ELŻBIETA RUMAN: - "Zabraniam ci szukać zdrajcy, nawet w sobie" - te słowa Prymasa Wyszyńskiego, słyszane w filmie " Prymas - trzy lata z tysiąca", skierowane były do Księdza. Sporo czasu spędził Ksiądz wspólnie z Księdzem Prymasem w więzieniu, wiele godzin rozmów i modlitw, razem z przydzieloną zakonnicą. Ksiądz miał coraz silniejsze przeczucie, że posługująca siostra jest donosicielką...
KS. STANISŁAW SKORODECKI: - Ksiądz Prymas widział, że świadomość zdrady w najbliższym otoczeniu odbiera mi spokój. On sam widział, że siostra stara się jak najmniej z nami rozmawiać, nie chce brać udziału w lekcjach łaciny. Zamiast się uczyć, woli przez pół godziny przecierać ścierką ten sam kawałek podłogi. Czasem nagle wchodzi do pokoju pod pozorem sprawdzenia pieca albo sprzątnięcia czegoś gdzieś pod szafą. Kiedyś usłyszeliśmy jej śmiech dochodzący z kuchni - gotowała tam matka jednego z esbeków - wmieszany w męskie głosy. Ksiądz Prymas zapytał mnie wtedy: "Stasiu, co ona ma z nimi wspólnego?"
- Czyli nie trzeba było zaglądać do pokoju siostry za pomocą lusterka przywiązanego do kija, jak sugerowali twórcy filmu?
- Oczywiście, nie. Nie było możliwości zrobienia czegokolwiek, co nie byłoby widziane przez strażnika. Ja nie mógłbym też wejść do pokoju siostry, żeby szukać tam jej notatek. Dzień i noc pod drzwiami siedział strażnik, a każde wyjście z celi sygnalizowała dodatkowo czerwona lampka w pokoju dowództwa. Te sceny to fikcja, stworzona przez scenarzystę na potrzeby filmu.
- A sobowtór, który w filmie przygotowywał się do zastąpienia Księdza Prymasa?
- Sam Ksiądz Prymas może nie w takim stopniu, ale miał świadomość zagrożenia. Mówił do nas: "Słuchajcie, moje dzieci, wy się kiedyś obudzicie, a mnie już nie będzie, kogoś podstawią wam za mnie". Władza ciągle się bała, że będzie desant, że Ksiądz Prymas będzie odbity. Kiedy przewożono nas z Lidzbarku do Prudnika, Ksiądz Prymas rozpoznał, że wywożą nas na zachód - myślał, że jedziemy do Czech. "Tam jest gorzej" - mówił.
- Ksiądz został wcześniej uwięziony i osadzony w Rawiczu, ponieważ władzy ludowej nie podobały się Księdza katechezy kierowane do młodzieży. Słowa: "Więzień numer 50 - ks. Stanisław Skorodecki", słyszane w więzieniu wiele razy, pewnego dnia otworzyły nowy rozdział w Księdza życiu.
- Kiedy przyszli po mnie strażnicy, myślałem, że wychodzę na wolność: 11 października 1953 r., to była niedziela, wezwano mnie do biura i usłyszałem: "Chcemy wam stworzyć lepsze warunki. Bierzcie wszystkie swoje rzeczy i zameldujcie się tu za dziesięć minut". Z kocem i menażką wróciłem i zaskoczony zobaczyłem wiszącą na kołku, starannie wyprasowaną moją sutannę. Zostałem wykreślony z rejestru. Przebrałem się w sutannę i wsiadłem do podstawionego samochodu. Nikt niczego mi nie wyjaśniał. Byłem pewny, że wychodzę na wolność. Długo mnie wieziono, następnie zamknięto w pomieszczeniu któregoś z urzędów bezpieczeństwa. Później dalsza podróż. Wreszcie, gdzieś w środku nocy, dotarliśmy na miejsce. Wprowadzono mnie do jakiegoś pokoju i wtedy usłyszałem: "Teraz kładźcie się spać, jutro przywiozą tu Prymasa. Episkopat zwrócił się z prośbą do rządu, aby go odizolować, bo utrudnia sytuację Kościoła w Polsce. Będzie przebywał w tym klasztorze, a księdza tu przywieziono, by cały świat nie krzyczał, że Prymas nie ma tu do kogo gęby otworzyć. Będziecie jego kapelanem". Byłem zaskoczony i przerażony tą wieścią - tych kilka zdań zapamiętałem na całe życie.
- Sytuacja Księdza była nie do pozazdroszczenia - wyznaczony kapelanem Prymasa przez esbeków...
- To świetnie ukazuje w filmowa scena pierwszego mojego spotkania z Księdzem Prymasem w więzieniu, kiedy po moim przedstawieniu się mówi: "Zwykle to ja mianuję swojego kapelana, a nie służba bezpieczeństwa". Nie było żadnych tłumaczeń, czas sam pokazał, komu można ufać. Od samego początku Ksiądz Prymas odnosił się do mnie z wielką łagodnością i dobrocią. Widział mój niepokój, strach i smutek i mówił do mnie: " Stasiu, więzienie to łaska". "Jaka łaska? - myślałem. - Jestem księdzem po to, by służyć ludziom na wolności, a nie tutaj, w zamknięciu". Buntowałem się: "Gdzie jest Pan Bóg? Dlaczego za to, że Mu służę, dostałem dziesięć lat więzienia?". Ksiądz Prymas mówił jednak: "Takie przyszły czasy, siedzą robotnicy, rolnicy, intelektualiści, dobrze jest, że siedzi też prymas i księża, bo naszym zadaniem jest być z Narodem w każdych okolicznościach..."
- W filmie klasztor to ruiny, opuszczone i zaniedbane. Niezwykłe wrażenie robi prostota, z jaką Ksiądz Prymas przyjmuje ascetyczne warunki więzienia.
- To prawda. Tak jak pokazane to zostało w filmie
Teresy Kotlarczyk, Prymas nigdy nie skarżył się, nie narzekał. Z
ogromną godnością przystosował się do prymitywnych warunków więzienia.
Co więcej, ustalił rozkład dnia taki, jaki byśmy pewnie wypełniali
na wolności. Wstawaliśmy o piątej rano. Spotykaliśmy się w zaimprowizowanej
kaplicy na modlitwie. Później odprawialiśmy Msze św. Najpierw Prymas
- ja mu służyłem, potem ja, a on służył do Mszy św. Po śniadaniu
schodziliśmy do ogrodu - odmawialiśmy brewiarz, część Różańca, obserwowaliśmy
przyrodę. Później, od dziesiątej do pierwszej, był czas pracy. Ksiądz
Prymas otrzymał trochę książek - nie wszystkie, o które prosił. W
godzinach pracy siedział przy stole obłożony książkami i pisał. Wszystko,
co realizował po wyjściu na wolność, przygotowywał w latach uwięzienia.
Byłem pierwszym czytelnikiem tego, co pisał. Prosił mnie o uwagi.
Ja też musiałem pisać. Prymas to przeglądał, dawał mi swoje rady.
Po obiedzie spacerowaliśmy po ogrodzie, odmawiając drugą
część Różańca i brewiarz. Chwila wolnego czasu, rozmowy na świeżym
powietrzu. A od trzeciej godziny znowu zasiadaliśmy do pracy - pisanie
i czytanie książek. Ksiądz Prymas zaproponował też, żebyśmy uczyli
się wzajemnie języków. Pochodzę ze Lwowa, znałem więc rosyjski, ukraiński,
bardzo dobrze znałem też z klasycznego gimnazjum łacinę, grekę i
niemiecki. Zaczęliśmy regularne konwersacje. Siostra poskarżyła się
im, że nie rozumie, co my mówimy. Zwrócono na to uwagę Księdzu Prymasowi.
To był dla nas kolejny sygnał o jej współpracy.
Wieczorem, po kolacji, nawiedzaliśmy Najświętszy Sakrament.
Później wychodziliśmy, by odmówić trzecią część Różańca. Brewiarz
odmawialiśmy już osobno w swoich celach, przy świetle. Wieczorem
spotykaliśmy się na chwilę rekreacji. Wtedy Ksiądz Prymas starał
się wprowadzić trochę radości - zdarzało się, że żartował.
- W obrazie Teresy Kotlarczyk jest scena, w której Ksiądz podsłuchuje esbeków, kładąc się z kubeczkiem na podłodze...
- Ksiądz Prymas mówi do mnie: "Podsłuchujesz?", po czym zaintrygowany wieściami usłyszanej przeze mnie Wolnej Europy, bierze ode mnie kubek i sam kładzie się na podłodze. To licencja filmowców. Tego nigdy nie było. Niby mnie potępia, a później sam podsłuchuje - zwycięża ciekawość. Prymas Wyszyński był człowiekiem wielkiego pokroju wewnętrznego, nigdy nie postąpiłby w ten sposób. Nie pozwoliłby zwyciężyć emocjom. Był zasadniczy, umiał zaprotestować - grzecznie, kulturalnie, z wielkim szacunkiem - uczyłem się tego od niego. Podziwiałem sposób, z jakim odnosił się do swoich prześladowców: łagodność i cierpliwość - to był jego sposób, jego droga krzyżowa. Dla mnie to była wielka szkoła, uczyłem się głębokiej wiary, nadziei - tak potrzebnej w chwilach zwątpienia. Dyscyplina, porządek, plan na cały dzień - ta uporządkowana codzienność jest nieodłącznym elementem głębokiego życia wewnętrznego. Spowiedź Księdza Prymasa przede mną uczyła mnie, jak traktować siebie - nie chodzi tylko o grzech śmiertelny czy w ogóle grzech, ważne są wszystkie niedoskonałości, niedopatrzenia, wzrok, uszy, mowa, myśli, jak to w sobie kształtować. Ksiądz Prymas często do nas mówił: "Dzieci moje: jeśli ktoś jest uładzony na zewnątrz, to na pewno ma ład także i w sobie".
- Czy zachowanie tego rygorystycznego rozkładu dnia udawało się w tamtych warunkach?
- To nie było trudne. Do dziś wstaję o piątej rano - po prostu to lubię. Porządek, przestrzeganie konkretnych godzin modlitwy, pracy czy odpoczynku, które wtedy pomagały zachować wewnętrzny spokój, dziś tak samo są źródłem duchowej harmonii.
- Bardzo wzruszający w filmie jest moment, w którym Ksiądz Prymas przejmuje opiekę nad swoim chorym kapelanem...
- Prymas sam chciał. W filmie nie jest to pokazane, a dla mnie to było ogromne przeżycie - Ksiądz Prymas umył mi nogi. Wziął mnie z pryczy na ręce, położył na kocu, na posadzce, otworzył okno, przewietrzył, przetrzepał siennik, pościelił wszystko na nowo, przyniósł wodę i obmył mi nogi, po czym jeszcze natarł mnie całego. Było to dla mnie bardzo ważne doświadczenie. Tę jego troskliwość, oczywiście, widać też w filmie. Wiele razy już powtarzałem: ten film jest prawdziwym studium historycznym, zrobionym z troską o szczegóły, nie tylko opartym na faktach.
- Również maryjność Księdza Prymasa znalazła właściwe miejsce w scenariuszu Jana Purzyckiego. Wchodząc do celi, widzi Ksiądz Prymasa, który przemierza celę, odmawiając Różaniec.
- Była to wprost dziecięca ufność wobec Matki Najświętszej.
Wyniósł to z domu rodzinnego. Miłość do Matki Bożej związana była
z ogromną nadzieją na Jej wstawiennictwo. To ujawnił już pierwszej
nocy w więzieniu, kiedy powiedział do mnie: "Idź spać. Codziennie
będziemy odmawiać wszystkie części Różańca, rano, w południe i wieczorem". Mówiąc to, podniósł w górę różaniec - mam go do dziś, dostałem
go od Księdza Prymasa na pamiątkę. "Ten Różaniec nas stąd wyprowadzi.
Będziemy się modlili, jeśli zasłużymy na tę łaskę, przez przyczynę
Matki Bożej będziemy uwolnieni, w Jej dzień, w Jej miesiąc, Jej święto".
Wszystkie ważne wydarzenia więziennego życia miały miejsce
w październiku, miesiącu Matki Bożej. Przybycie do Stoczka - w nocy
11 października, do Prudnika - 6 października, w święto Matki Bożej
Różańcowej, do Komańczy - z 26 na 27 października, na wolność, do
Warszawy - 28 października, w sobotę, dzień Matki Bożej. Ksiądz Prymas
postanowił pierwsze swoje kroki na wolności skierować na Jasną Górę.
Po uwolnieniu zamierzał spełnić swój ślub, ale przedstawiciele rządu,
którzy przyjechali obwieścić mu, iż został przywrócony na swój urząd,
błagali, aby jechał prosto do Warszawy. Podziękował, mówiąc, że jedzie
do Częstochowy. Nalegali jednak, aby poświęcił jeszcze i to dla dobra
narodu, tłumacząc, że nie odpowiadają za to, co będzie, jeśli samochód
Księdza Prymasa przyjedzie do Warszawy pusty. Pojechał więc do Warszawy,
a swoją pielgrzymkę odbył dwa dni później - pojechał podziękować
Matce Jasnogórskiej. Miałem szczęście być tam razem z nim.
Kiedy wiele lat później Ksiądz Prymas był na Watykanie,
na konklawe po śmierci papieża Jana Pawła I, dostałem od niego kartkę: "
Stasiu, jeszcze jedno zwycięstwo Maryi". To było 16 października
1978 r. - wybrano Karola Wojtyłę.
- Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu