Pierwszy dzień, kiedy z ust leciała para. Przejmujący chłód
dawał się wszystkim we znaki. Ludzie przyzwyczajeni do złotej polskiej
jesieni nie przewidzieli nagłego ochłodzenia i założyli lekkie okrycia,
zbyt lekkie jak na tę pogodę. Wraz z zapadającym zmrokiem chłód robił
się coraz większy, a pomarańczowa tarcza słońca osuwała się powoli
za dachy kamienic po zachodniej stronie Rynku. Pogodne niebo przybrało
kolor granatowy, dzięki czemu coraz wyraźniej było widać jaśniejący
z wolna księżyc, a właściwie jego połowę. Przy tak przejrzystym powietrzu,
jakie było tego dnia, wyraźnie były widoczne kratery i suche morza
pokrywające powierzchnię srebrnego globu.
- Ciekawy widok - powiedziała kobieta w średnim wieku.
- Jeszcze słońce nie zaszło, a już widać księżyc, jakby dzień przechodził
łagodnie w noc.
- Ma pani rację - odparł starszy mężczyzna. - To tak
jak zmiana pokoleń. Jedno przychodzi na miejsce drugiego niepostrzeżenie,
łagodnie, bez huku i hałasu.
- Ale się panu na filozofię zebrało - włączył się chłopak
w wieku maturalnym.
- Czemu tak sądzisz, młody człowieku? - spytał starszy
pan.
Chłopak otworzył usta, by odpowiedzieć mężczyźnie, lecz
jego słowa zostały zagłuszone przez przejeżdżających motocyklistów.
Zamiast odpowiedzi słychać było ryk silników.
- Już wszystko rozumiem - powiedział mężczyzna.
- Co pan rozumie? Przecież nic pan nie słyszał - dziwił
się chłopak.
- Jak to, nie słyszałem? A te motocykle?
- To przecież były tylko motocykle - mówił chłopak. -
Nie słyszał pan, co panu powiedziałem.
- Mnie ten ryk silników w zupełności wystarczył - odparł
starszy pan.
Chłopak zdziwił się bardzo odpowiedzią mężczyzny, lecz
przyjął rzecz całą z obojętnym spokojem, po czym zwrócił się do kobiety:
- Ale zadyma z tymi maturami, co?
- Wreszcie miała być normalna matura, która sprawdzałaby
prawdziwą wiedzę i chyba nic z tego nie wyjdzie - odpowiedziała kobieta.
- I całe szczęście - powiedział chłopak z zadowoleniem.
- Starą maturę jakoś się zda, a z nową nigdy nic nie wiadomo. Ma
się przecież swoje sposoby. Ściągi w kanapkach, podpowiedzi kolegów,
no i, oczywiście, nic nie widzących nauczycieli. Ciekawe, że u nas
w szkole nauczyciele bardziej się bali nowej matury niż my, uczniowie.
- No to jak się zamierzasz dostać na studia? - spytała
kobieta.
- Na studia? Jakie znowu studia? - obruszył się chłopak.
- Po co dzisiaj studia? Jeszcze parę lat temu ludzie po studiach
zawsze jakąś pracę znaleźli. A dzisiaj w mojej rodzinie jest kilku
bezrobotnych magistrów. To po co mam iść na studia? Jak mam być bezrobotny,
to po maturze też mogę.
- Dziwne, co pan mówi - stwierdził starszy pan. - Myślę,
że to jest kwestia wyboru odpowiedniego kierunku studiów, a nie rezygnacji
z nich w ogóle.
- Tylko że na najlepsze kierunki, takie, po których jest
praca, trudno się dostać. Wielu moich kolegów z klasy idzie na prawo,
zarządzanie, ekonomię, informatykę, ale oni wszyscy biorą korepetycje.
Albo u swoich nauczycieli w Częstochowie, albo jeżdżą tam, gdzie
chcą zdawać, i biorą korepetycje u wykładowców z uczelni. Tylko ile
to kosztuje? Moich starych na to nie stać. Jak mam być bezrobotnym
po jakiejś pedagogice, to mogę być przecież po maturze. No nie? -
chłopak zakończył retorycznym pytaniem.
- Przecież to jest nienormalne - wykrzyknął starszy pan.
- Jak długo ma tak jeszcze być?! Moje dzieci tak się uczyły, moje
wnuki tak się uczyły, a teraz nawet prawnuki czeka taki sam los.
Czego nauczyciele nie nauczą w szkole, tego nauczą na korepetycjach.
- U mojego syna w klasie, a chodzi podobno do dobrego
liceum, profesorka od języka polskiego zadaje do domu jedno wypracowanie
na rok. Chyba więcej nie chce jej się czytać. To jest straszne. Gdybym
sama nie zadawała mojemu dziecku od czasu do czasu jakichś wypracowań
w domu do napisania i tego nie pilnowała, to by zapomniało, jak się
pisze - powiedziała kobieta.
- Ale pani piłuje tego swojego syna - zaśmiał się chłopak.
- I on się tak daje?
- Za to wiem, że będzie umiał napisać przynajmniej podanie.
No i może sobie na studiach lepiej poradzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu