Opowiem o tym, co stało się w szczecińskim radiu - ale sytuacja
jest typowa dla pewnego sposobu przejmowania władzy. Jest groźna.
Polskie Radio Szczecin to rozgłośnia radia publicznego,
a zarazem spółka Skarbu Państwa. Oznacza to, że musi z jednej strony
realizować zadania wynikające z Ustawy o radiofonii i telewizji,
z drugiej musi na siebie zapracować zgodnie z zasadami wynikającymi
z Kodeksu Handlowego. Podstawą finansowania radia publicznego jest
abonament (sprawa jest kontrowersyjna, ale takie jest dziś prawo)
- w zamian za abonament Radio musi realizować ważne audycje dla grup,
które nie dają dużej słuchalności. Na przykład dla mniejszości narodowych,
miłośników muzyki poważnej lub teatru radiowego. To są audycje drogie,
niezbędne - ale słucha ich stosunkowo mało osób, więc nie sprzeda
się przy nich reklamy. A reklama jest drugim źródłem utrzymania radia.
Za dobre funkcjonowanie radia odpowiada jego zarząd -
wybierany i nadzorowany przez radę nadzorczą. Zarząd Radia Szczecin
do tej pory zgodnie ze statutem liczył trzy osoby - na czele stał
prezes, a do pomocy miał dwóch zastępców, jednego od spraw programu,
drugiego od spraw finansów i marketingu. Wszystko to dotąd funkcjonowało
w Szczecinie znakomicie, bowiem udało się uniknąć upolitycznienia
radia. Pod względem programu odpowiadało ono wszystkim zainteresowanym.
Ma najwyższą słuchalność wśród rozgłośni lokalnych. Rada programowa,
składająca się z reprezentantów wszystkich ugrupowań politycznych,
społecznych i kulturalnych, jednomyślnie aprobowała linię programową
radia. Znakomite są wyniki finansowe spółki, i to teraz, w trudnej
sytuacji ekonomicznej kraju i regionu. Trudno się zatem dziwić, że
rada nadzorcza jednomyślnie udzieliła absolutorium całemu zarządowi
i każdemu z jego członków z osobna. Zdawało się, że w takiej sytuacji
najnaturalniejszą sprawą będzie powierzenie zarządzania spółką tym
samym osobom. Okazało się, że to nie takie proste.
Tym, którzy dysponują większością w radzie, nie wystarcza,
że są zadowoleni z pracy zarządu - chcą mieć "wyłączność" na cały
program radia. Obiektywny - to znaczy, że uczciwie powie i o nas,
i o innych. Okazuje się, że to za mało - ma być nasz, by zawsze dobrze
mówił o nas, a wcale lub źle o naszych przeciwnikach. Zatem większość
w radzie nadzorczej reprezentująca SLD i PSL postanowiła zmienić
wiceprezesa programowego z obiektywnego na swojego. Sęk w tym, że
do wybrania członka potrzeba czterech głosów w pięcioosobowej radzie,
a dwie osoby nie chciały takiej zmiany. Na jaki zatem pomysł wpadła
koalicyjna trójka? Okazało się, że można zwykłą większością głosów
zaproponować zmianę statutu spółki, a mając "swojego" ministra skarbu,
można bez trudu statut zmienić. I oto teraz zarząd nie musi składać
się z trzech osób - wystarczą dwie. A odrzuconego przez radę kandydata
na wiceprezesa nowy prezes zatrudnił jako dyrektora programowego.
Nieco mniejsze ma kompetencje, ale ostatecznie efekt jest ten sam
- programem rządzi "nasz".
Państwo, a zatem wszystkie instytucje publiczne, ma być
dobrem wspólnym - tak uczy katolicka nauka społeczna, ta prawda jest
ogólnie przyjęta. Trzeba tego wspólnego dobra bronić przed partyjnym
rozdrapywaniem. To obowiązek patriotyczny, ale jak go skutecznie
realizować?
Pomóż w rozwoju naszego portalu