Pornograficzny skandal
Ministerstwo Kultury pomogło sfinansować pornograficzną wystawę fotograficzną w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Autorka zdjęć, Amerykanka Nan Goldin, przyjechała do Polski walczyć o wolność dla mniejszości seksualnych. Zdjęcia pokazują zbliżenia par hetero- i homoseksualnych, a nawet nagie dzieci w dwuznacznych sytuacjach. We wszystkich krajach, gdzie pokazywano wystawę, towarzyszyły jej gwałtowne protesty. U nas wystawa ma - według Ministerstwa Kultury - edukować naród. Jaki minister, taka wystawa - aż prosi się powiedzieć.
Zgodnie z planem
Zgodnie w przypuszczeniami, prace nadzwyczajnej parlamentarnej komisji śledczej, powołanej z okazji afery Rywingate, postępują w przewidywanym przez opinię publiczną kierunku. Według organu powołującego, czyli Sejmu, komisja miała wyjaśnić aferę, co społeczeństwo - jak wszystko wskazuje - słusznie zrozumiało, że ma na celu zaciemnić. W celu zaciemnienia sprawy komisja w biały dzień orzekła, że dla wypełnienia spodziewanego przez opinię publiczną zadania absolutnie niepotrzebna jest jej wiedza, do kogo premier Leszek Miller dzwonił. Mówią, że wiedza czasem zabija. Choćby politycznie. A przecież premier mówił swego czasu o osikowym kołku. Ponoć służby pomocnicze Kancelarii już go strugają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jajko czy kura?
Reklama
W Poznaniu wicepremierowi Jarosławowi Kalinowskiemu i szefowi Kancelarii Premiera Markowi Wagnerowi dostało się po równo jajami (Rzeczpospolita, 14 lutego). Musiały być świeże, bo wicepremier natychmiast oświadczył, że się nie gniewa, a z rzucającymi chętnie porozmawia. Bez warunków wstępnych. W nawiązaniu do incydentu rozmowa może dotyczyć tego, co było pierwsze: jajko czy kura?
Śmiechu warte
Białostocka Unia Pracy próbuje ryczeć jak lew, ale z racji swojej pozycji w sondażach preferencji politycznych jasne jest, że mamy raczej do czynienia z piskiem myszy. Konkretnie. Białostoccy zwolennicy winiet i Marka Pola gardłują, że ich program wyborczy nie jest realizowany, w związku z tym pokazują rządowi żółte kartki i, co najśmieszniejsze - grożą wyjściem z koalicji.
Tak czy tak - "głodówka"
Samoobrona informuje, że jej program wyborczy nie jest realizowany, ale jest konsekwentna i z koalicji potrafi wyjść. Tak jak w Łódzkiem, gdzie Samoobrona miała postulaty precyzyjne i jasne - kilkuset swoich ludzi do zatrudnienia w ramach tej istotnej części programu wyborczego, który określa sposoby konsumpcji władzy(Gazeta Wyborcza, 17 lutego). Niestety, koalicjant z SLD nie chciał zaspokoić apetytu. Ponieważ w koalicji partia nadal była "głodna", uznała, że skoro tak czy tak muszą głodować, to lepiej przeżywać ten stan poza strukturami władzy.