W rękach ojca Pio
Świętych obcowanie. Wiarę w ich udział w naszym życiu wyznajemy w Credo. Jednak jak wielu z nas, słysząc o żywej obecności w czyimś życiu osób zmarłych, puka się w czoło. Świadectwo, jakie dała Joanna Lewandowska podczas czerwcowego Spotkania Kobiet Katolickich Magnificat w kościele Księży Pallotynów w Lublinie, prowokuje do zastanowienia się nad przenikaniem tego, co już w niebie, z naszym ziemskim bytowaniem, także nad odkrywaniem znaków Bożej ingerencji na życiowej drodze. Magnificat to rodzaj wspólnoty kobiet katolickich. W Lublinie spotykają się raz na kwartał. Śpiewają Bogu pieśni dziękczynne, spożywają wspólny posiłek, następnie w atmosferze pokoju wysłuchują świadectwa jakiejś szczególnie obdarowanej przez Boga siostry. Jednym z dotychczasowych gości była Amerykanka Linda Schubert - autorka książek mówiących o osobistym doświadczenia wiary. Tym razem zaproszono mieszkankę Nysy - Joannę Lewandowską.
Uzdrawiacze
Reklama
Trzydziestosiedmioletnia kobieta, od dziesięciu lat mężatka, a od kilkunastu lat osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim, na co dzień udziela się w lokalnej wspólnocie "Miriam". Liderem grupy jest jej mąż. Wcześniej Joanna przez szereg lat przechodziła wewnętrzną przemianę. Jej droga prowadziła od powierzchownej katolickości do głębokiej wiary. Od niezgody na kalectwo i szukanie pomocy uzdrawiaczy - choćby osławionego Kaszpirowskiego - do zawierzenia Bogu. Od ucieczki od cierpienia, jakim jest naznaczone jej życie, do oświadczenia: " cierpienie jest darem", wygłoszonego przed włoską dziennikarką, gdy ta zapytała ją na Placu św. Piotra w Rzymie 16 czerwca br. podczas kanonizacji o. Pio, o najcenniejszą rzecz, jaką "zrobił" dla niej nowy Święty. To on poprowadził ją do wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Książka i sen
Joanna już jako dziecko miała trudności z chodzeniem. Lekarze zapowiedzieli, że choroba genetyczna skończy się wózkiem. Zasiadła na nim jako dwudziestolatka. Wcześniej rodzice wozili ją do uzdrowicieli. Bez rezultatu. Praktycznie unieruchomiona, bo mieszkała na czwartym piętrze, czas wypełniała czytaniem. Ostatniej książki, jaka została w domowej bibliotece, długo nie chciała wziąć do ręki. Ze śmiechem wspomina, że poświęcona tematyce religijnej wydawała się jej nudziarstwem. Zdeterminowana swoją sytuacją sięgnęła jednak po nią. Dotyczyła ojca Pio.
Wiosna
Reklama
To był przełom. Odtąd przez lata doświadczała niezwykłego prowadzenia zakonnika. Pio ukazywał się jej w specyficznych i niezwykle realistycznych snach. Czasem był spowiednikiem spotkanym w konfesjonale, czasem prorokiem zapowiadającym przyszłe zdarzenia. W końcu lat 90-tych zapowiedział Joannie wyjazd do San Giovanni Rotondo. - Śniło mi się, że wzdłuż włoskich dróg kwitły jabłonie - opowiadała. Wkrótce wraz z mężem Wojtkiem poznała polsko - włoskie małżeństwo. Padła propozycja przyjazdu do Włoch z możliwością odwiedzenia grobu O. Pio. Wówczas radość Joanny jest ogromna, czeka tylko na termin. Zima ma się właśnie ku końcowi, gdy Włosi znów się odzywają. - Kiedy jechaliśmy z mężem była wiosna i kwitły jabłonie. U naszych znajomych, mieszkających zresztą niedaleko San Giovanni, na stole czekał na nas wazon z pięknym bukietem z gałązek kwitnącej jabłoni - wspomina.
Beatyfikacja
W kolejnym śnie Padre Pio prosi, by pomogła w jego kanonizacji. Cóż może zrobić osoba na wózku inwalidzkim? Obmyśla rozwiązania. I organizuje pielgrzymkę niepełnosprawnych do Rzymu. Ma nadzieję, że jakimś cudem uda się jej dostać do Ojca Świętego. Jest rok 1998, 2 maja, na placu św. Piotra trwa Msza św. Joanna z Wojtkiem i pielgrzymami modlą się. Widzą, że na zbliżenie się do Jana Pawła II brak szans. Nagle ktoś proponuje małżeństwu wejście na podium. Są. - Szepnęłam Papieżowi, że ojciec Pio prosi o kanonizację. W panującym szumie nie dosłyszałam żadnej odpowiedzi - mówi. Wraca do Polski, zastanawiając się, czy misja miała sens. Jest przecież nikim, anonimową świecką na wózku. Lecz rok później Pio zostaje ogłoszony błogosławionym. Joannę zastanawia data: 2 maja 1999 r.
Kanonizacja
Kobieta latami nie potrafiła pogodzić się z cierpieniem, kalectwem, świadomością rozwijającej się choroby. Jednak dowiedziawszy się o tegorocznej kanonizacji Błogosławionego, postanowiła na niej być. W połowie czerwca wyruszyła z mężem osobowym autem na dwa szalone dni do Rzymu. Tam właśnie zdumiona usłyszała, jak z jej własnych ust padły słowa skierowane do reporterki: "Cierpienie jest darem" . Teraz Joanna czuje się naprawdę duchową córką o. Pio. Jak on zaakceptowała własną, trudną drogę życia.
***
"Chwalcie Pana na bębnach" i "Jezus Królem jest" - te wersy
uwielbienia Boga śpiewane silnymi głosami rozbrzmiewają w kaplicy
Emaus w kościele Pallotynów przy al. Warszawskiej. Odświętnie ubrane
kobiety, głównie w średnim wieku, wydają się stanowić jakąś jedność.
Za chwilę udadzą się w podroż, bo większość przyjechała albo spod
lubelskich miejscowości, albo z Warszawy i innych miast polskich.
Być może spotkają się znów na jesiennym Magnificat. Po to, by - jak
głosi informacja w folderze- "Razem zasiąść przy stole, doświadczyć
działania żywego Boga".