- Nie cierpię swojej rodziny - usłyszałam kiedyś od eleganckiej,
pięknej studentki. - Dlaczego tak mówisz, Kasiu? - zapytałam. - Ja
w ogóle nie cierpię przeciętności i szarości. Życie w moim domu jest
niezwykle szare i nudne. Szare jak dzisiejszy zachmurzony, deszczowy
dzień. Nasza mama wiecznie narzeka. Może tak bardzo nie powinnam
się dziwić, bo pracę ma rzeczywiście nudną i uciążliwą. Pracuje na
poczcie. Niewiele zarabia. Większość pensji przeznacza na nasze ubrania
i komorne. A ojciec? Też trudno z nim wytrzymać. Stałej pracy od
dwóch lat nie ma. Nieustannie czegoś szuka i zmienia. Najczęściej
jest na umowach zleconych. Kiedyś pożyczył pieniądze, aby założyć
sklepik na bazarze. Trzeba było pracować od 5.00 rano do 20.00 wieczorem.
Ojciec nie wytrzymał zdrowotnie. A matka sama nie dała rady. Wróciła
na pocztę. Dobrze, że ją przyjęli, bo co byśmy zrobili. A ja nawet
się ucieszyłam, że tak się skończyło. Czułam się skrępowana pracą
rodziców na bazarze. Hanka, moja siostra, jakoś nie narzeka. Pielęgniarka.
Intelektualnie przeciętna. Piękna też nie jest. Jak człowiek jest
przeciętny, to mu przeciętność nie przeszkadza - zwierzała się Kasia.
Patrzyłam na nią trochę zaskoczona. Dostrzegła to w moich oczach.
- Pani się pewnie dziwi temu, co mówię? - zapytała. - Nie - odpowiedziałam
- nie dziwię się. Może nawet trochę rozumiem to, o czym mówisz. Rozumiem,
Kasiu, marzenia o nieprzeciętności. Każdy człowiek nosi je w sobie.
Częste są takie marzenia, aby żyć w nieprzeciętnym środowisku, mieć
nieprzeciętnych rodziców, być nieprzeciętnym człowiekiem. Wielu ludzi
przez to jest wewnętrznie zahamowanych, sfrustrowanych, pełnych kompleksów.
Dlaczego? Bo naprawdę nie zgodzili się na siebie samych. Nie zaakceptowali
też własnej rodziny. Może nie zaakceptowali "nazaretańskiej", szarej,
ciężkiej pracy.
Ile razy wielu z nas myślało: Gdyby moja matka wyszła
za mąż za innego człowieka, a nie mojego ojca, pewnie życie ułożyłoby
się inaczej, a ja osiągnęłabym więcej. Nieprawda! Po prostu mnie
by nie było. Czy pomyślałam o tym kiedyś?
"Czcij ojca swego i matkę swoją". To nie zalecenie -
to nakaz, imperatyw sumienia. Czcij - niezależnie od tego, kim są.
To może być niełatwe. To może być nawet bolesne, nie tylko szare,
nudne, nijakie. Ktoś zobaczył swego ojca pijanego na ulicy. Ktoś
zobaczył swoją matkę w nieodpowiednim towarzystwie, do którego się
w tej chwili tak bardzo upodobniła.
Wolę przejść na drugą stronę, by mnie nie zobaczyli.
To upokarza, zawstydza, boli, nadweręża, a może wypala miłość.
Kasiu, czy pomyślałaś o tym, że Ciebie nie byłoby na
świecie, gdyby nie Twoi "przeciętni" rodzice?
Ile razy dałaś im odczuć, że nie dorastają do Twojego
wyobrażenia?
Czy powiedziałaś kiedyś Twojej spracowanej matce, że
ją kochasz i rozumiesz? Czy wysłuchałaś zwierzeń Twego ojca o tym,
jak bardzo upokarza to jego męską ambicję, że nie znajduje stałej
i odpowiedniej pracy?
Czy Twoją siostrę, "przeciętną" pielęgniarkę, zabrałaś
na ciekawe spotkanie w Twoim akademickim środowisku?
Kasiu, mówisz, że trzyma Cię wiara w Jezusa. Czy pomyślałaś,
że On urodził się także w "przeciętnej" rodzinie? Matka Jego - Maryja
i przybrany Ojciec - Józef pochodzili z królewskiego rodu, żyli jednak
życiem ludzi przeciętnych. Na pewno nie przypominali sąsiadom i znajomym,
że mają królewskie korzenie.
Nie pragnij żyć życiem innych ludzi. Bóg każdemu dał
życie na jego własną miarę. Bóg każdemu dał rodziców, których dla
niego wybrał. Wielka to tajemnica, czasem nawet bolesna.
U Boga nie ma przeciętnych ludzi. Każdy jest jedyny,
niepowtarzalny, nieprzeciętny. Nie ma przeciętnych rodzin. Każda
jest odbiciem Świętej Rodziny z Nazaretu, najbardziej nieprzeciętnej
i przeciętnej zarazem.
Dziękujemy, Ojcze Stworzycielu, za nasze przeciętne rodziny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu