Jezus uczy: Wy jesteście solą dla ziemi. […] Wy jesteście światłem świata. […] Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 13-16). A na innym miejscu: Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10, 33). Zatem: Idźcie […] i nauczajcie wszystkie narody... (Mt 28, 19).
Pamięć o tych słowach oraz o zobowiązaniach, jakie przyjęliśmy podczas sakramentów chrztu i bierzmowania, nie pozwalają chrześcijaninowi także podczas wakacji zapominać o obowiązku świadczenia o Chrystusie. Co więcej: właśnie czas letnich urlopów zdaje się stwarzać wyjątkowe okazje do apostolstwa i ewangelizacji wśród spotykanych ludzi. Istnieje wtedy możliwość niekonwencjonalnych spotkań także z tymi, którzy kościół omijają szerokim łukiem, a jednak noszą w sercach tęsknotę za pełnią życia duchowego - za Bogiem.
A co mnie może obchodzić, że ktoś nie wierzy w Boga, nie praktykuje, „wypisał się z Kościoła”, chce żyć jak gdyby Bóg nie istniał? Przecież nikogo na siłę nie zmuszę do uznania Chrystusa i Jego Ewangelii! Oto jak odpowiada na tę kwestię św. Jan Złotousty: „Chrześcijanin nie dbający o zbawienie bliźniego jest najbardziej nieczułym z ludzi. […] Nie mów: Nie mogę pociągnąć innych za sobą. Bo jeżeli jesteś chrześcijaninem, to tak się stać musi. Natura nie znosi sprzeczności, a więc i do istoty chrześcijaństwa należy pociągać ku sobie innych. […] Nie może się ukryć światłość chrześcijanina, nie da się przesłonić tak mocne źródło światła”.
I wbrew pozorom najmniej chodzi tu o wykłady czy przekonywania kogokolwiek, choć uczciwą dyskusją na argumenty (nie na emocje) gardzić nie należy. Chodzi natomiast o autentyczne świadectwo życia, które sprawia, że zagubiony czy nieznający Boga człowiek, widząc moje zachowania, zacznie pytać o Tego, który ma rzeczywisty wpływ na wszystkie życiowe postawy. Gdyby mój styl życia był tak „uniwersalny” („poprawny politycznie”), że niczym nie będzie się różnił od stylu życia osób niewierzących, musiałbym negatywnie ocenić swoje deklaracje wiary.
Decydujące znaczenie może mieć dla pociągnięcia kogoś drogami wiary niemal wszystko: medalik na szyi i powstrzymanie się od piątkowej zabawy; modlitwa przed posiłkiem w stołówce i rodzaj żartów, opowiadanych podczas jedzenia; pójście 2 km pieszo do nadmorskiej świątyni na Eucharystię i strój, jaki na siebie wtedy włożymy…
W tych zewnętrznych postawach nie można zapomnieć, że idzie o oddanie chwały Bogu, a nie szukanie siebie: „Aby ludzie widzieli dobre czyny w nas i chwalili Ojca, który w niebie jest”.
Ks. Aleksander Radecki, ojciec duchowny MWSD we Wrocławiu
Pomóż w rozwoju naszego portalu