Promienie wiosennego słońca dokonują rzeczy niezwykłych, ponury
zimowy świat odchodzi w zapomnienie, a wszystko staje się kolorowe,
ciepłe i pachnące. Budzą się ze snu kwiaty, wielka siła dotychczas
w nich drzemiąca gwałtownie wypycha ich pędy z ziemi, wydobywa zielone
pąki, które rozkwitając chcą pokazać to, co mają najpiękniejszego.
Ich kolor cieszy ludzkie oko, a zapach wabi pszczoły. Jakże pięknie
wyglądają wiosenne tulipany, są tak nasycone czerwienią, że przypominają
gorejący płomień. Towarzyszą im zwykle narcyzy i żonkile, wprawdzie
trochę skromniejsze jeśli chodzi o wielkość i kolor, ale za to napełniają
świat cudownym zapachem. Imponująco wyglądają kwitnące drzewa stojące
samotnie oraz rosnące w sadach. Wszystkie są bardzo dumne i ustrojone
jak panna młoda do ślubu. Nic dziwnego, że lubi na nich siadać kukułka
albo słowik, żeby wyśpiewać swoją radość, a wtedy w dal płynie cudowna
melodia. Wszystko stworzenie czuje wiosnę rwąc się ku słońcu i zieleni.
Nawet kury, które ukradkiem wymykały się z obórki w zimowe dni, teraz
niechętnie wracają na noc do kurnika, prawie wszystkie się niosą
i jakoś radośniej gdaczą. Kurze gdakanie niby pospolite, ale jest
nieodłączną częścią każdego chłopskiego gospodarstwa. Jeśli w jakimś
obejściu nie widać kur, to jest niezawodny znak, że tu ludzie nie
mieszkają albo są bardzo biedni. Kurze gdakanie to coś w rodzaju
muzyki towarzyszącej przez cały dzień. Gospodarzem podwórka zawsze
jest kogut, który swoje towarzyszki pilnuje, ostrzega przed niebezpieczeństwem,
zachęca do jedzenia i wszędzie im towarzyszy. Kogut powinien być
okazały z dużym czerwonym grzebieniem i najlepiej koloru czerwonego,
powinien też ładnie piać. On dobrze wie, że rankiem trzeba budzić
gospodarzy, w południe przypomnieć o obiedzie a pod wieczór, gdy
jest już sam zmęczony słabym pianiem, zachęca do porzucenia pracy
i zasłużonego odpoczynku. Oprócz kur hodowano jeszcze gęsi i kaczki,
ale kury zawsze były na pierwszym miejscu, bo znosiły codziennie
jajko, a na specjalne okoliczności było mięso na rosół. Z kurami
można się zaprzyjaźnić, one potrafią odwzajemniać ludzką przyjaźń,
przywiązać się do swoich i reagować na swoje imię.
Najwięcej ptactwa domowego było na plebanii w miasteczku,
oprócz kur i kaczek proboszcz hodował indyki, perliczki i pawie.
Te ostatnie stanowiły największą atrakcję, ludzie specjalnie podchodzili
do plebańskiej zagrody, aby popatrzeć na te piękne ptaki, które jakby
wiedząc, że są podziwiane pokazywały swoje kolorowe pióra rozłożone
niby bajeczny wachlarz. Podziwiano też perliczki, w porównaniu do
pawia są one szarakami, ale za to trzymają się blisko obejścia i
głośno krzyczą. Ich hałaśliwe "ki-kik" wystraszają podobno szczury
i myszy. Ulubieńcem proboszcza był duży czerwony kogut wychowany
od swej młodości na plebanii. Przyszedł na świat późną jesienią,
wysiedziała go po kryjomu jakaś liliputka nie zważając na to, że
jest bardzo zimno. Biedak zaraz po przyjściu na świat głośno krzyczał
jakby wzywając pomocy, usłyszał to kapłan i zabrał go do mieszkania.
Wkrótce zadomowił się tam na dobre, a nawet zaprzyjaźnił się z psem
i kotem. Proboszcz nazwał go Kajtek, chyba podobało mu się to imię
bo szybko go zapamiętał i zawsze reagował na zawołanie. Dość często
spacerowali razem dookoła kościoła, rozmawiali sobie, kapłan coś
opowiadał, a on kiwał głową jakby wszystko zrozumiał, czasem ptak
na chwilę przystawał i robił zdziwioną minę albo się nie zgadzał
ze swym panem. Jeśli dostał naganę, to jego grzebień stawał się jeszcze
bardziej czerwony, spuszczał głowę a potem chował ją pod skrzydło.
Potrafił też skoczyć na ramię swego pana i towarzyszyć mu w spacerach
tak długo dopóki nie został zrzucony. Zima już dawno się skończyła,
a Kajtek nie miał zamiaru zmieniać mieszkania, wprawdzie bywał w
kurniku, ale na plebanii czuł się lepiej. Wiosna jednak swoje zrobiła,
Kajtek pomału przyzwyczajał się do roli gospodarza podwórka i opiekuna
stada. Szybko stał się dużym, ładnym domowym kogutem i prawie zapomniał
o swoim dzieciństwie. Wprawdzie w dalszym ciągu chętnie towarzyszył
swemu panu ale tylko na zawołanie i w wyjątkowych sytuacjach.
Pewnego razu zdenerwowana gospodyni przyszła do proboszcza
zaczynając rozmowę od skargi na Kajtka. Poczciwa kobieta oznajmiła
donośnym głosem, że ulubieniec proboszcza zbyt mocno zajmuje się
kurami i ciągle za nimi goni, a one z tego powodu słabo się niosą.
Kapłan początkowo całą rozmowę traktował jako żart, ale gdy pani
domu bardzo nalegała, postanowił coś zrobić. Poczciwy i niemłody
proboszcz wezwał koguta na dywanik i mocno skarcił. Ty łobuzie! Zamiast
pilnować stada, ty kury gnębisz? Uspokój się, bo pani cię wsadzi
do garnka! Kogut jak za dawnych dni wstydził się, kiwał głową, potem
schował ją pod skrzydło i czym prędzej popędził do kur. Tego było
już za wiele. Czekaj hultaju, nie posłuchałeś, a więc spotka cię
zasłużona kara. Ukarać koguta i nie wyrządzić mu krzywdy to trudne
zadanie, ale co zrobić, żeby za kurami nie gonił i był posłuszny?
Proboszcz długo się zastanawiał i znalazł proste, skuteczne i niezbyt
uciążliwe rozwiązanie. Wziął kawałek grubej gałęzi, z której zrobił
palik. Następnie wybrał miejsce zacienione w pobliżu stodoły, tam
wbił przygotowany palik, do niego przyczepił kilkumetrowej długości
mocny sznurek, a do sznurka bardzo zdziwionego koguta. Z początku
Kajtek nie odczuwał żadnych zmian, bo kury znajdowały się w pobliżu.
Problem zaczynał się dopiero wtedy, gdy były oddalone. Ptak zapominał
o swoich więzach, nabierając przyśpieszenia jak strzała gonił w kierunku
upatrzonej kokoszki. Niestety po kilku metrach padał na ziemię bo
sznur zaciśnięty na nodze nie pozwolił mu dalej biegnąć. Biedak niecierpliwił
się, cierpiał i z wyrzutem patrzył na swego pana, który wcale nie
okazywał współczucia, przeciwnie miał minę człowieka bardzo zadowolonego.
Chcąc złagodzić cierpienia ulubieńca tłumaczył mu: "Nie przejmuj
się, Kajtek, to nic strasznego, jakoś przeżyjesz". Kogut jednak nie
słuchał, szarpał się dalej i wtedy już zdecydowanie został skarcony
słowami: "Kajtek, ty draniu! Teraz będziesz wiedział co to znaczy
żyć w celibacie!".
Pomóż w rozwoju naszego portalu