KS. PAWEŁ BEJGER: - Panie Profesorze, swego czasu głośno
było o Panu w mediach. Nie zawsze Pana osoba była przedstawiana w
sposób prawdziwy, rzetelny. W pomówieniach i osądach dominowała jak
zawsze "Gazeta Wyborcza" czy "Trybuna". Artykuły zamieszczane w gazetach
naruszyły Pana dobra osobiste, opinię o Panu jako lekarzu i człowieku.
Dziś wiemy także, że nie pełni Pan już funkcji krajowego konsultanta
w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Dlaczego tak się stało?
PROF. BOGDAN CHAZAN: - Nowy minister zdrowia,
który objął resort jesienią ub.r., prawie natychmiast odsunął mnie
z tego stanowiska, na które zostałem powołany w 1997 r., tłumacząc
to brakiem zaufania. Mogę tylko przypuszczać, że sięga to swymi korzeniami
znacznie głębiej. Po odwołaniu mnie z funkcji krajowego konsultanta
zawieszona też została działalność Zespołu Promocji Naturalnego Planowania
Rodziny, którego jestem członkiem. Na początku kwietnia tego roku
zawieszono mnie w wykonywaniu funkcji kierownika Kliniki Położnictwa
i Ginekologii. Zarzuty, które mi postawiono, nijak się miały do dobrej
opinii pacjentek o Klinice, jej poziomu mierzonego obiektywnymi wskaźnikami.
- Przybliżmy Czytelnikom "Niedzieli" funkcję i zadania,
jakie Pan spełniał przez ok. 4 lata, będąc krajowym konsultantem
w dziedzinie ginekologii i położnictwa.
B.Ch.: - Możemy powiedzieć, że krajowy konsultant
jest to człowiek, którego powołuje minister, aby w danej dziedzinie
medycyny służył pomocą, doradzał, formułował opinie, odpowiadał na
różnego rodzaju kwestie. Do ubiegłego roku byłem zatem osobą, która
odpowiadała w Polsce za funkcjonowanie specjalności położnictwa i
ginekologii. Uważam, że swoje zadania wypełniałem dobrze. Zmniejszył
się odsetek wcześniactwa, mniej było zgonów matek. Powstał też nowy
program specjalizacji dla młodych lekarzy. Jak widać, nie wszystkim
się to podobało.
- Nie pasował Pan do ludzi ministra Mariusza Łapińskiego?
B.Ch.: - Zdecydowanie. Zawsze mówiłem publicznie
to, co myślę. Działałem na rzecz zdrowia kobiet także na forum międzynarodowym,
w Światowej Organizacji Zdrowia. Nie mogłem jednak zgodzić się na
to, by życie i zdrowie dziecka, także nienarodzonego, nie było brane
pod uwagę. Uważałem i uważam nadal, że metody naturalnego planowania
rodziny powinno się upowszechniać, ponieważ są tanie, dostępne, a
także skuteczne. Niektóre środowiska liberalne, feministyczne z pomocą
mediów przedstawiały moje poglądy bardzo tendencyjnie. Byłem przygotowany
na to, że człowiek z takimi poglądami na pewno nie znajdzie poparcia
w oczach nowego ministra. I tak się stało.
- Wokół spraw dotyczących obrony ludzkiego życia, także
tego poczętego, toczy się burzliwa walka. Środowiska liberalne, feministyczne
krzyczą wręcz o swoje prawa, które pozwalałyby na legalizację aborcji.
Czy zatem życie dziecka nienarodzonego w naszej ojczyźnie jest zagrożone?
B.Ch.: - I to bardzo poważnie zagrożone. Ten stopień
zagrożenia jest zróżnicowany. Gdybyśmy porównali sytuację w Polsce
z innymi krajami, to można powiedzieć, że sytuacja u nas jest o wiele
lepsza. Na zachodzie Europy dzieci z rozpoznanymi wewnątrzmacicznie
zaburzeniami rozwojowymi na ogół nie dożywają chwili narodzin, są
zabijane. W Polsce również się to zdarza. Obecnie funkcjonująca ustawa
o ochronie życia poczętego i warunkach dopuszczalności przerywania
ciąży określa pewne sytuacje, w których jest to prawnie dopuszczalne.
Ale wśród personelu medycznego jest większa świadomość, że zarodek
i płód to formy życia ludzkiego.
- Czy są takie ośrodki, tacy ludzie, którzy głośno wołają
o zmianę ustawy antyaborcyjnej?
B.Ch.: - Z pewnością tak. Odnoszę wrażenie, że
to wszystko, co działo się w Łomży, wokół postawy pana ordynatora
Poppe, to są, powiedziałbym, takie harce na przedpolu, badanie, jak
ludzie się zachowają. Najpierw sprawdzenie terenu, postaw ludzi,
potem wprowadzenie aborcji na życzenie. Czyni się tak, aby móc później
powiedzieć, że ludzie sami o tym zdecydowali. Do tego jeszcze dojdą
hasła o demokracji, tolerancji, prawach kobiet.
- Panie Profesorze, a gdyby Pan był na miejscu Pana Ordynatora,
postąpiłby Pan tak samo?
B.Ch.: - To trudno powiedzieć. Chciałbym tak samo
postąpić. Tu Pan Ordynator miał sytuację bardzo trudną. Łomża jest
miastem, gdzie wszyscy się znają, i jego postawa była z pewnością
szeroko komentowana, znalazł się na świeczniku. Pojawiły się grupy,
które tak jak media potępiały jego decyzję, i byli inni. Aby wygrać
w tej walce, trzeba było ogromnej determinacji i odwagi. Podziwiam
Pana Ordynatora za jego niezłomną postawę i życzyłbym wszystkim kolegom
takiej odwagi i determinacji w rozwiązywaniu trudnych spraw, których
w naszym zawodzie nie brakuje.
- Sprawa łomżyńska była dyskutowana wśród Pańskich kolegów.
Jakie opinie pojawiały się najczęściej?
B.Ch.: - Rozmawialiśmy o tym na licznych spotkaniach,
odprawach. Niepokojące było, że całą sprawę nagłośniono jednostronnie,
wybiórczo. Nawiązałem wtedy kontakt z Panem Ordynatorem, który uświadomił
mi, że jest inaczej, że w artykułach prasowych zafałszowano prawdę.
Dzisiaj, po kilku tygodniach od tamtego wydarzenia, chyba każdy wie,
o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
DR LESZEK POPPE: - Myślę, że cała ta sprawa dotyczy
nie tylko jednej osoby czy jednej rodziny, nie jest sprawą, którą
można zamknąć tylko w granicach Łomży, która stała się pewnym ośrodkiem
doświadczalnym. Za nim stoją potężne stowarzyszenia, partie, które
za wszelką cenę chcą pokazać, że chore dziecko nie ma prawa żyć,
że trzeba je wyeliminować.
- Opinia społeczna często kształtowana jest przez ośrodki
medialne. Wiemy doskonale, jaką rolę odegrały media w tzw. sprawie
łomżyńskiej, w Pańskiej sprawie,
Panie Profesorze. Czy mamy jakąś szansę, by zaczęła zwyciężać
prawda?
B.Ch.: - Media to czwarta władza, ale nie władza
zwycięża - zwycięża prawda. Dostało mi się rzeczywiście od mediów,
i to porządnie. Przedstawiano niektóre sprawy niezgodnie z rzeczywistością,
tendencyjnie formułowano wnioski, a co gorsza - nie przyjmowano do
wiadomości wyjaśnień, pism, telefonów. Szczerze mówiąc, byłem naiwny,
sądząc, że prasa teraz już mówi prawdę, że prasa kłamała tylko w
czasach realnego socjalizmu. Od tamtych czasów niewiele się zmieniło.
L.P.: - Zauważcie Państwo: na pierwszej rozprawie
było wielu dziennikarzy, na drugiej prawie wcale, a i ci, którzy
byli, nie podali informacji. Niech ludzie żyją oskarżeniami z poprzedniej
rozprawy.
- Przejdźmy do innego tematu, który coraz częściej pojawia
się w naszym życiu: brak poszanowania daru płodności przez młodych
ludzi.
B.Ch.: - Prawdą jest, że młodzi ludzie nie szanują
swojej płodności i nie dbają o nią. W Polsce z roku na rok zwiększa
się liczba małżeństw, które w pewnym momencie swego życia stwierdzają,
że nie mogą mieć dziecka. Młodzi muszą pamiętać, że płodność nie
jest dana człowiekowi raz na zawsze. Człowiek powinien o nią dbać.
Życie niezgodne z zasadami Dekalogu, zasadami moralnymi, prawem naturalnym
może na zawsze pozbawić szansy na rodzicielstwo. Chcę jeszcze w tym
miejscu powiedzieć, że odkładanie macierzyństwa na późniejsze lata
jest nierozsądne. Zajście w ciążę w późniejszym czasie, po kilku
latach trwania małżeństwa, jest trudniejsze. Dziwna to postawa, kiedy
planuje się najpierw dom, kupno samochodu, piękny ogród, a na koniec
dziecko. Ostrzegam, może być za późno.
- Problem późnego macierzyństwa nie jest tylko winą samych
małżonków. Spotykam się z głosami kobiet, które mówią wprost, że
aby otrzymać pracę, muszą podpisać zaświadczenie, że w najbliższym
czasie nie zdecydują się na macierzyństwo.
L.P.: - Spotykam się z taką praktyką. Nie mówię
tu o Łomży. Zachowanie pewnych, powiedziałbym, biznesmenów względem
macierzyństwa jest przerażające. Nie liczy się człowiek, rodzina,
liczy się dochód, ekonomia. Niepokoi fakt, że takie praktyki pojawiają
się coraz częściej. Dziwi tylko zachowanie feministek, które akurat
w tej sprawie nie czynią nic.
- Wyobraźmy sobie taką sytuację: rodzice dowiadują się,
że ich dziecko urodzi się z jakąś wadą, chorobą...
B.Ch.: - To jest cały etap reakcji psychologicznych.
Najpierw jest niedowierzanie, później bunt, dopiero po upływie dłuższego
czasu następuje przyjęcie takiej wiadomości i jej spokojne analizowanie.
Rodzice muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej; muszą podjąć
decyzję. Bardzo ważna jest tu pomoc najbliższych, przyjaciół, personelu
medycznego. Właśnie w takiej chwili tych ludzi nie można zostawić
samym sobie. Wtedy konieczny jest dialog. Proszę wierzyć, oni muszą
poczuć, że ktoś się nimi interesuje, że chce pomóc, chce ich dobra
i dobra ich chorego dziecka.
- Czy nie byłoby dobrze, gdyby w naszej ojczyźnie powołany
został katolicki uniwersytet medyczny?
B.Ch.: - Wydział lekarski na takim, katolickim
uniwersytecie jest bardzo potrzebny. Do realizacji tego celu droga
jednak daleka i trudna. Obyśmy jak najprędzej doczekali się najpierw
takiej decyzji, a potem inauguracji roku akademickiego.
- Co sądzicie Panowie, czy będzie w Polsce wprowadzona
eutanazja?
B.Ch.: - W najbliższej przyszłości na pewno nie.
L.P.: - Mam nadzieję, że świat lekarski będzie
temu przeciwny. Nikt nie ma prawa odebrać choremu nadziei. Nie wyobrażam
sobie, aby lekarz mógł przyczynić się do śmierci pacjenta.
- Serdecznie dziękuję za rozmowę. Pozostańmy także w
nadziei, że w naszej ojczyźnie będzie większe zrozumienie dla poczętego
życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu