W Niemczech nasilają się głosy polityków, domagających się
od Czech i Polski "uchylenia aktów prawnych sankcjonujących wypędzenie
i wywłaszczenie Niemców po drugiej wojnie światowej".
Przypomnijmy więc, że przesiedlenie ludności niemieckiej
z Czech i Polski po drugiej wojnie światowej dokonało się nie tyle
na mocy ustawodawstwa czeskiego i polskiego, ale ustawodawstwo to
było wykonaniem postanowień międzynarodowej konferencji w Poczdamie,
do wykonania których to postanowień Polska i Czechy były zobowiązane
prawem międzynarodowym, stworzonym na tejże konferencji, a odnoszącym
się do nowej, powojennej organizacji Europy. W konferencji poczdamskiej
- będącej rozwinięciem ustaleń dokonanych w Jałcie - uczestniczyły
Stany Zjednoczone, ówczesny Związek Radziecki i Wielka Brytania.
Na tejże konferencji zdecydowano też o zmianie granic Polski na zachodzie
i północy.
Jeśli więc niektórzy politycy niemieccy kwestionują dziś
zasadność tamtych przesiedleń i wywłaszczeń - kwestionują więc zasadność
postanowień konferencji poczdamskiej - adresatem ich pretensji i
roszczeń nie może być ani Polska, ani Czechy, ale legislatorzy poczdamscy:
Stany Zjednoczone, dzisiejsza Rosja i Wielka Brytania. Niemieckie
roszczenia, coraz natarczywiej zgłaszane, mogą okazać się szczególnie
niebezpieczne po ewentualnym przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej.
Wówczas bowiem orzeczenia sądowe wydane w dowolnym kraju UE będą
miały moc obwiązującą na terenie całego obszaru UE, więc i w Polsce.
Jest bardzo prawdopodobne, że do władz polskich zaczną się wówczas
zgłaszać obywatele niemieccy, z prawomocnymi orzeczeniami niemieckich
sądów, przyznającymi im zwrot własności lub odszkodowania za majątek
pozostawiony na dzisiejszych polskich ziemiach zachodnich... Obywatele
polscy szukać będą wówczas potwierdzenia swej własności w polskim
orzecznictwie i nie trudno wyobrazić sobie konflikt prawomocnych
orzeczeń i aktów prawnych: niemieckich i polskich. W tej sytuacji
zaistniałaby potrzeba zdania się na arbitraż jakiejś wyższej instancji
unijnej. Ta wyższa instancja orzekałaby w oparciu o obecne prawo
unijne, tzw. acquis communautaire, i nie ulega najmniejszych wątpliwości,
że orzeczenia te byłyby dla Niemców korzystne.
Dlatego wydaje się sprawą pożądaną, aby do trwających
negocjacji polsko-unijnych włączyć kwestię podnoszonych przez niektórych
polityków niemieckich żądań i wprowadzić klauzulę zaporową, kładąc
w ten sposób kres rysującej się dwuznacznej sytuacji, która w możliwej
przyszłości może być dla Polski bardzo kosztowna i niebezpieczna.
Niestety, premier Miller poprzestał na oświadczeniu,
że "kwestii tej Rząd Polski dyskutować nie będzie". To stanowczo
za mało!
Jeśli w porę, w negocjacjach polsko-unijnych kwestia
ta nie zostanie wywołana i jednoznacznie sprecyzowana, po ewentualnym
akcesie do UE rychło okaże się, ze kwestię tę będziemy jednak musieli
dyskutować, i to w warunkach już nieporównywalnie gorszych niż dziś,
gdy jeszcze w UE nie jesteśmy i nie zrzekliśmy się na jej rzecz części
państwowej suwerenności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu