Wiara religijna, ta, której źródłem jest Objawienie zawarte
w Biblii i w nauczaniu Kościoła (Kościoła dlatego, że przejął on
i organicznie rozwija tradycję Izraela i Jezusa oraz Jego Apostołów),
uczy, że czyny etycznie i moralnie naganne są przejawem choroby ludzkiego
ducha. Słowo to warunek istotny, obok łaski, dla uzyskania uzdrowienia.
Inaczej mówiąc - wyznanie grzechów jest koniecznym warunkiem ich
odpuszczenia. Dlaczego taki stanowczy warunek stawia Kościół? Ponieważ
nie mógł wyciągnąć innego wniosku z wypowiedzi Chrystusa: "Weźmijcie
Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 22-23). Jak można bowiem rozumnie
rozstrzygać, nie znając stanu rzeczy? Tym bardziej gdy chodzi o sprawy
sumienia.
Kościół odczytuje swoją rolę pośrednika łaski i narzędzia
zbawienia (w tym wypadku odpuszczenia grzechów) w oparciu o jeszcze
inną wypowiedź Chrystusa: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej
Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie
dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie
związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w
niebie" (Mt 16, 18-19). Nie trzeba dużo, aby zrozumieć w wypowiedzi
Chrystusa, co miał na myśli w odniesieniu do Kościoła, a mianowicie,
że ustanowił go pośrednikiem w planie zbawienia ludzi. Czy to źle,
że Bóg posługuje się najprostszymi "rekwizytami" w komunikowaniu
swojej łaski: wodą, chlebem, winem, oliwą, słowem i drugim człowiekiem?
Czy mamy Mu mieć za niestosowne, że chce, abyśmy mieli nadzieję,
abyśmy nie utonęli w rozpaczy z powodu zła, do którego sami zresztą
się przyczyniamy? Mamy się obrażać na Boga, że "wstawił" między siebie
i nas Kościół, aby nam służył tą nadzieją? Jeżeli takie obiekcje
mamy, to może właśnie dlatego, że nie wiemy i nie rozumiemy kim,
czym i po co jest Kościół.
Na podbudowanie powyższej myśli o miejscu Kościoła w
naszym życiu podąża jeszcze jedno spostrzeżenie, a mianowicie odczytanie
stylu działania Boga. W Piśmie Świętym, tak w Starym, jak i w Nowym
Testamencie, Bóg jest przedstawiony jako działający poprzez, czyli
za pośrednictwem ludzi. Posługuje się jednymi dla dobra drugich.
Nie wybiera najlepszych. Przeciwnie - wystarczy pomyśleć o Apostołach,
aby się przekonać, że Chrystus "nie znał się" na ludziach. Ale dzięki
temu Kościół jest taki ludzki. Przez to Chrystus chce powiedzieć,
że zbawienie, jak samo życie, jest dla wszystkich bez wyjątku. Jedni
dla drugich stają się drogą do Boga. I to jest niezwykłe. Wyraźnie
sformułował to św. Jan w Pierwszym swoim Liście, gdzie czytamy: "
Jeśliby ktoś mówił: ´Miłuję Boga´, a brata swego będzie nienawidził,
jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi,
nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego
przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego" (
1 J 4, 20-21) A gdzie indziej czytamy, że Chrystus przysługę wyświadczoną
bliźniemu odbiera jako wyświadczoną Jemu, podobnie też odbiera krzywdę
wyrządzoną drugiemu człowiekowi. "Wszystko, co uczyniliście jednemu
z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" i "czego nie
uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili"
. (Mt 25, 40. 45). Bóg zniża się do ludzi, nie miejmy więc pretensji,
że posługuje się najzwyczajniejszymi środkami, aby umożliwić nam
osiągnięcie zbawienia i życia wiecznego. Bóg tak samo chce zbawić
spowiadającego się penitenta, jak i rozgrzeszającego go spowiednika.
Ten ostatni też potrzebuje rozgrzeszenia, przebaczenia, znaku miłosierdzia.
Na jeszcze inny aspekt należy zwrócić uwagę. Pismo Święte
uczy, że każdy nasz czyn, czy to dobry, czy zły, ma charakter społeczny.
Nie ma w zakresie moralności sfery całkowicie prywatnej, ponieważ
sam podmiot takich czynów, czyli człowiek, jest istotą społeczną.
Nie można nie odnieść tak czynów pozytywnych, jak i negatywnych (
grzechów) do życia społecznego. Co to znaczy? A mianowicie, że dzięki
naszym dobrym czynom wzrasta świętość Kościoła, natomiast z powodu
grzechów Kościół staje się grzeszny. My go czynimy takim albo takim.
Pełnionym dobrem odsłaniamy w nim pełne blasku oblicze Chrystusa,
natomiast przesłaniamy je, co więcej - zniekształcamy, gdy grzeszymy.
Przy tej drugiej ewentualności, oczywiście, Kościół nam się nie podoba,
i słusznie! Bo tak faktycznie jest! Tylko, że szkopuł tkwi w tym,
że najczęściej zapominamy, iż sami się do tego przyczyniliśmy. Trzeba
sobie otwarcie powiedzieć, że grzesząc, wyrządzamy Kościołowi krzywdę
tak samo realnie, jak sobie samym. Możemy nawet się uśmiercić przez
popełnione grzechy ciężkie. Czy w Apokalipsie Chrystus nie uświadamia
tego Kościołowi w Sardes: "masz imię, [które mówi], że żyjesz, a
jesteś umarły" (Ap 3, 1). Nie można mówić: "Zgrzeszyłem, i cóż mi
się stało?". Zabiłeś miłość! A przynajmniej ją ciężko zraniłeś.
Chrześcijaństwo jest religią miłości, a także nadziei
przez to, że głosi, iż miłość, której źródłem jest Bóg, zawsze przebacza.
Przebaczenie to Jego odpowiedź na nasze niegodziwe postępowanie.
Czy Bóg jest niesprawiedliwy przez to, że przebacza, że pozwala nam
żywić niezłudną nadzieję powrotu do przyjaźni z Nim? Tę nadzieję
przebaczenia naszych grzechów mamy dzięki wierze, tak samo jak nadzieję
nagrody za doznane krzywdy oraz nadzieję życia wiecznego za życie
na ziemi według przykazań Bożych. Chrześcijaństwo jako religia miłości
i sprawiedliwości wiecznej uczy, że Bóg wszystkie nasze czyny osądza:
dobre nagradza błogosławieństwem, a złe, czyli grzechy, chce przebaczyć,
pod warunkiem wszakże, iż ich sprawca żałuje za nie i pragnie wyrządzone
zło naprawić. Kościół został powołany przez Chrystusa między innymi
właśnie do tego, aby w imieniu Boga zło przebaczać, aby grzesznik
miał widomy znak tego przebaczenia w postaci rozgrzeszenia. Mamy
mieć Kościołowi za złe, że pełni wobec nas posługę nadziei i miłosierdzia,
sam o nie wołając każdego dnia? Czy to źle, że mówi: "Idź, i odtąd
nie grzesz już więcej" (por. J 8, 11)?
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu