Depce z wzgardą przodków kości,
Już jest w duszy niewolnikiem,
Nurzy się w błocie podłości,
Kto mówi wrogów językiem.
Ludu, broń się dzielnie, szczerze,
Tarcza twoja w polskim słowie.
Stoisz skałą przy twej wierze,
Stań posągiem przy twej mowie.
(Franciszek Morawski)
Reklama
Refleksje na temat mijającego tygodnia zainspirowało po trosze
życie. Spotkanie z ludźmi i miastem w procesji Bożego Ciała ma zawsze
wyraz świadectwa wiary, wprost obecności Chrystusa w naszej codzienności.
Nie we wszystkich chrześcijańskich krajach świętuje się tak uroczyście
ten dzień, a jednak potrzebne są dni święte, potrzebne jest publiczne
przypominanie, że wiara w Boga i obecność Chrystusa w Eucharystii
nie powinna być odrywana od życia ani tym bardziej zamykana wyłącznie
w kościołach. Jeżeli Chrystus i Jego Ewangelia nie otrzyma należnego
miejsca w świecie, "sól straciła swą moc" i nadaje się na podeptanie
przez ludzi. Zamachy na dzień święty trwają. Jest to część strategicznego
planu współczesnego sekularyzmu. Trzeba ludziom przypominać o obowiązku
modlitewnego świętowania dnia Pańskiego. Słyszeliśmy o tym wielokrotnie
od Ojca Świętego w czasie jego apostolskich podróży. Jan Paweł II
napisał też piękny i bardzo "duszpasterski" list apostolski Dies
Domini - o świętowaniu dnia Pańskiego. Warto też wspomnieć, że i
w tym roku Jan Paweł II przewodził procesji Bożego Ciała w Rzymie.
Przywrócił tę tradycję od pierwszego roku swego pontyfikatu, chociaż
w całych Włoszech zlikwidowano świętowanie Bożego Ciała w czwartek,
przenosząc uroczystość na najbliższą niedzielę. Ojciec Święty jest
duszpasterzem konsekwentnym i dlatego od 20 lat idzie z Jezusem ulicami
nowoczesnego Rzymu, a za nim podąża rzesza ludzi. Wszyscy stają się
symbolem wędrującego Kościoła z Żywym Ciałem Pana, w modlitwie aż
do stóp Matki Bożej czczonej w Jej najstarszej bazylice - S. Maria
Maggiore.
Trzeba przypominać o sprawie Boga i o prawach człowieka,
które bez odniesienia do Najwyższego Prawodawcy pozbawiłyby się najgłębszego
fundamentu. Prawa ludzkie ukazują swą wartość i piękno w programowaniu
obowiązków opartych na odwiecznej, obiektywnej etyce. To jest jedyna
droga, bezpieczna dla poszczególnego człowieka i całego kraju. Jeszcze
raz powtórzę to, co napisałem przed tygodniem. Nic nie pomogą żadne
reformy, zmiany, jeśli nie będą budowane na prawach Boga, poczynając
od obowiązku uczczenia dnia świętego.
W jednym z tygodników ukazał się ostatnio obszerny artykuł
na temat poplątania języków. Autor zwraca uwagę, że język polityków
nie spełnia swojej roli komunikacyjnej ze społeczeństwem. To rodzi
apatię i niechęć do aktywności społeczeństwa, wyrażające się choćby
w znikomym zainteresowaniu wyborami, niewierze, że nasz głos może
coś zmienić. Warto zacytować krótki fragment: "Dialog budował Polskę
wówczas, gdy strajkujący w 1980 r. stoczniowcy powiedzieli to, co
myślała większość milczącego społeczeństwa. I później, kiedy w stanie
wojennym pisaliśmy w podziemnych powielaczowych gazetkach, że komunistyczna
racja siły jest pozbawiona siły racji. I wreszcie po 1989 r., kiedy
powiedzieliśmy, że to będzie trudne, bardzo trudne, ale na gruzach
PRL zbudujemy nową, lepszą Polskę" (Polityka 26/2251).
Tak, to prawda. Gdy zmarły biskup katowicki Herbert Bednorz
wołał w Piekarach: "Niedziela jest Boża i nasza", tysiące, dziesiątki
tysięcy górników podjęło to hasło. Może zaistniał wtedy szczególny
kontakt komunikacyjny, że ludzie, zniewoleni, z zagipsowanymi strachem
ustami, odczytali, że ktoś powiedział za nich to, co czuły ich serca...
Powiecie, że były to inne czasy. Częściowo. Rezygnacja
z pracy w niedzielę odcinała górników od sklepów z talonami i luksusowymi
towarami. Tam nie było miejsca dla tych, którzy w praktyce realizowali
to wołanie Pasterza. Cierpieli biedę w porównaniu z tymi, którzy
zlekceważyli te słowa.
Co się stało z naszym społeczeństwem, które dzisiaj podobne
wołanie ocenia w kategoriach zamachu na ich dostatniość? Przypomnienie
o świętowaniu dnia Pańskiego budzi reakcje handlowców wielkich i
małych. Z czego będziemy żyć, jeśli w niedzielę nie zarobimy - mówią
jedni - nie możemy ustąpić z handlowego rozmachu maksimarketów, bo
to ukierunkowuje klientów na zarobek, napędza infrastrukturę, zapewnia
pracę. Rujnuje jednocześnie rodzinne więzy wielu rodzinom pracowniczym,
ponad miarę eksploatuje ludzi, zaciera kulturę współżycia itd., itd.,
ale przede wszystkim obraża Boga, a to nie może być obojętne dla
człowieka wierzącego. Nowej, dobrej Polski też nie zbuduje się na
zburzonej budowli dnia Pańskiego.
Mechanizm zateizowania ujawnia obrazoburcza nieco książka
Don Cupitta Po Bogu. Autor wmawia czytelnikowi: Bóg nie istnieje.
Ponoć kiedyś istniał, ale w końcu dyskretnie się ulotnił. Śmierć
Boga nie odbiera sensu istnienia religii, tyle że jest to religia,
w której nie chodzi o kontakt z Bogiem, jest ona czysto ludzkim narzędziem
przekształcania ludzkiej świadomości i etycznego doskonalenia życia.
Dlaczego takie pozycje wydaje się w Polsce, dlaczego
takie teorie kreuje się w tym społeczeństwie? Proroczą odpowiedź
dał na to przeszło dwadzieścia lat temu O. Caffarel w książce W obliczu
Boga, kiedy napisał: "W środowiskach katolickich wiele narzeka się
na ateizm, natomiast mało mówi się o przyczynach wywołujących ateizm
- o milczeniu na temat Boga. Tolerancja jako obowiązek moralny nie
idzie, niestety, w parze z żarliwością w wyznawaniu i głoszeniu własnych
przekonań".
Mówienie i głoszenie własnych przekonań dokonuje się
nie tylko słowem. Ono przemawia nade wszystko moim czynem. Jednym
z nich jest posłuszeństwo woli Bożej, a ta wyraźnie mówi o tym, że
dzień Pana jest święty.
Zanik komunikacji nastąpił w sferze ludzkiej mentalności.
Została ona sprytnie zmanipulowana przez socjotechnikę. Wszechobecne
słowo "tolerancja" sprawia, że ze splendorem wita się autorów zrujnowanego
dziedzictwa, a ironią, cynizmem i śmiechem tych, którzy raniąc ręce,
próbują - owszem, czasem nieudolnie - budować coś na tych gruzach.
Zastanawiam się, czy miarą tolerancji jest zamykanie oczu na dobro
i zło i zacieranie granic prawdy i fałszu. Pozostańmy czytelni w
swoich przekonaniach. Nie róbmy z naszej wiary pustych gestów religii.
To już przerabialiśmy. Ci, którzy z cerkwi i kościołów potworzyli
muzea ateizmu, przejęli pustą religię gestów. Bo czymże innym były
pełne namaszczenia pochody pierwszomajowe, rocznice rewolucji? Świątynią
bez Boga. Dziś czyni się podobnie. Kościół chce się sprowadzić do
sfery jedynie charytatywnej, a i to za dużo, pragnie się, by raczej
czynił filantropię, wiedząc dobrze, że Bóg nie jest filantropem na
pokaz, On przebacza aż do końca, od wewnątrz przemienia nas w dzieci
Światłości. Powrót do komunikacji, do wzajemnego zrozumienia dokona
się wówczas, kiedy dając innym prawo do pielęgnowania swoich przekonań,
sami nie zawstydzimy się mówić o Bogu. Niech inni sprzedają w niedzielę,
niech idą z rodzinami do makrokeszów. Ja pozostanę wierny mojemu
Bogu.
Zatroszczmy się o to, by polscy katolicy na nowo wprowadzili
Boga do świątyń swojego serca. By ich liturgia nie była pustym gestem,
ale znakiem wewnętrznego zawierzenia Bogu, który nas nie zawiedzie.
Niezwykłym darem i przeżyciem ostatniego tygodnia było
ujawnienie przez Stolicę Apostolską trzeciej tajemnicy fatimskiej.
Posłanie Matki Bożej jest pełne groźnego realizmu, ale i nadziei:
Wszystko jest jeszcze do uratowania, "jeżeli ludzkość się nawróci,
jeżeli nawrócenie rozpocznie się od tych, co rządzą światem, i tych,
co rządzą Kościołem...". To przecież o tym samym mówi Ojciec Święty
na Rok Jubileuszowy. Bez nawrócenia, bez przemiany serca, wyznania
grzechów, nie ma odmiany życia, nie będzie nowej ewangelizacji. Konieczne
jest powszechne nawrócenie, poczynając od tych, co rządzą światem
i Kościołem. Matka Boża wskazuje na jeden z umykających naszej uwadze
grzechów. Brak jedności, rozbicie, skrajność wymieszanych celów,
postulatów i pragnień: "już nigdzie nie panuje porządek... Dla Kościoła
przyjdzie okres najcięższych prób. Kardynałowie będą przeciw kardynałom,
biskupi przeciw biskupom". Bolesne przestrogi, których Kościół nie
chce ukrywać. Tu tkwi przyczyna duchowego paraliżu wiary. Podziały
w Kościele, rozłamy wśród Apostołów bardzo niepokoiły Jezusa i dlatego
podczas Ostatniej Wieczerzy wypowiedział swą niezwykłą troskę o jedność (por. J 17, 21). Budzenie jedności przez modlitwę zaczął Pan Jezus.
Zachęca do niej Ojciec Święty i cały Kościół. Niech nie zabraknie
tu i naszego niepokoju, i naszej modlitwy.
Rozpoczęły się wakacje. Wszystkim życzę zasłużonego odpoczynku
i proszę - nie zapomnijcie o dniu Pańskim! A do przemyślenia dedykuję
fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego:
Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu,
z Biblii starej nagimi górami -
coś się stało od jakiegoś czasu
ze mną samym, z ludzkimi sercami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zapomniano o Bogu jedynym,
Gorejącym Krzewie, Stróżu naszym.
Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi,
niepojęci jak kruk przy Eliaszu.
Kwiat libański na skroni uwiędnie -
źle nam wróżą judaszowe drzewa -
Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie
na pustyni, kędy Boga nie ma?
Synogarlic przycichnie wołanie,
syjońskie drogi świerszczami łkają -
Przyjaciółko, co się z nami stanie,
między ludźmi, którzy Boga nie znają?