Ze wszystkich spotkań z księdzem biskupem najbardziej utkwiło mi w pamięci to sprzed kilkunastu chyba już lat, kiedy w swoim mieszkaniu przy Ratuszowej opowiadał mi, że jako pierwszy z władz kościelnych dowiedział się o porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki i musiał powiadomić o tym księży w parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie.
Pamiętam też, kiedy wspominał, że jego kapłaństwo wisiało tak naprawdę na włosku. Bo tuż po maturze, w 1946 r., wsiadając do pociągu, ktoś przyciął mu drzwiami palec - kciuk prawej ręki. Tak mocno, że trzymał się chyba tylko na skórce. I wtedy młody Kazimierz Romaniuk pomyślał sobie: „No to już po moim kapłaństwie”. Kandydat na księdza musiał bowiem mieć zdrowe palce, żeby trzymać nimi hostię, kiedy odprawia Mszę św. Palec cudownie się zagoił. Patrząc oczami wiary - po to, by nowa diecezja warszawsko-praska miała bp. Romaniuka za ordynariusza, by to on przyjął na warszawskiej Pradze Jana Pawła II, zbudował seminarium, wyremontował katedrę, wreszcie - przetłumaczył całe Pismo Święte z języków oryginalnych, czego efektem jest wydana w 1997 r. Biblia Warszawsko-Praska. Długo by wymieniać cały dorobek.
21 sierpnia bp Romaniuk skończył 85 lat. Jest na emeryturze, ale wciąż aktywny. Pisze książki i artykuły. Także do „Niedzieli”. Słynie z tego, że czyni to odręcznie, na odwrocie zapisanych już stron albo na kartkach z fragmentów kopert, poklejonych taśmą.
Może jednak przekona się do komputera…?
Pomóż w rozwoju naszego portalu