W czym jednak popełnili błąd? Dlaczego chłopak z własnej woli zatrzymał swój czas w wieku 19 lat? Wiadomość o samobójstwie była tak nieprawdopodobna, że w pierwszej chwili podejrzewano zabójstwo. Niestety, dowody były zbyt przekonujące. Przed śmiercią napisał: „Odchodzę, ponieważ jestem zmęczony przeciwnościami losu”. Zrozpaczeni rodzice zadawali sobie bolesne pytanie: „Dlaczego nie mówiłeś nam o tym wcześniej? Przecież miałeś wszystko…”. Niełatwo znaleźć odpowiedź na to dramatyczne pytanie. Faktem jest, że chłopak uciekł przed życiowymi trudnościami w wieczny sen. Nie miał odwagi stawić im czoła. Czyżby z natury był tak bardzo słaby? Szczególnie ojciec nie mógł się pogodzić z odejściem ukochanego syna na zawsze. Przeżywał boleść w samotności i pytał sam siebie: „A może lepiej byłoby wcześniej pozostawić go samemu sobie, aby walcząc z trudnościami życiowymi przezwyciężał swoje obawy?”.
Wydaje mi się, że w tym pytaniu zawarta jest duża doza słuszności. Od najmłodszych lat trzeba uczyć dziecko pokonywania przeszkód, które może napotkać w swoim życiu. Rodzice nie są w stanie zabezpieczyć własnego dziecka przed wszystkimi przeciwnościami losu. Szkoda, że dzisiaj wielu o tym zapomina. Być może dlatego obecna młodzież jest słaba pod względem psychicznym w walce z życiowymi utrudnieniami. Współczesny model wychowania odbiega bardzo daleko od tego, co nazywamy „spartańskim trybem życia”. Rodzice coraz mniej wymagają od własnych dzieci, ale za to dzieci coraz więcej od rodziców. Jeżeli ich żądania nie zostaną spełnione, wówczas dochodzi do „wojny domowej” czy też do odpłynięcia w „siną dal”. Wypróbowana przez młodzież metoda szantażu okazuje się coraz bardziej skuteczna. W takiej sytuacji nie ma mowy o osobowym autorytecie rodzicieli. Nie wystarczy zabezpieczyć własnym pociechom bytu pod względem materialnym, ale należy je wychować do korzystania z wolności, do podejmowania decyzji we własnym imieniu, do przezwyciężania trudności życiowych. Wielu dzisiejszych rodziców stwarza zbyt „cieplarniane” warunki dzieciom. Tu nie chodzi o to, że „mnie stać” czy też „niech inni zobaczą”. Pokazując „innym” można wychować egoistę, snoba albo marionetkę. A czy o to chodzi w wychowaniu? Znam dużo młodych osób, które nie potrafią odnaleźć się w życiu tylko dlatego, że w przeszłości zbyt mało od nich wymagano. Nauczyli się brać, nie dając nic w zamian. A przecież w pewnym momencie trzeba przejść od postawy „biorcy” do postawy „dawcy”. Bez tego nie ma mowy o dojrzałości osobowej. I dlatego rodzice muszą stawiać swoim dzieciom wymagania na miarę ich aktualnych możliwości. „Ślepa miłość” może także wypaczać charakter i spowodować klęskę w ostatecznym rozrachunku.
Problem wychowania do walki z przeciwnościami losu nie ogranicza się wyłącznie do zadań rodziców, ich uprawnień i obowiązków. Nie osiągną swego celu nawet genialni wychowawcy, jeżeli wychowanek sam nie podejmie walki o swoje dobro. Najtrudniej odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad swoją słabością, miernotą i egoizmem, który zamyka nas w sobie. Każda walka wymaga ogromnego wysiłku, hartu ducha i stałości woli. Właściwości te nie są czymś wrodzonym, lecz trzeba je wyrobić sobie poprzez ćwiczenie, czyli trening duchowy. W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na rolę ascezy w wychowaniu do przezwyciężania życiowych trudności. Należałoby również docenić sens wielu praktyk pokutnych, a także odnaleźć w życiu zaletę umartwienia i wstrzemięźliwości. Młody człowiek musi zdecydować się na pracę nad sobą samym, aby zrealizować świadomie odkryte wartości. Nie można żyć ciągle na odpowiedzialność innych albo też wysuwać pretensje pod adresem rodziców, opiekunów, wychowawców, warunków egzystencjalnych czy złośliwego losu. Trzeba wreszcie wziąć swój los we własne ręce, uczynić życie nieustanną walką za siebie i o siebie, by mężnie stawić czoło wszelkim problemom i kłopotom. Przed własnym życiem nie można uciec w alkohol, narkomanię lub wieczny sen, ponieważ życie jest bezcennym darem Bożym i trzeba je przeżyć na miarę swego człowieczeństwa. Każdy człowiek nosi w sobie obraz samego Boga, i tam, gdzie się kończą możliwości człowieka, tam zaczyna się wszechmoc Boga Najwyższego. Nigdy nie wolno tracić nadziei, bo nikt nie jest sam. Na ścieżkach naszego życia znajduje się Ktoś Wielki, kto jest w stanie przeprowadzić nas przez największe niebezpieczeństwa, trudności i cierpienia. Trzeba Mu tylko zaufać bez reszty i pozwolić działać Chrystusowi, jak niegdyś uczynił Szymon z Cyreny na Krzyżowej Drodze Życia. W trudnych momentach potrzebujemy po prostu innych ludzi. Nieodzowna jest dla nas cyrenejska pomoc lekarza, przyjaciela, księdza. Ale oni także mają ograniczone możliwości i nie zawsze są w stanie spełnić pokładane w nich nadzieje. Dlatego należy zaprosić do współpracy Chrystusa, z którym zawsze można odnieść zwycięstwo. On nigdy nie włoży na twoje ramiona ciężaru ponad ludzkie siły. Jednak nie każdy potrafi w bolesnych tajemnicach cierpienia klękać przed Nim. Czyż wielokrotnie nie zaprzepaszczałeś takiej szansy? Jeśli tak, to zacznij od nowa stawać się sobą, szlachetnym człowiekiem, który jest w stanie o wiele więcej znieść niż się mu wydaje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu