W katedrze został wyświęcony na kapłana
Reklama
W czasie studiów teologicznych alumn Jan Balicki wiele razy
nawiedzał katedrę. Najbardziej jednak uroczyste i brzemienne w skutkach
stało się wejście do katedry 20 lipca 1892 r., czyli w dniu święceń
kapłańskich. Przyjął je wraz z 17 kolegami z rąk biskupa ordynariusza
Łukasza Soleckiego. W tym ciepłym lipcowym dniu katedra stała się
prawdziwym Wieczernikiem.
Każdy prezbiter pamięta do śmierci przeżycia towarzyszące
tej niezwykłej tajemnicy, w szczególności głęboko zapadły w pamięć
takie słowa i gesty, jak dialog z biskupem, odpowiedź dana celebransowi: "
pragnę", "chcę", "obiecuję", "przyrzekam", następnie leżenie krzyżem
w czasie Litanii do Wszystkich Świętych, włożenie rąk, modlitwa konsekracyjna,
namaszczenie rąk, przekazanie władzy sprawowania Eucharystii i odpuszczania
grzechów w trybunale Bożego Miłosierdzia. Wszystkie zaś kompetencje
i obowiązki kapłańskie zostały określone w lapidarnych słowach: "
Sacerdotem oportet " - kapłan powinien składać ofiarę, głosić Słowo
Boże, uświęcać, błogosławić, przewodniczyć.
Po dopuszczeniu ks. Jana do sakramentalnego uczestnictwa
w Kapłaństwie Chrystusowym, w Jego świętości i posłannictwie i po
dopełnieniu Ofiary Chrystusa w obrzędzie Mszy św. koncelebrowanej
pod przewodnictwem pasterza nastąpiło wzruszające, choć pozaobrzędowe,
ubezpieczenie otrzymanego skarbu sakramentu kapłaństwa w Dłoniach
i Sercu Matki Pana, by odtąd sprawować zbawienie z "lękiem i drżeniem",
ale też z nadzieją, która nie zawodzi. Przez odmówienie antyfony
Pod Twoją obronę przed obliczem Matki Bożej Jackowej, Boski Mistrz
powtórzył swój testament ogłoszony z wysokości Krzyża: "Oto Matka
twoja", "Oto syn Twój". I od tej chwili ksiądz Jan będzie ciągle
brał Ją do siebie, do swojej wiary, obowiązków kapłańskich i zdobywania
świętości przez służbę Bogu i człowiekowi. Tak ubezpieczony już nigdy
nie będzie mówił: "już nie mogę".
W katedrze ksiądz profesor Jan spędza część swojego życia
Reklama
20 lipca w godzinach przedpołudniowych ks. Jan Balicki opuścił
katedrę razem z kolegami jako neoprezbiter, nazywany przez jakiś
czas prymicjantem. Wróci do tej "matki kościołów" po kilku latach
już jako profesor teologii dogmatycznej po ukończeniu studiów specjalistycznych
w Rzymie, na Gregorianum. Odtąd katedra przemyska stanie się dla
niego świątynią, w której będzie weryfikował wierność swojemu kapłańskiemu
powołaniu ku zbudowaniu kapłanów i wiernych. Ołtarz, ambona, konfesjonał
i tabernakulum to bastiony walki o zwycięstwo łaski Chrystusa w sercu
człowieka.
Najwięcej godzin spędził ksiądz Jan w konfesjonale, obok
którego stała chrzcielnica, by przypominać wszystkim penitentom,
że w sakramencie pojednania dokonuje się cudowne "płukanie szat we
Krwi Baranka" i odnawianie łaski chrztu świętego. Każdy penitent
mógł usłyszeć słowa Jezusowe: "Ja cię nie potępię, ale idź i nie
grzesz więcej", "uważaj, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło"
.
A spowiednik jako "polski ksiądz Vianney" starał się
łączyć ból osobisty z powodu grzechów penitentów z wielką radością
Ojca Niebieskiego, który z wyciągniętymi ramionami przyjmuje syna
marnotrawnego. Wśród penitentów byli święci, ciągle zjednoczeni z
Panem, żyjący tęsknotą za świętością, ale nie brakowało też Magdalen,
które przychodziły "z daleka". O cudach łaski dokonujących się w
konfesjonale przez charyzmatyczną posługę księdza Jana zaświadczy
po latach, z okazji 50-lecia kapłaństwa, udekorowanie tego trybunału
Miłosierdzia Bożego kwiatami przez bardzo wdzięcznych penitentów,
o czym w swoim czasie powie abp Jerzy Ablewicz jako rekolekcjonista
watykański zaproszony do tej zaszczytnej posługi przez Jana Pawła
II.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
"Ingres" świątobliwego Kapłana do katedry w czasie pogrzebu
Reklama
15 marca 1948 r. Sługa Boży dokończył swego świątobliwego żywota.
On naprawdę umarł w Panu, aby lepiej widzieć i doskonalej miłować.
Za przykładem Boskiego Mistrza, którego w najdoskonalszy sposób naśladował,
oddał swojego ducha Ojcu Niebieskiemu. Nikt z jego otoczenia nie
wątpił, że zasłużył sobie w pełni na zaproszenie "Sługo wierny, wejdź
do wesela Pana swego". Ustała już jego wiara, bo zobaczył wszystkie
Tajemnice, które kontemplował i głosił, nadzieja zamieniła się w
posiadanie, została tylko miłość, bo ta należy do istoty życia wiecznego.
Przekonanie wiernych, że odszedł do Pana kapłan niezwykłej
świątobliwości, objawiało się między innymi w tym, że ocierano o
jego namaszczone ręce różańce, książeczki i inne dewocjonalia.
Kaznodzieja, ks. prałat Franciszek Misiąg, wybitny ojciec
duchowny alumnów, który najbardziej ubogacił swoim zeznaniem dokumentację
procesu beatyfikacyjnego, starał się w czasie Eucharystii przybliżyć
wszystkim uczestnikom obrzędów pogrzebowych sylwetkę duchową żegnanego
Sługi Bożego.
Jako profesor przekazywał on prawdy całą swoją osobowością, "
w jego nauczaniu dziwnie przebijała się głęboka, żywa i gorąca wiara
i wyczuwało się, że sam przeżywa prawdy wyznawane całą istotą duszy,
że gdy je głosi, ma je przed oczyma, jak gdyby na nie patrzył. Gdy
mówił o tajemnicach Bożych, to równocześnie uwielbiał Boga w Jego
wielkich tajemnicach". Rozpłomieniał się przy tajemnicach Wcielenia
Syna Bożego, Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Natomiast
bolał przy omawianiu grzechu ludzkiego. "A kiedy uczył o łasce uświęcającej
i o naszym życiu nadprzyrodzonym w Bogu - on sam zawsze opanowany
i skupiony - stawał się wtedy apostołem wiecznie żyjącego w nas Jezusa
Chrystusa". Jego osobista świętość wywierała ogromny wpływ na drugich.
Świecił przykładem życia prawdziwie kapłańskiego. Ponadto czynne
miłosierdzie, miłość współczująca, owocne kierownictwo sakramentalne
i pozasakramentalne. Miłość jego była też cierpiąca - "Cierpiał wiele
udręk fizycznych i duchowych, cierpiał z Kościołem, cierpiał z Polską
krwawiącą podczas wojny. Cierpiał z wszystkimi, którzy się smucili
i cierpieli". "Ks. Balicki opuścił nas w czasie, gdy tak bardzo potrzeba
nam światła, modlitwy, świętości i pośrednictwa u Boga. Ale opuścił
nas tylko ciałem, dusza trwa z nami w obcowaniu Świętych".
Po uroczystej Mszy św. pogrzebowej 18 marca 1948 r. Sługa
Boży opuścił katedrę w swoich szczątkach doczesnych na 54 lata. - "
Ale opuścił nas tylko ciałem" - słusznie tymi słowy pocieszał kaznodzieja
uczestników pogrzebu. Od tego czasu grób Sługi Bożego stanie się
najgłośniejszym wśród grobów nekropolii przemyskiej, nie przez okazałość
zewnętrzną, bo daleko mu było do tego, ale przez modlitwy wiernych,
które nie ustawały. Wielu będzie przynosiło tutaj swoje cierpienia
i dramaty życiowe, szczególnie ciężkie choroby. Kapłani będą tu prosić
o wytrwanie i o tęsknotę za świętością, alumni będą prosić o pomoc
na drodze do kapłaństwa, zakonnice będą korzystały w dalszym ciągu
z kierownictwa duchowego, które polegało na wsłuchiwaniu się w echo
głosu Ducha Świętego w ich sercu, a młodzież szkolna będzie przezwyciężała
tutaj lęki przed egzaminami. Do tych intencji dołączali się codziennie
alumni Seminarium Duchownego, którzy pod wieczór dnia regularnie
błagali: "O rychłe wyniesienie Sługi Bożego na ołtarze i o wysłuchanie
modlitw przez Jego wstawiennictwo" i Zdrowaś Maryjo. - Jak się okazało
po latach, nadzieja tej młodzieży duchownej nie zawiodła, bo zawieść
nie może.
W podobnej intencji modlono się w bazylice katedralnej
co roku 15 marca, zwykle pod przewodnictwem Arcypasterza. Wszystkim
towarzyszyła religijna pewność, że Sługa Boży zostanie wyniesiony
na ołtarze, ale datę tego wywyższenia heroicznej pokory uzależniono
od Woli Bożej.
Uroczyste ogłoszenie w bazylice katedralnej Dekretu heroiczności cnót Sługi Bożego
Na Dekret heroiczności cnót sługi Bożego ks. Jana Balickiego
trzeba było czekać aż 30 lat, uwzględniwszy datę ukończenia Procesu
na szczeblu diecezjalnym.
Trud wielu osób został wkomponowany w dzieło przygotowania
tego dokumentu Stolicy Apostolskiej. Niektórych kapłanów wypada wspomnieć
imiennie. Za pioniera tej sprawy trzeba z wdzięcznością uznać ks.
infułata Michała Jastrzębskiego, wieloletniego rektora Seminarium
Duchownego, a zarazem naśladowcę swojego poprzednika na urzędzie
rektorskim. On pierwszy gromadził świadectwa wiernych o prośbach
i ich wysłuchaniu. Zapał ks. inf. Michała Jastrzębskiego i jego przekonanie
o świętości Sługi Bożego udzielały się całemu środowisku przemyskiemu,
a przez przyszłych kapłanów całej diecezji.
Obok ks. rektora Jastrzębskiego trzeba wymienić ks. prof.
Dominika Bialica, który jako postulator sprawy Sługi Bożego, z pomocą
o. prof. Joachima Bara, franciszkanina, pochodzącego z Kosiny, bardzo
owocnie sterował dalszymi etapami Procesu.
W Kongregacji do Spraw Świętych poświęcali się tej sprawie
różni kapłani, konkretnie ks. Władysław Rubin, późniejszy kardynał,
pełnił role postulatora. Po nim przejął te obowiązki ks. Edward Nowak,
obecnie arcybiskup sekretarz Kongregacji do spraw Świętych.
Jego następcą została matka Karolina Kasperkiewicz, b.
przełożona generalna Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego.
Jej radością było doprowadzenie sprawy Sługi Bożego do ogłoszenia
Dekretu heroiczności, do czego przyczynił się również w wielkim stopniu
abp Edward Nowak, który jako były postulator bardzo posunął sprawy
naprzód, a jako sekretarz kongregacji na miarę swoich możliwości
bardzo sprzyjał Słudze Bożemu na drodze do Dekretu heroiczności.
Trzeba też zauważyć, że teologiczną ocenę warunkującą
Dekret przygotował o. Ambroży Esser, dominikanin, pozostający pod
urokiem duchowości sługi Bożego ks. Jana Balickiego.
Dekret heroiczności został ogłoszony 15 grudnia 1994
r., a jego odczytanie w bazylice katedralnej podczas Mszy św. koncelebrowanej
pod przewodnictwem metropolity abp. Józefa Michalika spotęgowało
radość i nadzieję na zbliżającą się beatyfikację.
Wsłuchujący się w treść Dekretu mieli okazję uświadomić
sobie prawdę o istocie świętości, realizowanej przez kapłana.
Sługa Boży, ks. Jan wróci do bazyliki jako błogosławiony
Mimo Dekretu heroiczności cnót nie można było jeszcze mówić
o beatyfikacji, bo ta została uzależniona, zgodnie z odnośnymi Normami
Stolicy Apostolskiej, od nadzwyczajnego znaku z Nieba, złączonego
z interwencją modlitewną Sługi Bożego.
Na taki znak czekał Kościół przemyski wśród modlitw i
różnych ofiar aż osiem lat po ogłoszeniu Dekretu heroiczności.
Ostatnie uzdrowienie uznane za nadzwyczajne przez lekarzy,
teologów i kardynałów, z dekretem promulgowanym wobec Ojca Świętego
5 lipca br. nie należy w przypadku sługi Bożego ks. Balickiego do
wyjątków. Archiwum Sprawy Sługi Bożego posiada dokumentację potwierdzającą
jeszcze kilka wydarzeń zapośredniczonych przez sługę Bożego ks. Jana,
noszących znamiona cudu. Dla ilustracji można powołać się na oświadczenie
o. Karola Meissnera, lekarza, który przybył do Przemyśla aż z Lubinia
k. Kościana, aby przy grobie podziękować Słudze Bożemu za przywrócenie
zdrowia pracownikowi Władysławowi Paluszkowi, którego stan był bardzo
ciężki. "Rokowanie co do życia było wątpliwe, trwałe kalectwo z powodu
uszkodzenia móżdżku było niemal pewne. Rozpocząłem modlitwy do ks.
Jana Balickiego, prosząc go o zdrowie dla Władysława Paluszka. Po
operacji stan chorego poprawiał się nieoczekiwanie pomyślnie. W czerwcu
Władysław powrócił do pracy z pełną sprawnością fizyczną" (a zachorował
w lutym).
Dekret z 5 lipca to owoc modlitwy wielu osób i szczególnego
zaufania członków rodziny uzdrowionej Krystyny co do skuteczności
wstawiennictwa Sługi Bożego. Wiadomość o tym przekazała rodzinie
przemyślanka, którą się posłużyła Opatrzność Boża.
Nie bez znaczenia dla przyśpieszenia daty beatyfikacji
była prośba Metropolity skierowana do Ojca Świętego, która stała
się niejako podsumowaniem wielu Listów postulacyjnych zredagowanych
przed laty przez hierarchów Kościoła na adres Papieża Pawła VI. Wśród
autorów listów postulacyjnych był w pierwszym rzędzie Prymas Polski,
kard. Stefan Wyszyński i metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła.
Zatroskany o chwałę ołtarzy sługi Bożego Jana, abp Edward
Nowak jako sekretarz Kongregacji uradował się na cały wymiar swego
serca razem z Arcypasterzem Kościoła przemyskiego tym wszystkim,
co się wydarzyło w Stolicy Apostolskiej w dniu 5 lipca.
Wielką też gorliwością i umiejętnością w sfinalizowaniu
Procesu Sługi Bożego odznaczał się przez cały czas obecny postulator
Sprawy ks. Roman Chowaniec, wobec którego jego macierzysta archidiecezja
zaciągnęła wielki dług wdzięczności.
23 sierpnia odbędzie ks. Jan Balicki już jako błogosławiony
niezwykły ingres do umiłowanej i dobrze mu znanej bazyliki, aby razem
ze swoim ordynariuszem bł. Józefem Sebastianem Pelczarem jeszcze
skuteczniej włączać się w pośrednictwo Chrystusa Pana i Jego Matki.
Zapewne nie obejdzie się bez wzruszenia aż do łez, kiedy w liturgii
mszalnej będą wszyscy wyznawać Majestatowi Bożemu w prefacji: "Z
radością oddajemy cześć Błogosławionemu Janowi, którego dałeś swojemu
ludowi jako gorliwego pasterza. Jego przykład umacnia nas w dobrym
życiu, jego słowa nas pouczają, a jego wstawiennictwo wyprasza nam
Twoją opiekę".
I na zakończenie prefacji: "Błogosławiony, który idzie
w imię Pańskie. Hosanna na wysokości".