„Jeśli już nie widzisz żadnego światełka w oknie, za którym ktoś na Ciebie czeka, ani w popiele marzeń nie możesz natrafić na żadną iskrę sensu i nadziei - to zamknij choć oczy, by nie zaczęły Ci tańczyć przed nimi błędne ogniki, co wabią w głąb bagniska... Jeśli już naprawdę myślisz, że to Twoje życie jest nic niewarte, to idź i daj z niego 5-10 minut komuś, dla kogo życie jest drogocenne... Jeśli już sądzisz, że dla nikogo nie jesteś ważny, potrzebny - to wysil wyobraźnię i ujrzyj - po Twoim pogrzebie samobójcy - ilu ludzi płacze po Tobie, a Ty w ślepocie swojej ich nie widziałeś. I nie mów za szybko, że oni Cię nie kochali, bo się okaże, że byłeś zbyt zajęty swoją rozpaczą, by pojąć, że to Ty ich nie kochałeś... I jak już będziesz skakał w tę przeraźliwą nicość, co Cię tak mami wybawieniem, to wiedz, że jest to skok OD Boga, OD miłości, OD istnienia... KU niczemu... I usłysz modlitwy ludzi i aniołów, chcące Ciebie ocalić od NIEISTNIENIA!” - tak napisałem komuś, kogo męczyły myśli samobójcze...
Nie mówmy, że samobójstwo jest aktem odwagi, bo zwykle jest ono ucieczką przed życiem, przed lękiem, przed miłością, przed nawróceniem, przed cierpieniem... Bohater nie ucieka!
Mówmy częściej, że jest ono UWIEDZENIEM słabego, osamotnionego, wylęknionego, zdesperowanego człowieka przez fatamorgany, miraże, halucynacje PUSTKI - co udaje pełnię, PIEKŁA - co udaje
niebo, ZATRACENIA - co udaje wybawienie. Dlatego często tak trudno mówić tu o winie samobójcy, ale i o winie tych, którzy byli blisko... Poza stwierdzeniem, że samobójstwo
jest złem, inne osądy muszą się zatrzymać przed Tajemnicą. Tajemnicą również taką, że pomiędzy mostem, z którego ktoś skacze, a topielą, jest bardzo długi moment na miłosierdzie...
Jest też taka opowiastka, że pewien pedantyczny osobnik, gdy nagle wśród idealnie urządzonego sobie życia zobaczył zionące pustką dziury bezsensu, równie pedantycznie przygotował sobie samobójstwo. Chciał uczynić je absolutnie niezawodnym. Zażył truciznę, zarzucił sobie pętlę dokładnie umocowaną na konarze pochylonym nad głęboką rzeką, a w chwili, gdy kopnął oparcie spod nóg, chciał sobie strzelić w łeb... Jednak kula nie trafiła w głowę, tylko w pętlę, która się urwała, a on wpadł w sieć rybaka wypełnioną jakimś paskudztwem, od którego zwymiotował zażytą truciznę... Bywa i tak, ale lepiej się nie łudzić takim uporem Opatrzności i nie szantażować bliskich kolejną próbą (z cichą nadzieją na odratowanie) skoku w nicość. I nie dawać powodu do płaczu aniołom!
Pomóż w rozwoju naszego portalu