przezeń w orędziu na Światowy Dzień Pokoju z 1 stycznia 2000 r. Ingerencja humanitarna - wedle Jana Pawła II - jest rodzajem obrony koniecznej, dopuszczalnym wtedy, gdy "powstaje niebezpieczeństwo, że ludność cywilna padnie ofiarą niesprawiedliwego napastnika oraz kiedy spełzną na niczym próby działania politycznego i obrony bez użycia przemocy”. Wówczas „uprawnione jest, a nawet konieczne, podjęcie konkretnych kroków w celu rozbrojenia agresora", ale zarazem podkreślał, że uprawniona jest to tego wyłącznie wspólnota międzynarodowa, a nie pojedyncze państwa.
Reklama
Możliwość uprawnionej etycznie „interwencji humanitarnej” Jan Paweł II przewidział szczególnie w przypadku zaistnienia ewidentnej zbrodni przeciwko ludzkości, Wyjaśniał, że jeśli dojdzie do zbrodni przeciwko ludzkości, to nie można uważać jej za wewnętrzną sprawę danego kraju. Wskazywał więc, że „w sytuacji gdy wykorzystane zostały wszystkie możliwości negocjacji drogą dyplomatyczną (…) a mimo to narody dotknięte niesprawiedliwą agresją nadal uginają się pod ciosami napastnika, inne państwa nie mają już prawa do obojętności. Wydaje się wręcz, że ich obowiązkiem jest rozbroić agresora”. (Przemówienie do członków Korpusu Dyplomatycznego akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej, 1993)
Papież zaznaczał, że tego typu działania winny jednak być ograniczone w czasie i winny mieć ściśle określone cele, a należy je prowadzić z pełnym poszanowaniem prawa międzynarodowego i pod nadzorem uznanego organu władzy o charakterze ponadnarodowym. Dlatego w 2003 r. Jan Paweł II sprzeciwił się zbrojnej interwencji Stanów Zjednoczonych wraz z ich sojusznikami w Iraku. Nie spełniała ona wszystkich kryteriów „interwencji humanitarnej”, a groziła rozpętaniem światowego konfliktu z islamem. „W obliczu straszliwych konsekwencji, jakie międzynarodowa operacja zbrojna niosłaby dla ludności Iraku i równowagi całego, i tak już mocno doświadczonego, regionu Bliskiego Wschodu oraz mając na uwadze niebezpieczeństwo uaktywnienia się ekstremizmów, wołam do wszystkich: wciąż jeszcze jest czas na negocjacje; wciąż jeszcze jest szansa na pokój; nigdy nie jest za późno na to, aby się porozumieć i kontynuować rozmowy pokojowe” – wyjaśniał wówczas.
Jednocześnie – podobnie jak swoi poprzednicy – Jan Paweł II potępiał ogromne wydatki przeznaczane na wyścig zbrojeń. Wyjaśniał, że utrzymywanie w gotowości do użycia broni powoduje, że światu nieustannie grożą kolejne konflikty, a pokój jest bardzo kruchy.
Reklama
Analogiczne stanowisko wobec wojny prezentuje papież Franciszek, ostrzegając przed „trzecią wojną światową w kawałkach”, która – jego zdaniem – toczy się już w wielu punktach świata i z łatwością może się przemienić w konflikt globalny.
W tegorocznym przemówieniu do Korpusu Dyplomatycznego Franciszek dowodził, że „świat bez broni nuklearnej jest możliwy i konieczny”. Wyjaśniał, że „nadszedł czas, aby osoby posiadające odpowiedzialność polityczną zdały sobie z tego w pełni sprawę, ponieważ to nie odstraszające posiadanie potężnych środków masowego rażenia czyni świat bezpieczniejszym, ale cierpliwa praca wszystkich osób dobrej woli, które poświęcają się konkretnie, każda w swojej dziedzinie, budowaniu świata pokoju, solidarności i wzajemnego szacunku”.
Dokładne i najbardziej aktualne sprecyzowanie stanowiska Kościoła wobec wojny Franciszek najprawdopodobniej przedstawi niebawem, w kolejnej encyklice społecznej, która za kilkanaście tygodni ma ujrzeć światło dzienne.