Spór koalicji rządzącej z Radą Polityki Pieniężnej zwolna dogasa,
zmierzając najwyraźniej do politycznego kompromisu. Wprawdzie dwaj
członkowie koalicji, PSL i UP, jeszcze grożą Radzie "nowelizacją
ustawy", ale SLD wyraźnie dystansuje się od tej groźby: pewnie uznał,
że i tak nie wygra, nie tyle z Radą Polityki Pieniężnej, co europejskim
eksportem do Polski (dla którego silna złotówka jest korzystna).
Trzeba jednak zauważyć, że i polityka rządu w dużej mierze "napędza"
tę tak ganioną przez lewicę "siłę" złotego. To przecież rząd coraz
to wypuszcza nowe obligacje, oprocentowane wyjątkowo korzystnie,
przynajmniej w porównaniu z oprocentowaniem bankowym. To z kolei
powoduje, że banki zamiast angażować swe środki finansowe w udzielanie
trafnych kredytów wiarygodnym przedsiębiorcom - wykupują te korzystnie
oprocentowane obligacje rządowe i w nich lokują swe aktywa. Jakże
łatwy zysk! W ten właśnie sposób polityka rządowa umacnia tak naprawdę
złotówkę, sprawiając przy okazji masę kłopotów rodzimej przedsiębiorczości,
której coraz trudniej o dobry, więc tani kredyt. Wychodzi na to,
że rządząca koalicja udaje, że zależy jej na obniżeniu stóp procentowych (
co oznacza tani kredyt właśnie), ale de facto robi wszystko, żeby
ten kredyt był drogi...
Spór rządzącej koalicji lewicy z Radą Polityki Pieniężnej
od początku miał zresztą charakter "sporu zastępczego" (p. Balcerowicz
jako minister finansów) prowadził politykę bardzo podobną do obecnej
polityki rządu...).
Nadzieje na ożywienie polskiej gospodarki nie tkwią w
rządowych lub innych manipulacjach wokół kursu złotówki czy wysokości
stóp procentowych, ale w dokończeniu prywatyzacji, obniżeniu podatków
i odbiurokratyzowaniu kraju. Tu jednak, o dziwo, pełna "zatroskania
na pokaz" polityka rządu odsłania jakby swe prawdziwe, zupełnie inne
oblicze: najlepszy przykład - podwyżka podatku VAT w budownictwie
z 7 na 22 procent!
Jeśli prawdą jest, że "mężczyznę poznaje się nie po tym,
jak zaczyna, ale jak kończy" (słynny bon-mot premiera Millera), to
i prawdą jest, że polityka poznaje się nie po słowach, ale po czynach.
Wiele obiecujących słów wypowiedziała lewica w kampanii wyborczej
- zaskakująco mało czynów objawia w praktyce rządzenia, zwłaszcza
takich budujących czynów, które poprawiałyby w kraju gospodarność,
praworządność... Aby do końca kadencji? A może i to nawet nie?...
Jak to pisał Norwid? "Klaskaniem mając obrzękłe prawice,
znudzony pieśnią - lud wołał o czyny...". Toteż "czyny" zapowiada "
Samoobrona": wprawdzie bardziej chodzi o jakieś nowe "wyczyny" niż
czyny budujące, ale na bezrybiu i rak ryba.
Pomóż w rozwoju naszego portalu