25. dnia naszej bytności w strukturach Unii, zwanej Europejską, terytorium Polski obiegła - jakby cichaczem, ale jednak - informacja o nowym rozporządzeniu ministra rolnictwa. Otóż dowiedzieliśmy
się, że Ministerstwo Rolnictwa ustaliło maksymalną dopuszczalną prędkość... wiatru w stajni. Została ona ustalona na 0,3 m/s. W rozporządzeniu określono też zakres temperatur, jakie mogą w stajni panować.
W tym przypadku dopuszczalny zakres wynosi od 5 do 28 ºC. Pozwalam sobie tak szczegółowo podać te wartości, bo - jak wspomniałem - informacja została podana w sposób niejako dyskretny.
Mając świadomość doniosłości rozporządzenia, z troski o dobytek stajenny i ulegając sugestiom Łaciatki - krasuli mojego teścia, chciałbym, by tego typu informacja dotarła do jak najszerszego grona
zainteresowanych. Oczywiście, nie muszę chyba mówić, z jak ważnym problemem mamy tu do czynienia.
Cóż, po odważnym i zdecydowanym - mimo sprzeciwu tzw. naukowców (jak śmieli pukać się w czoło!) - przemianowaniu przez urzędników europejskich marchewki z warzywa na owoc, po uznaniu,
że bocian jest groźnym drapieżnikiem, po określeniu, jak wygięty ma być banan, żeby był bananem (banany o innej krzywiźnie niż dopuszczalna nie są bananami), i jeszcze paru tego typu blaskomiotnych decyzjach
władz europejskich, dotyczących różnych sfer funkcjonowania Starego Kontynentu - przyszła pora na zwierzęta stajenne...
Cóż zatem pozostaje mieszkańcom rejonów wietrznych lub tych, gdzie występują duże wahania temperatury? Chyba tylko zamienić stajnię na garaż i zamiast koni wstawić tam traktor. A jeśli przez przypadek
ktoś w stajni trzyma krowy? No, to już pojawia się problem, bo nijak traktora wydoić się nie da. Ale w sumie to nie ma się o co martwić: przecież kwoty mleczne (tak określa się dopuszczalną ilość mleka
od polskich krasul) nie są wysokie, zatem i nadprodukcji nie będzie.
Panie Ministrze, jak Panu nie wstyd!
Pomóż w rozwoju naszego portalu