Reklama

Tercet niepodległości

Żołnierz, artysta i naukowiec, czyli Piłsudski, Paderewski i Dmowski - tych trzech polityków uznaje się za ojców rodzącej się w 1918 r. II Rzeczypospolitej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Świętowanie niepodległości bywa tak upraszczane, jakby to komendant Piłsudski niepodległość przywiózł nam pociągiem w teczce z Magdeburga. Choć był on wówczas dla Polski mężem opatrzności, to jednak nie jest jedynym twórcą II Rzeczypospolitej.
Sukces ma wielu ojców, a jedynie klęska jest sierotą. Już w okresie międzywojennym politycy spierali się zażarcie, kto położył największe w tej mierze zasługi. Bezsprzecznie jednak w pierwszej fazie tworzenia niepodległej Polski najwięcej zrobili Dmowski, Paderewski i Piłsudski.

Obstawianie wygranych

Reklama

Wszyscy trzej bohaterowie niepodległości urodzili się pod carskim panowaniem. Piłsudski na Litwie, Paderewski na Ukrainie, a Dmowski był wychowany na rogatkach Warszawy. Wywodzili się z raczej niezamożnych rodzin inteligenckich pochodzenia szlacheckiego. Paderewski i Piłsudski byli kresowiakami, stąd ich patriotyzm miał zabarwienie antyrosyjskie. Dmowski jako warszawiak odczuwał bliskość ówczesnej granicy niemieckiej, dlatego też zagrożenie upatrywał głównie w II Rzeszy. Co więcej, uważał on, że niezbędny do prawidłowego funkcjonowania niepodległej Polski jest dostęp do morza oraz wcielenie Wielkopolski i Śląska. Te strategiczne dla narodu obszary znajdowały się jednak na terytorium należącym do Prus. Wydarcie ich było więc możliwe tylko po sprzymierzeniu się z Rosją. Te plany wraz z klęskami wojsk carskich legły jednak w gruzach, a później prorosyjską politykę doszczętnie pogrzebał wybuch rewolucji. Dmowski przerzucił więc swe polityczne nadzieje z Rosji do Paryża, gdzie słusznie obstawił, że zwycięstwo przypadnie państwom ententy.
Piłsudski zaś był zwolennikiem proaustriackiego nurtu, który już przed wojną był popularny zwłaszcza w Małopolsce. Nie tyle był on fanem Habsburgów, ile raczej traktował monarchię instrumentalnie. W walce po stronie państw centralnych widział szansę na uzbrojenie i wyszkolenie przyszłego Wojska Polskiego. W tym samym okresie, kiedy przypadła największa aktywność Paderewskiego i Dmowskiego na Zachodzie, Józef Piłsudski i jego współpracownicy usiłowali rozgrywać sprawę polską „na miejscu”, w Warszawie i Krakowie. Podczas walki z Rosją u boku Austro-Węgier spodziewał się ze strony Berlina i Wiednia konkretnych koncesji politycznych dla Polaków - w postaci własnego rządu i wojska - w zamian za efektywną pomoc militarną na froncie wschodnim. Jednak przez ponad rok jego licytacja prawie nic nie przyniosła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Komendant Opatrzności

Reklama

Mogłoby się wydawać, że wraz z klęską państw centralnych w 1918 r. kompletnie nietrafiona okazała się również koncepcja Piłsudskiego. O ile na zachodzie Europy wszyscy znaczący politycy dobrze znali dyplomatyczny duet Dmowskiego z Paderewskim, to prawie nikt nie słyszał o komendancie Piłsudskim. Jednak mit komendanta Legionów Polskich wciąż był bardzo silny nad Wisłą. Za Piłsudskim przemawiała nie tylko działalność niepodległościowa, ale również popularność i sympatia, którą zdobył podczas sprzeciwu wobec Niemiec i Austrii (kryzys przysięgowy), po którym został uwięziony w Magdeburgu.
Niemal każde środowisko wiązało z nim określone nadzieje. Socjaliści myśleli, że będzie realizował ich program polityczny, a prawica liczyła, że nie będzie on ulegał radykalnym postulatom lewicy. - Był wtedy człowiekiem opatrznościowym, jedynym, który mógł stanąć na czele odradzającej się Polski. Opinia olbrzymiej większości narodu była tego samego przekonania - tak wspominał początki II Rzeczypospolitej kard. Aleksander Kakowski, członek Rady Regencyjnej, która przekazała pełnię władzy w ręce Piłsudskiego. Dlaczego - zdaniem większości Polaków - jedynie komendant Legionów mógł wówczas objąć władzę?
W listopadzie 1918 r. Polska była bardzo młodym i wątłym bytem państwowym. Oprócz luźno sformułowanych deklaracji i obietnic z Zachodu nie było nic więcej. Nie mieliśmy administracji, prawa ani wyznaczonych granic. Co więcej, młode państwo było zagrożone wojną domową. Choć Rada Regencyjna ogłosiła niepodległość już 6 października, to oprócz władzy w Warszawie powstał również socjalistyczny rząd Ludowej Republiki Polskiej w Lublinie, który był opozycją do konserwatywnych regentów. Na samym początku polskiej państwowości było więc realne zagrożenie wojną domową, bo socjaliści sprzeciwiali się przyjęciu przez Warszawę władzy nad Galicją. Oprócz stolicy i Lublina silnym ośrodkiem władzy, a co najważniejsze uznawanym na arenie międzynarodowej, był paryski Komitet Narodowy Polski na czele z Romanem Dmowskim.
W tej trudnej i skomplikowanej rzeczywistości Polska potrzebowała silnej ręki, która utrzymałaby te przeciwstawne żywioły. Jedyną osobą, na którą mogła zgodzić się zarówno konserwatywna Rada Regencyjna, jak i socjalista Ignacy Daszyński był właśnie PPS-owiec - Józef Piłsudski. Co najważniejsze, on mógł zjednoczyć i sprawnie dowodzić Wojskiem Polskim.

Polska „wygrana” na fortepianie

Reklama

Paderewski również był postacią, która obrosła wielką legendą. Podziwiano go głównie za kunszt artystyczny, a nie polityczny. Choć Paderewski bardzo ściśle współpracował z Dmowskim w polskiej dyplomacji, to jednak nie był typowym narodowcem. - Miał raczej chadeckie poglądy - uważa prof. Wiesław Wysocki, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Nikt w naszej historii nie miał tak dobrego dostępu do Białego Domu. Paderewski był bardzo częstym gościem prezydenta Wilsona i jego świty. Dzięki zaangażowaniu Paderewskiego w zwycięską kampanię wyborczą Wilsona, tak zjednał sobie prezydenta, że podczas przystąpienia USA do I wojny światowej jednym z warunków Ameryki było utworzenie wolnej i niepodległej Polski. Później, już w czasach II Rzeczypospolitej krążyła powszechnie znana anegdota, że Paderewski „wygrał” Polskę u Wilsona na fortepianie w Białym Domu. Słówko „wygrał” miało oczywiście podwójne znaczenie.
Wkrótce po 11 listopada 1918 r. Paderewski powraca do wolnej ojczyzny. Przez Gdańsk przybył do Poznania w drugi dzień Bożego Narodzenia, 26 grudnia 1918 r. Entuzjastyczne powitanie wielkiego artysty na poznańskim dworcu przekształciło się w wybuch powstania wielkopolskiego przeciwko Niemcom. Po przyjeździe do Warszawy spotkał się z Piłsudskim i podjął się roli mediatora pomiędzy nim a obozem Dmowskiego. 16 stycznia 1919 został premierem, pełniąc również funkcję ministra spraw zagranicznych.
Jako prezes Rady Ministrów RP okazał się politykiem środka. - Choć początkowo był wysłany do Polski jako pośrednik Komitetu Narodowego, to jednak dosyć szybko uznał również rację koncepcji polityki zagranicznej Naczelnika Państwa. Będąc rzecznikiem Dmowskiego, stał się również zwolennikiem Piłsudskiego - tłumaczy prof. Wysocki. - Dopiero z upływem czasu zobaczyliśmy, że te dwie wizje Polski nie wykluczały się, lecz dopełniały.
Ignacy Paderewski pozostał jednak przede wszystkim artystą. Podczas pełnienia swoich funkcji państwowych nie przestawał koncertować. Zmęczony odszedł z polityki pod koniec 1919 r. i wyjechał na Zachód.

Piłsudski kontra Dmowski

Romana Dmowskiego i marszałka Józefa Piłsudskiego zarazem łączyło, jak i dzieliło bardzo wiele. Obaj byli więźniami Pawilonu X Cytadeli oraz zesłańcami w głąb Rosji. Mieli więc podobne opozycyjne życiorysy oraz cechy charakteru - pracowitość i patriotyzm. W niepodległej Polsce tylko jeden raz rozmawiali w cztery oczy (21 maja 1920 r.). Według relacji przyjaciół Dmowskiego, rozmowa ta nie była zbyt miła. Mało kto dziś pamięta, że ten historyczny konflikt nie tylko miał podłoże polityczne, ale także prywatne. - Piłsudski odbił mu Marię Koplewską, wybrankę serca Dmowskiego - przypomina prof. Wysocki. Lider Narodowej Demokracji nigdy nie wybaczył tego Piłsudskiemu, zwłaszcza że marszałek zostawił później Marię dla innej kobiety. - W świetle dokumentów odnalezionych w Moskwie, wiemy, że również agenci Kremla wpływali na polskie nastroje. Bolszewikom zależało na wybuchu wojny domowej w Polsce.
Choć wszyscy podkreślają zasługi Piłsudskiego, to jednak trudno jest dziś sobie wyobrazić niepodległość bez Dmowskiego. Razem z Paderewskim wydeptał on drogę dyplomacji w czasach, gdy Polska była jeszcze mglistym marzeniem. Podczas wojny stworzył na emigracji Komitet Narodowy Polski, który prowadził politykę zagraniczną w imieniu powstającego państwa. Jego zasługą było też utworzenie 100-tysięcznej „błękitnej” armii gen. Hallera. Żołnierze Piłsudskiego walczyli po stronie przegranych. Dlatego też dzięki armii sformowanej we Francji Polacy mogli przyłączyć się do obozu zwycięskiego.
Dmowski był bardzo twardym negocjatorem sprawy polskiej. Grzecznie, ale i stanowczo rozmawiał zarówno na europejskich salonach, jak i w USA. - Czyż wam nie wystarczy neutralizacja dolnego biegu Wisły i wolny port w Gdańsku? - przekonywająco pytał prezydent Wilson. - Panie prezydencie, to tak jakby pan powiedział do Polaków: będziecie mieli całkowitą swobodę oddychania, tylko Niemcy będą ciągle trzymali rękę na waszym gardle - odparł Dmowski.
„Długie i zręczne przemówienie (o postulowanych przez Polskę granicach, wygłoszone z silną gorączką na plenarnym posiedzeniu konferencji wersalskiej) wygłoszone czystą i znakomitą francuszczyzną i zaraz potem powtórzone w doskonałej angielszczyźnie” - tak Dmowskiego wspominał David Lloyd George, główny przeciwnik polskich postulatów w Wersalu. Przywódca narodowców zdawał sobie sprawę z wagi słów, które wówczas wypowiadał. Jego zdaniem, postanowienia traktatu pokojowego były zbyt ważne, aby ufać tłumaczom.

Politycy wielkiej klasy

Dmowski był doktorem biologii oraz myślicielem politycznym. W czasach II RP udało mu się stworzyć największy blok polityczny. Budowanie struktur narodowych zaczął na długo przed wybuchem I wojny światowej. Jest on słusznie uważany za pioniera ideologii nowoczesnej polityki. - Był także symbolem bardzo istotnego ruchu intelektualnego, ideowego i politycznego, który wprowadził elity inteligencji polskiej końca XIX wieku w obręb demokratyzującego się świata Europy Zachodniej - uważa prof. Jan Żaryn, historyk UKSW i były szef biura edukacji IPN.
Przywódca narodowców był uwiedziony przez ówczesne nurty myśli politycznej, gdzie biologię dosyć prymitywnie przedkładano nad nauki społeczne. Choć XIX-wieczne nacjonalistyczne myślenie o walkach narodów skompromitowało się całkowicie podczas II wojny światowej, to wówczas było jednym z wiodących koncepcji teorii narodu i państwa. - Dla dzisiejszych przeciwników Dmowskiego jest on jedynie „antysemitą” i „nacjonalistą”. Jeżeli ktoś tylko tyle z niego zrozumiał, to jego problem - podkreśla prof. Żaryn.
Dmowskiemu udało się zbudować największe ugrupowanie polityczne oraz ruch społeczny w II RP. Jednak nigdy nie sięgnął po władzę, był jedynie ministrem spraw zagranicznych. Historycy przyznają nawet, że nie był on człowiekiem władzy, ale raczej zacisza gabinetowego, w którym wykuwał nowe wizje polityczne. Po śmierci Dmowskiego jego ugrupowanie miało wielu silnych liderów. Pod tym względem o wiele gorzej prezentował się obóz sanacji, który przy władzy - mniejszej lub większej - był przez cały okres II RP. Sanacja po śmierci Piłsudskiego nie miała już zdecydowanego lidera, a jej członkowie bardzo mocno się poróżnili i okopali w odległych frakcjach.
O ile Piłsudski miał wielkie poparcie w 1918 r. oraz po zwycięstwie nad bolszewikami w 1920, to po kryzysie gabinetowym w 1922 r. oraz przewrocie majowym 1926 grono jego przeciwników rosło. Po śmierci Piłsudskiego do działalności antysanacyjnej przyłączył się również Ignacy Paderewski, który razem z dysydentami II RP tworzył Front Morges. Wspólnie z gen. Sikorskim, gen. Hallerem, Wojciechem Korfantym i Wincentym Witosem domagali się przywrócenia pełnej demokracji w Polsce.
- Demokracja w II RP nie była sielanką, ale mimo wszystko politycy nie zachowywali się tak jak dziś. Zarówno Piłsudski, Dmowski, jak i Paderewski nigdy nie odnosili się do siebie obraźliwie. Moglibyśmy się od nich wiele nauczyć, bo obecnie polska polityka zeszła na psy - podkreśla prof. Wysocki. - Choć i wówczas zdarzały się mocne konflikty, a nawet działania militarne, to jednak nigdy nie rozgrywano wewnętrznych sporów na arenie międzynarodowej. Wszyscy trzej twórcy polskiej niepodległości byli bowiem politykami wielkiej klasy. Ale wśród nich wielkim mężem stanu był jedynie Józef Piłsudski.

2011-12-31 00:00

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Wielki Piątek w Jerozolimie: relikwiarz Krzyża na Golgocie

Wielkopiątkowej liturgii w Jerozolimie, odprawionej w porannych godzinach w bazylice Kalwarii i Bożego Grobu, przewodniczył łacińskiego patriarchy kard. Pierbattista Pizzaballa. Uczestniczyli w niej hierarchowie i wierni lokalnego Kościoła oraz pielgrzymi z różnych stron świata. Celebracja Męki Pańskiej na Kalwarii pokreśliła najistotniejszą charakterystykę jerozolimskiej liturgii, która oprócz sakramentalnego „dzisiaj” włącza w swoją modlitwę wskazanie geograficznego „tutaj”.

Wielkopiątkowa liturgia w Jerozolimie wyróżnia się dwoma elementami podkreślającymi miejsce celebracji. W kaplicy strzegącej skałę Golgoty patriarcha położył się na posadzce nie przed krucyfiksem, ale przed relikwiarzem Krzyża Świętego, który był następnie adorowany przez uczestników liturgii.
CZYTAJ DALEJ

Niemal 200 interwencji strażaków; wojsko będzie pomagać w usuwaniu skutków ulewy (aktl2. wideo)

2025-04-19 00:17

PAP

Blisko 200 razy wyjeżdżali podkarpaccy strażacy do usuwania skutków burz, które w piątek po południu i wieczorem przeszły nad częścią Podkarpacia. Najpoważniejsza sytuacja jest w gminie Pawłosiów, gdzie do pomocy w usuwaniu m.in. błota skierowane zostało wojsko.

Jak poinformował rzecznik podkarpackich strażaków bryg. Marcin Betleja, interwencje polegały głównie na wypompowywaniu wody z zalanych piwnic, budynków, posesji i na udrażnianiu przepustów drogowych.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję