Reklama

Katyńskie relikwie

Do dzisiaj oryginalne pamiątki - materialne świadectwa sowieckiej zbrodni. W archiwum krakowskiej Kurii Metropolitalnej przechowywane są przedmioty należące do 32 oficerów zamordowanych w Katyniu. Są to jedyne zachowane.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

W kwietniu 1943 r. podczas ekshumacji przeprowadzonej na miejscu mordu w lesie katyńskim przy zwłokach odnaleziono wiele przedmiotów, które później posłużyły identyfikacji ciał pomordowanych. Badania przeprowadzano w Instytucie Medycyny Sądowej w Krakowie, gdzie Niemcy przewieźli skrzynie z dokumentacją katyńską. Zespół naukowców, kierowany przez dr. Zygmunta Robla, dokonywał prawdziwych cudów, próbując odczytać wyciągnięte z ziemi zbutwiałe, przegniłe legitymacje wojskowe, listy z domu, pokwitowania, wizytówki i tym podobne rzeczy. Pod koniec 1944 r. badania przerwano. Niemcy, uciekając z Krakowa, zabrali ze sobą skrzynie z przedmiotami znalezionymi w Katyniu. Pod koniec wojny przepadły one bez wieści w okolicy Drezna. Nie wszystko jednak zginęło. Do dzisiaj nie wiadomo, kto przekazał do Kurii Metropolitalnej teczkę z pamiątkami po 32 zamordowanych oficerach. Prawdopodobnie nastąpiło to z początkiem lat 50. Ks. Czesław Skowron, wówczas archiwariusz krakowskiej Kurii, pamięta dokładnie moment, kiedy natknął się na teczkę wydzielającą przykry zapach. Wciśnięta była między inne dokumenty. W odnalezionej teczce znajdowały się książeczki wojskowe, fragmenty listów, medaliki. Wszystko bardzo zniszczone. Ksiądz domyślił się, że są to przedmioty należące do pomordowanych oficerów. O swym odkryciu powiadomił kanclerza Kurii - ks. Bolesława Przybyszewskiego. Ten pouczył młodego księdza, by zapomniał o całej sprawie. W listopadzie 1952 r., po aresztowaniu kanclerza Przybyszewskiego, UB przeprowadziło rewizję w Kurii. Teczkę z dokumentacją katyńską zabrano. Przez lata przeleżała w archiwach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dlaczego nie została zniszczona lub przekazana do Moskwy? Jak na razie, nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. W 1990 r. zarekwirowaną podczas rewizji dokumentację katyńską MSW niespodziewanie zwróciło Kurii.
Konserwatorzy i historycy ponownie mogli przystąpić do pracy. Tym razem nie chodziło tylko o identyfikację właścicieli ocalałych przedmiotów. Dzięki wnikliwym badaniom, przeprowadzonym przez pracowników krakowskiego Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, udało się ustalić wojenne losy 32 oficerów zamordowanych w kwietniu 1940 r. w Katyniu. Pomocne w tym zamierzeniu były rodziny pomordowanych. U większości osób, do których udało się dotrzeć, słowo "Katyń" do dzisiaj budzi bolesne wspomnienia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

* * *

Antoni Będowski urodził się w 1943 r., kiedy Niemcy odkryli w lesie katyńskim masowe groby polskich oficerów. Z dołów śmierci wydobyto między innymi zwłoki jego dziadka - mjr. Wojciecha Mikiewicza. Antoni Będowski do pamiątek po dziadku przywiązuje szczególną wagę. W chwili, gdy trzyma w ręku kartki pocztowe, które przeszło 60 lat temu jego babka pisała do przebywającego w niewoli męża, nie kryje wzruszenia. Te dziś już pożółkłe karty papieru znaleziono przy zwłokach mjr. Wojciecha Mikiewicza podczas ekshumacji przeprowadzonej w 1943 r. w Katyniu.
"Co on czuł, kiedy do głowy przykładano mu lufę pistoletu? Dla mnie dziadek był zawsze stary. Teraz, gdy sam mam 60 lat, nie czuję się stary. A on miał tylko 48 i już kończyło się jego życie" - zastanawia się Antoni Będowski.
Wojciech Mikiewicz uczestniczył w trzech wojnach. Podczas pierwszej był lekarzem weterynarii w austriackim XIX Korpusie Armijnym. To nie była jego wojna. Dopiero w obliczu zagrożenia sowieckiego w 1920 r. wykazał męstwo na polu walki. Wyróżnił się podczas walk odwrotowych nad Berezyną, kiedy to oprócz wykonywania powinności lekarskich dowodził taborem I dyonu. Za zasługi odznaczono go Krzyżem Walecznych i awansowano do stopnia kapitana. W 1922 r. Wojciech Mikiewicz przeszedł do rezerwy. W II Rzeczypospolitej pracował w Rzeszowie.
W marcu 1939 r., w obliczu hitlerowskiego zagrożenia, Wojciecha Mikiewicza awansowano do stopnia majora. Na wojnę wyruszył 4 września. "Moja matka odprowadzała go na dworzec w Jarosławiu, skąd odjechał na Wschód. Wtedy widziała go po raz ostatni. Potem nie wiadomo, co się z nim działo" - wspomina Antoni Będowski. Nie udało się ustalić, jak mjr Mikiewicz trafił do sowieckiej niewoli. Rodzina także nic nie wie na ten temat. Pierwsze informacje o jego losie dotarły do Rzeszowa po klęsce wrześniowej. Wówczas najprawdopodobniej przebywał w obozie jenieckim w Trembowli. Wielu żołnierzom udało się stamtąd uciec. Oni to powiadomili o pobycie tam mjr. Mikiewicza. Podobno namawiano go do ucieczki. "Dzisiaj trudno ustalić, czemu nie wybrał tej drogi. Dziadek lubił dużo jeść, toteż był słusznej postury. Być może to zadecydowało, że pozostał w obozie. Może też honor oficerski nie pozwalał mu na to..." - rozważa Antoni Będowski, usiłując odpowiedzieć na to pytanie.
W końcu przyszły listy z Kozielska. "Dziadek pisał do swojej siostry do Lwowa. Wkrótce i ją wywieziono na Wschód, do Archangielska, gdzie zginęła. Pomimo informacji rozpowszechnianej przez Niemców o zbrodni w lesie katyńskim, w domu łudzono się, że dziadek nie podzielił losu zamordowanych oficerów" - mówi A. Będowski.
W 1944 r. zaświeciła iskierka nadziei. Szwagier mjr. Mikiewicza, który z armią Berlinga wydostał się z Rosji Sowieckiej, w październiku pisał z frontu: "Wojtuś prawdopodobnie żyje. Jest gdzieś w wojsku na Zachodzie".
Dopiero po wojnie na listach katyńskich sporządzonych w Londynie odszukano nazwisko mjr. Wojciecha Mikiewicza. Ekshumowane w kwietniu 1943 r. zwłoki zidentyfikowano dzięki legitymacji oficerskiej i korespondencji z Rzeszowa, wydobytych z kieszeni munduru.

* * *

Zofia Kaps, córka zamordowanego w Katyniu ppor. Władysława Borżyma, w 1940 r. mieszkała wraz z rodziną w Wołkowyskach na Wschodzie. Kiedy pisała list do ojca, jeńca obozu w Kozielsku, była uczennicą szkoły powszechnej. Wówczas nie myślała nawet o tym, że już nie ujrzy ojca. Pamięta, kiedy widziała go po raz ostatni. Przyjechał do Wołkowyska na kilka godzin. Pani Zofia przypomina sobie, że wówczas wziął ją na kolana i przytulił. Ten ostatni ojcowski uścisk na zawsze utkwił jej w pamięci. Mówiąc o tym szczególnym spotkaniu, ma łzy w oczach.
Kiedy bierze do ręki zniszczony list, na którym przed laty jako mała dziewczynka wpisała kilka zdań, nie kryje wzruszenia. Przypomina sobie matkę. "O, jakże oni się kochali - wspomina. - Ojciec nazywał mamę Gruszeczka, ona zaś, zwracając się do niego, mówiła pieszczotliwie Tusik". Listy, które odnaleziono przy zwłokach ppor. Borżyma, są pełne miłości i troski o los męża.
Władysław Borżym, podobnie jak większość zamordowanych w Katyniu, nie był zawodowym oficerem. Był nauczycielem w szkole w Wołkowyskach. W obliczu zbliżającej się wojny został zmobilizowany i tak jak w 1919 r., kiedy zgłosił się na ochotnika do Kowieńskiego Pułku Strzelców, ponownie stanął w obronie ojczyzny. We wrześniu 1939 r. W. Borżym walczył w 77. Pułku Piechoty, 19. Dywizji Piechoty Armii Prusy. Po rozbiciu macierzystej formacji ppor. Borżym trafił do Wilna. Tam też zastała go okupacja sowiecka. Chciał wracać do pozostawionej w Wołkowyskach rodziny. Nie bacząc na ostrzeżenia kolegów, po apelu władz sowieckich skierowanym do polskich żołnierzy zgłosił się w wyznaczonym miejscu, gdzie miał otrzymać dokumenty ułatwiające mu powrót do domu. Zamiast do bliskich, trafił do obozu jenieckiego w Kozielsku.
"W grudniu 1940 r. otrzymaliśmy pierwszy list od ojca. Niestety, korespondencja ta nie zachowała się do dzisiaj - mówi Zofia Kaps, córka ppor. Borżyma. - Matka zupełnie się załamała. Dla niej świat się zawalił. Wiadomość o śmierci ojca przekreśliła jej życie. Przyszło jednak opamiętanie. Przypomniała sobie ostatni list, w którym ojciec, jakby przeczuwając, co się stanie, pisał: "Hanka, ratuj dzieci". Od tego czasu mama żyła dla nas. Pamiętam, wtedy dla otrzeźwienia brała zimne prysznice. W tym czasie nie mieszkaliśmy już w Wołkowyskach. W marcu 1940 r. musieliśmy opuścić nasz dom i uciekać".
Zagrożenie i tym razem przyszło ze strony sowieckiej. Przypadkowo dowiedzieli się, że znajdują się na liście wywózkowej NKWD. Korzystając z pomocy życzliwych ludzi, wyjechali do rodziny w Białymstoku. Tułaczkę wojenną, podobnie jak wielu Kresowian, zakończyli w Gdańsku.
W latach 90. Zofia Kaps, córka ppor. Borżyma, odwiedziła miejsce, gdzie zamordowano jej ojca. Z Katynia przywiozła wówczas dwie sadzonki choinek. Po przyjeździe zasadziła je przy grobie matki na cmentarzu w Gdańsku. Drzewka, które wyrosły na ziemi zroszonej krwią ppor. Władysława Borżyma, szumią teraz nad mogiłą jego ukochanej żony.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jak wygląda moja modlitwa?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 18, 35-43.

Poniedziałek, 18 listopada. Wspomnienie bł. Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy
CZYTAJ DALEJ

Bł. Karolina Kózkówna - ta, która zginęła za czystość

[ TEMATY ]

bł. Karolina Kozkówna

Karol Porwich/Niedziela

18 listopada to dzień wspomnienia bł. Karoliny Kózkówny. To patronka m.in. Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Jej beatyfikacji 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie dokonał Jan Paweł II.

CZYTAJ DALEJ

Ukraina: liczby za którymi kryje się 1000 dni wojny

2024-11-19 10:20

[ TEMATY ]

wojna na Ukrainie

Karol Porwich/Niedziela

Za tysiącem dni od rozpoczęcia przez Rosję wojny w Ukrainie kryje się wiele liczb będących wyrazem tragicznego czasu i rozdzierającej serce przestrzeni, w których toczy się konflikt, który łamie ludzkie życie i burzy marzenia. Bardzo często są to liczby szacunkowe bądź wręcz ukryte, ponieważ wojna toczy się również na polu informacji. Przede wszystkim istnieje liczba, którą najtrudniej oszacować, ponieważ jest najbardziej ukryta: liczba ofiar.

We wrześniu amerykański dziennik The Wall Street Journal, powołując się na źródła wywiadowcze, napisał, że około miliona Ukraińców i Rosjan zostało zabitych lub rannych od 24 lutego 2022 roku. Większość z nich to żołnierze obu stron, a następnie ukraińscy cywile. W tym samym miesiącu brytyjska BBC i niezależna strona internetowa Mediazona prześledziły nekrologi 70 000 zabitych rosyjskich żołnierzy w Ukrainie - 20 procent z nich było ochotnikami. Liczby podane przez The Wall Street Journal wydają się być zgodne z tym, co rok wcześniej - w sierpniu 2023 roku - podał amerykański dziennik The New York Times, według którego już wtedy wojna pochłonęła ok. 500 000 ofiar.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję