Wędrując nieraz po Internecie, lubię zajrzeć na te strony, gdzie
można nie tylko zapoznać się z najświeższymi wiadomościami, ale również
je skomentować. Nieraz toczą się tam burzliwe dyskusje, nieraz można
się świetnie zabawić, czytając opinie internautów, a nieraz zupełnie
brak komentarzy. I chociaż nie jestem socjologiem, mam na ten temat
własne zdanie. Wydaje mi się, że im więcej sporów, opinii, dyskusji
wzbudza jakaś wiadomość, tym bardziej jest to sprawa ważna, interesująca
ludzi, dotycząca ich życia i problemów.
Mniej lub bardziej mądrze, ale staramy się zabrać głos w
dyskusji, przedstawić nasze stanowisko. Ciekawe jest też to, że bardzo
często w tych polemikach odchodzi się od pierwotnego tematu i porusza
się wiele najróżniejszych zagadnień, które łączy tylko to, że mają
związek z wiarą i jej przeżywaniem. Zauważyłem też dość ciekawą prawidłowość
- bardzo żywo komentowane są wszystkie wiadomości dotyczące wiary,
religijności, Kościoła.
Ostatnio zastanowiła mnie dyskusja na temat I Komunii św.
Właściwie rozpoczęło się od wiadomości, że coraz częściej właśnie
przed tą uroczystością rodzice poddają swoje pociechy operacjom plastycznym,
by ładnie wyglądały na zdjęciach i filmach. No i zaczęło się... Najpierw
zwrócono uwagę, że nie zdjęcia i wygląd są w tym wydarzeniu najważniejsze;
że w pogoni za ubraniami, prezentami, "zewnętrznościami" łatwo zagubić
to, co jest najważniejsze - spotkanie z Eucharystycznym Chrystusem.
Później zastanawiano się nad sensownością "posyłania dzieci do Komunii",
gdy rodzice są obojętni religijnie. Wreszcie przedmiotem dyskusji
stało się przystępowanie do sakramentów. Zasmuciła mnie jedna tendencja,
która pojawiła się u pewnej grupy osób. Twierdzono, że "nieważne,
czy się wierzy i jak się praktykuje, ale - jeśli człowiek chce, to
ksiądz powinien udzielać wszelkich sakramentów - czy to Komunia,
czy małżeństwo, czy to nawet sprawa pogrzebu chrześcijańskiego".
Z wypowiedzi tych wynikało, że osobom głoszącym takie twierdzenia
niewiele już zostało ze zrozumienia świętości sakramentów, konsekwencji
w życiu religijnym, świadomego przeżywania swej wiary. Dla nich Kościół
stał się "instytucją świadczącą usługi religijne", a sakramenty i
wszelkie posługi duchowe "towarami", które nabywa się w miarę potrzeb
czy zainteresowania. Czy jednak w takim spojrzeniu jest jeszcze cokolwiek
z wiary? Czy ma sens przystępowanie do sakramentu, jeśli się weń
nie wierzy? Czy można prosić o chrzest, nie mając zamiaru wychowywać
dziecka w wierze? Czym jest dla takich ludzi chrzest - zwykłą ceremonią,
którą się przeżywa i po zakończeniu zapomina? Na całe szczęście -
oprócz uwag krytycznych i wielu absolutnie bezsensownych wypowiedzi,
było też mnóstwo słów mądrych, tłumaczących, wyjaśniających.
Taka jest nasza rzeczywistość religijna. Są i głęboko wierzący,
i otwarcie wrodzy. Nie ma w tym nic dziwnego - Chrystus przecież
jest "znakiem sprzeciwu", wobec którego nie można pozostać obojętnym,
trzeba się zdeklarować - za czy przeciw. Dlatego w tych dyskusjach
prawdziwie smucą mnie ci, którzy chcą "mądrze" się wypowiadać, nie
mając podstawowej wiedzy, wiary i zrozumienia sprawy; oraz ci, którzy
deklarują swoją obojętność. Jednych i drugich bowiem łączy jakieś
straszne niezrozumienie, jak ważną sprawą jest w naszym życiu odniesienie
ziemskiej rzeczywistości do Boga; jak potrzebne jest nam opowiedzenie
się po którejś ze stron. Cieszy jednak fakt, że ludzie chcą na te
tematy rozmawiać, nawet spierać się. Każda bowiem wymiana myśli,
opinii może człowieka błądzącego czy niewierzącego nawet, ale uczciwego
w sumieniu, zbliżyć do poznania prawdy. Dyskutujmy więc, rozważajmy,
debatujmy - pamiętajmy jednak nie tylko o ludzkiej mądrości, ale
otwierajmy nasze serca na działanie łaski Bożej. Wtedy bezpiecznie
dojdziemy do sensownych wniosków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu