Film o trzech latach uwięzienia Prymasa Stefana Wyszyńskiego
w latach 1953-56 ma szansę stać się ważnym wydarzeniem w naszym życiu
kulturalnym. Twórcy utworu - producent Marian Terlecki, scenarzysta
Jan Purzycki i reżyser Teresa Kotlarczyk - musieli zmierzyć się z
trudną, bolesną i zawiłą problematyką, związaną z najbardziej ponurym
okresem prześladowania Kościoła w Polsce w latach stalinowskich.
Uwięzienie Prymasa Wyszyńskiego nastąpiło po śmierci Stalina, kiedy
to władze partyjno-rządowe nasiliły represje wobec społeczności katolickiej,
pragnąc za wszelką cenę podzielić Kościół i zmusić do posłuszeństwa
biskupów. Nieugięta postawa Prymasa była przeszkodą w prowadzeniu
dalszej strategii w walce z religią i Kościołem. Na temat okoliczności
aresztowania Prymasa i okresu jego pobytu w odosobnieniu istnieje
już obfita literatura, składająca się z zeznań świadków tamtych wydarzeń
oraz dokumentów kościelnych i rządowych. Przede wszystkim wydane
zostały Zapiski więzienne autorstwa Prymasa, będące źródłem z pierwszej
ręki. Autorzy filmu Prymas - trzy lata z tysiąca dysponowali więc
olbrzymim materiałem, do którego należy jeszcze dodać liczne późniejsze
homilie i listy pasterskie Prymasa na temat stosunków Kościoła z
państwem w kolejnych okresach Polski Ludowej.
Realizacja filmu o więziennych latach Prymasa Stefana
Wyszyńskiego była aktem odwagi ze strony producentów i realizatorów.
Trzeba wziąć bowiem pod uwagę kontekst, w jakim film powstał. Tak
się składa, że w latach 90. polska produkcja filmowa stała się coraz
bardziej komercyjna, co nie musi być samo w sobie zjawiskiem złym.
Nie powstają jednak obrazy rozliczeniowe z okresem komunistycznym,
mamy natomiast na ekranach filmy, których autorzy ukazują szyderczo
wszelkie zjawiska naszego życia po upadku komunizmu, przekraczając
granice normalnej satyry i wpadając w nihilistyczne czarnowidztwo.
Przykłady takiego kina można mnożyć. Film o uwięzieniu Prymasa Tysiąclecia
przypomina więc ponury okres stalinowskiego komunizmu, represje wobec
całego Kościoła w Polsce i metody stosowane przez władze i Urząd
Bezpieczeństwa. Przypomnienie heroicznej postawy Prymasa, broniącego
wolności religii oraz godności człowieka, jest główną zaletą filmu
Teresy Kotlarczyk. Autorka musiała zdecydować się na określoną formułę
filmu, który z założenia nie miał być utworem dokumentalnym, lecz
fabularnym, opartym na historycznych faktach. Zapiski więzienne Prymasa
mogły stanowić dla autorów niewyczerpane źródło inspiracji, przepełnione
są bowiem rejestracją faktów, bogatymi refleksjami na temat sytuacji
Kościoła w Polsce (szczególnie w początkowych partiach książki),
a także modlitwą i opisem stanów duchowych. Same w sobie nie mogły
jednak stanowić materiału na film fabularny, scenarzysta umieścił
więc w filmie wiele scen fikcyjnych, mających utwór zdynamizować
na wzór kina amerykańskiego. Mamy więc do czynienia z formułą kina
tzw. więziennego, którego akcja rozgrywa się w jednym miejscu - więzieniu
lub miejscu internowania. Powstaje opozycja: ofiary (Prymas, ks.
Skorodecki i s. Leonia) oraz prześladowcy - strażnicy, nadzorujący
na każdym kroku więźniów. Dało to możliwość ukazania postawy Księdza
Prymasa, który wykorzystał okres uwięzienia do pracy nad sobą, na
modlitwę, refleksję oraz opracowanie strategii i programu dla Kościoła
w Polsce.
Początkowe partie filmu są statyczne i nieco teatralne.
W sugestywnych ascetycznych zdjęciach autorzy ukazują atmosferę opuszczonego
klasztoru, gdzie umieszczono więźniów. Próby zastraszenia i sterroryzowania
Księdza Prymasa znalazły znaczące miejsce na ekranie. Udramatyzowaniu
akcji miały służyć sceny, w których ks. Skorodecki podsłuchuje głos
radia Wolna Europa dochodzący z pokoju nadzorców oraz zabiera zeszyt
z zapiskami s. Leonii, przeznaczony dla bezpieki. Sceny takie w rzeczywistości
nie miały miejsca. Najważniejszym jednak fikcyjnym wątkiem są sceny
z domniemanym sobowtórem Prymasa, którego władze chciały wykorzystać
do celów wielkiej manipulacji.
Wszystkie partie fikcyjne zajmują pokaźną część filmu,
co sprawia, że utwór siłą rzeczy odchodzi od opisu starcia racji
moralnych i światopoglądowych dwóch systemów - chrześcijańskiego
i komunistycznego. Oglądamy raczej całą gamę działań policyjno-terrorystycznych
władz stalinowskich wobec więźniów. Funkcjonariusze UB i Bolesław
Bierut wyglądają tu jak gangsterzy z filmu amerykańskiego. A przecież
istnieje obszerna dokumentacja i literatura o działaniach określonych
osób z ówczesnego kierownictwa partyjnego w walce z Kościołem. W
interesującym filmie, wyświetlonym niegdyś w II programie TVP ukazana
została sylwetka osławionej dyrektor departamentu MBP Luny Bristigierowej,
odgrywającej wówczas wiodącą rolę w opracowywaniu strategii rozbijania
polskiego Kościoła. Sam Ksiądz Prymas wspomina w Zapiskach o wizytach
konkretnych osób z kierownictwa rządu, z którymi prowadził rozmowy.
Był więc materiał na zrobienie filmu, w którym byłoby więcej refleksji
na temat starcia dwóch wizji państwa - komunistycznej z rozbitym
Kościołem podporządkowanym władzy i takim, w którym Kościół i chrześcijaństwo
odgrywa naturalną i znaczącą rolę moralną i nauczycielską.
Mimo wszelkich zastrzeżeń trzeba powiedzieć, że film
Teresy Kotlarczyk może odegrać pozytywną rolę w sensie edukacyjnym.
Przypomnienie okresu uwięzienia Prymasa Tysiąclecia jest bowiem fundamentalnym
warunkiem prawidłowej oceny powojennej Polski z narzuconym systemem
władzy. Warto zwrócić uwagę na wysiłek zespołu aktorskiego z Andrzejem
Sewerynem w roli Prymasa Polski. Nasz znany artysta nie upodobnił
się na siłę do postaci kard. Wyszyńskiego, zagrał natomiast kapłana
heroicznie znoszącego więzienie, wszelkie próby poniżenia i upokorzenia
w imię ludzkiej i chrześcijańskiej godności oraz prawa człowieka
i narodu do wolności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu