W pierwszą sobotę lipca, w upalne południe w Laskach na klasztornym cmentarzyku Sióstr Franciszkanek Służebniczek Krzyża pożegnaliśmy śp. Krystynę Konarską-Łosiową, poetkę i publicystkę, związaną z miesięcznikiem "Więź" od jego pierwszego numeru, który ukazał się w lutym 1958 r. aż do przejścia na emeryturę. Prowadziła w "Więzi" m.in. "Przegląd zagraniczny".
Poetycki debiut
Zmarła w poniedziałkowy wieczór 1 lipca br. w jednym ze szpitali warszawskich Krystyna Konarska-Łosiowa urodziła się 27 marca 1910 r. w Kluczewsku na Kielecczyźnie w majątku Konarskich. Nauki pobierała w domu i u Sióstr Sacre Coeur, studiowała też na Uniwersytecie Warszawskim jako wolny słuchacz. Uczestniczyła w "Odrodzeniu", z dużym zaangażowaniem brała udział w Tygodniach Społecznych KUL. W latach 30. ukazał się pierwszy tomik jej wierszy Oczy w słońcu. Pierwsze wiersze były przepojone Bogiem. Wiersz Modlitwa pochodzi z lat 20. jest tego wyraźnym dowodem. Otrzymałem go od Poetki tuż przed śmiercią przepisany przez nią z zapisków.
Modlitwa
Na moim sercu głowę złóż
O Chryste umęczony,
niech moje serce zrani też
Cierń krwawy Twej korony
Wśród ludzkich ponęt, życia burz
niech krwawi serce moje
Krwią Twej miłości - Panie złóż
na pierś mą skronie Twoje
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Otwarta na znaki
Reklama
W 1936 r. wyszła za mąż za Adama Łosia z Zamojszczyzny. Mąż
- żołnierz AK - był ciężko ranny w czasie wojny. Tak opisuje Poetka
czasy wojny, które przeżyła na Zamojszczyźnie, w Hrubieszowie, w
okolicach Warszawy, nad rzeką Pilicą: "wysiedlenie wsi, przy przeszło
dwudziestostopniowym mrozie, napady, pożary, morderstwa. Niemcy,
Ukraińcy, partyzantka wszystko to kotłowało się w jakimś śmiertelnym
tańcu".
Mieli czworo dzieci, z których przeżyło troje: Beata,
Krzysztof i Mariola (prof. socjologii na Uniwersytecie w Ottawie)
. Po wojnie osiedlili się w Warszawie. Krystyna Konarska-Łosiowa
drukowała wiersze w Tygodniku Warszawskim, mąż pracował zaś w Biurze
Projektów. Zmarł w 1962 r. i został pochowany w Laskach. W wydawnictwie
Więzi ukazały się trzy tomiki wierszy Poetki: Granice życia (1985
r.) z przedmową Marka Zielińskiego, Takie wielkie zmęczenie (1995
r.) i Niepokorność (2000 r.) ze słowem wstępnym prof. Jacka Łukasiewicza
z Wrocławia.
W słowie tym Łukasiewicz pisze: "Późne poezje Krystyny
Konarskiej-Łosiowej te z lat osiemdziesiątych (z tomu Takie wielkie
zmęczenie) i te z ostatniej dekady są scedzone, treściwe i otwarte
na znaki dostarczane przez zmieniający się świat". Dopatruje się
Łukasiewicz związku twórczości poetki Krystyny Konarskiej-Łosiowej
ze Skamandrytami i pisze: "z Iłłakowiczówną łączy ją typ liryzmu
i postawy życiowej niezależności, z Liebertem niesentymentalna, dramatyczna
religijność. Ale jak wszystkie powinowactwa z wyboru te także wzmacniają,
a nie osłabiają indywidualność poetki".
Dług przyjaźni
Ja chciałbym podzielić się wspomnieniami bardziej osobistymi,
aby w ten sposób choć w części spłacić dług zaciągnięty przez ostatnie
dziesięciolecie naszej przyjaźni.
Poznałem Krystynę Konarską-Łosiową w Laskach pod koniec
lat osiemdziesiątych, poznałem ją wtedy nie osobiście, ale przez
jej poezję. Otóż w Laskach przebywałem w lipcu z moją małą córką
Małgosią, a obok nas w klasztorze mieszkała Halina Mikołajska, żona
Mariana Brandysa, wielka aktorka i działaczka solidarnościowa. To
ona ofiarowała mnie i Małgosi tom wierszy Granice życia autorstwa
Krystyny Konarskiej-Łosiowej z piękną dedykacją.
Wieczór poezji
Reklama
Wiersze Krystyny Konarskiej-Łosiowej urzekły mnie. Czytałem
je powoli codziennie delektując się kunsztem poetyckim i bogactwem
treści.
Kiedy "Ciechanowskie Spotkania Muzealne" zaistniały na
stałe, natychmiast Krystyna Konarska-Łosiowa była ich gościem. "A
czy Pan, wie ile ja mam lat?" - zapytała mnie, kiedy telefonicznie
zapraszałem ją do Ciechanowa - "ja już nigdzie nie bywam, ale wieczór
mojej poezji w Ciechanowie, to bardzo nęcąca propozycja. Ale czy
dam radę?".
Jesienią 1995 r. odbył się piękny wieczór poetycki Pani
Krystyny z udziałem Cezarego Gawrysia, ówczesnego redaktora naczelnego
Więzi. Nie tylko przywiózł on poetkę, ale także czytał jej wiersze
i dokonał wprowadzenia w jej twórczość. Sale muzealne były wypełnione
miłośnikami poezji, a sama poetka siedziała w stylowym fotelu w pięknej
sukni okryta szalem wielkim i zwiewnym. Wyglądała pięknie. Wysoka,
ascetyczna - prawdziwa arystokratka. Poetka była wzruszona i bardzo
szczęśliwa. W tym dniu odbyła się też promocja tomiku Takie wielkie
zmęczenie. Z dużym wysiłkiem później podpisywała swoje wiersze.
A kiedy zabrała głos, mówiła: "Moje wiersze są pisane
życiem. To nie poezja niosła mnie przez życie i kształtowała je -
zawsze chyba najpierw żyłam dopiero potem pisałam".
Przywołała wiersz na zakończenie swojego wystąpienia:
Muszę przy Tobie trwać
bo inaczej pęknie mi serce
mimo bolesnych starć
to lepsze niż odejście
Gdy lęk z nadzieją się zmaga
gdy brak już sił
ja o to jedno Cię błagam
byś Był
(6.02.1994 r.)
Zachwyciła wszystkich, a oklaskiwano ją stojąc. Składano
gratulacje, życzenia i całowano jej dłonie, miała wtedy 85 lat. Otrzymała
dużo kwiatów. W rozmowie telefonicznej po pewnym czasie wyznała "
Otworzyło się we mnie wszystko. Ożywiły się kontakty, ożyły przyjaźnie
nieco zaniedbane, powstało wiele nowych wierszy, prześlę Panu moje
nowe utwory, w tym wiersz Droga do Ciechanowa. Rozmawialiśmy telefonicznie
prawie codziennie. Obdarowywała mnie swoją dobrocią i mądrością,
matczynym uczuciem, martwiła się, kiedy Antoś złamał mleczny ząbek.
Do końca życia zachowała jasność umysłu, umiała kochać swoich bliskich
i przyjaciół. Rzadko bywałem w jej domu, nie chciałem sprawiać kłopotu.
Mieszkała sama w kawalerce przy ul. Puławskiej. Była bardzo gościnna
i miała zawsze pyszną francuską kawę i sernik.
Pożegnanie
Na pogrzebie byli wszyscy najbliżsi żegnając ją z żalem, bo
jak pogodzić się z myślą, że nie usłyszy się w słuchawce jej pięknego
- "halo, czy to pan Marian?".
Liturgii żałobnej przewodniczył ks. Adam Boniecki, redaktor
naczelny Tygodnika Powszechnego i jednocześnie siostrzeniec zmarłej.
Byli zaprzyjaźnieni księża, a homilię wygłosił ks. Jacek Bolewski
- jezuita. Powiedział: "Przychodziłem do Niej jako kapłan, aby świadczyć
o mocy łaski, zaś odchodząc mogłem doświadczyć, jak bardzo zostałem
obdarowany mocą tak wydawałoby się słabej osoby. Promieniowało z
Niej światło, tym silniejsze im bardziej Ona sama nikła w oczach"
.
Nad grobem przemawiał Tadeusz Mazowiecki, przyjaciel
Krystyny Konarskiej-Łosiowej, dawny redaktor naczelny Więzi. Wspominał
długie lata serdecznej przyjaźni. Na zakończenie pragnę przypomnieć
wiersz Którzy płaczą, publikowany przed kilku laty w Więzi:
Płaczę nad całym światem
i nad małą mrówką
która dźwiga
ciągnie
popycha
ciężar ponad siły
Także
nad kamieniem, który zagradza jej drogę
Płaczę nad moim sercem
bolącym od kochania
i troski
gdyż niczemu nie można zaradzić
Płaczę na widok
ofiarności bez granic
pomocy wbrew wszystkiemu
czułości nieodwzajemnionej
lecz nie tracącej nadziei
Płaczę nad złem
- że takie okrutne
nad dobrem
bo zbyt często
łączy się z cierpieniem
Jeśli łzy
mogą obmyć choć maleńki skrawek ziemi
i użyźnić go miłością
TO - zaprawdę -
SZCZĘŚLIWI KTÓRZY PŁACZĄ