Krzysztof Kąkolewski - autor wieluset artykułów, kilkudziesięciu książek, m.in. tak ważnych dla współczesnej historii Polski, jak „Diament odnaleziony w popiele”, „Umarły cmentarz” czy - wydanej w lutym br. - „Ksiądz Jerzy w rękach oprawców”. W ostatniej z nich Krzysztof Kąkolewski pozostawia rozwadze czytelników następujące tezy:
Janusz Przytuła: - Pana przedostatnia książka pt. „Ksiądz Jerzy w rękach oprawców” ukazała się na początku 2004 r. To owoc kilkunastu lat żmudnych ustaleń i badań. Pracę nad nią zaczął Pan na przełomie lat 1984/1985. Co było bezpośrednią przyczyną tych poszukiwań? Przecież wiedział Pan wówczas, że jest mało prawdopodobne, by książka kiedykolwiek ukazała się w legalnym obiegu...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Krzysztof Kąkolewski: - Tak samo nie mogłaby się ukazać np. w wydawnictwie paryskiej „Kultury”. Pan Giedroyć odrzucił moje opowiadanie - opublikowane przez Wydawnictwo von borowiecky w 2000 r. - pt. Obczyzna, zarzucając mi, że nie znam realiów PRL-u i zbyt pesymistycznie ten PRL widzę. Dodam, że przemycony przez zaufaną osobę tekst został mi zwrócony pocztą francuską i PRL, czyniąc z oficerów dokonujących perlustracji jedynych czytelników. Na pewno byli oburzeni co najmniej tak jak p. Giredroyć.
Reklama
- Wróćmy do „Księdza Jerzego…”. W dodatku „Plus Minus” w „Rzeczpospolitej” z 2-3 października ukazało się obszerne omówienie, a właściwie fragmenty książki wydanej przez „Świat Książki” powiązany z Bertelsmanem. Wynika z niego, że poczyniono w niej identyczne z Pańskimi ustalenia, choć wydaje się, że zabrakło odwagi zarówno, by pójść tak daleko jak Pan, jak i wspomnieć, że Pańska książka ukazała się pół roku wcześniej, a tezy do niej były publikowane już w połowie lat 90. na łamach „Tygodnika Solidarność” i jest mało prawdopodobne, by nie były znane innym autorom. Czy nie czuje się Pan okradany? Zdaje się, że to nie pierwszy przypadek korzystania z Pana pracy bez przywoływania jej autora? Czym Pan się tak naraził „środowisku”? Jakimi książkami?
- Pierwszy raz ujawniłem moje badania w wywiadzie dla nieistniejącego już Ekspresu Wieczornego, gazety celowo zniszczonej jeszcze w 1991 r. Pierwszy raz książkę Ksiądz Jerzy w rękach oprawców
w 12 odcinkach wydrukowałem w Tygodniku Solidarność w 1996 r.
Autorzy książki, o której Pan wspomina, czekali na wyjście całości w marcu 2004 r., by wykorzystać moją pracę dla tzw. „cudotwórstwa” - jednak psując ją i zniekształcając, przykrawając
do tego, na co im zezwolono. Rzecz sfinansowali Niemcy - Wydawnictwo Bertelsmana. W atakach na Kościół przewodzą obecnie polskojęzyczne pisma niemieckie Fakt i Newsweek. Są to niemieckie pisma lewicowe
dotknięte mocno nacjonalizmem antypolskim. 20. rocznicę zamordowania Księdza Jerzego czczą prowadząc najbrutalniejszą ze wszystkich kampanię przeciw ks. Rydzykowi i Radiu Maryja oraz przeciwko ks. Jankowskiemu
z Gdańska, który w razie usiłowań przejęcia własności polskiej w Gdańsku Wrzeszczu i Sopocie byłby najgroźniejszym jej obrońcą.
Na tym tle historia mojego życia i przygód jest mniej ważna. Tak zwani koledzy mnie nie kochają, zakazując nawet wzmiankowania o moim istnieniu, a tym bardziej wspominania moich książek, co pozwala
im okazać miłość do mnie, gdy szukają natchnienia i faktów w moich utworach, które potem podpisują - swoimi nazwiskami.
Reklama
- Kolejna „sensacja” jak grom z jasnego nieba spadła we wtorek 5 października na polskojęzyczne media: dokument z „prywatnego” archiwum prof. Paczkowskiego. Ogłoszono wszem i wobec, że dokument ten może zmienić wszystko w sprawie morderstwa Księdza Jerzego…! Pani Justyna Pochanke, dziennikarka TVN 24, mało nie wyskoczyła z mojego telewizora, ale nie ośmieliła się zapytać Profesora, jak to jest możliwe, że dysponuje on ważnymi dokumentami i wyjmuje je jak królika z kapelusza, gdy ma na to ochotę. Nie poprosiła też o nazwisko osoby, która Profesorowi powierzyła dokumenty, opatrując je w dodatku testamentalną niemalże klauzulą tajności do 2010 r. Dopiero nazajutrz okazało się, że zmarłym właścicielem dokumentu był Wiesław Górnicki, ówczesny asystent i doradca Jaruzelskiego. Czy dokument ujawniony przez Paczkowskiego jest rzeczywiście tak „rewolucyjny”? Jak Pan ocenia postępowanie prof. Paczkowskiego jako historyka?
- Pytanie na miejscu. Akcja Bertelsmana wiąże się ściśle z akcją Andrzeja Paczkowskiego. To już drugi „pośmiertny” tekst, po ośmieszającej płk. Ryszarda Kuklińskiego książce pewnej pisarki.
Dlaczegóż to pan Paczkowski był wierny rozkazom ppłk. Górnickiego i nagle, teraz, złamał przysięgę?
Ppłk Górnicki w sposób bardzo osobisty przeżywał swoją służbę przy gen. Jaruzelskim, był czymś w rodzaju adiutanta, totumfackiego, ordynansa i wiarusa na wzór napoleońskich sług cesarza. Żadnemu jego
słowu nie można ufać. Zresztą już wcześniej Górnicki mówił, że całą duszą jest po stronie socjalizmu realnego, bo gdyby nie ten ustrój - „byłby pastuchem”.
Zarówno książkę Bertelsmana, jak i „dokument” niezłożony do archiwum przez „historyka” - a więc jego historia może być całkowicie zmyślona - można połączyć jako
sumujące się działania dezinformacyjne w ważnym dla beatyfikacji Księdza Jerzego czasie - 20. rocznicy jego męczeństwa.
Reklama
- Na zakończenie… Część środowisk katolickich zarzuca Panu podważanie daty śmierci Księdza Jerzego. W świetle ustaleń poczynionych w książce „Ksiądz Jerzy w rękach oprawców” mało prawdopodobna wydaje się bowiem powszechnie przyjęta data 19 października. Wziąwszy pod uwagę choćby postępowanie prof. Paczkowskiego - jaką groźbę dla przyszłego procesu kanonizacyjnego Księdza Jerzego może stanowić dogmatyczne przywiązanie do 19 października jako daty śmierci kapłana?
- Tak jak historię męczeństwa Księdza Jerzego przejmują Bertelsman i Górnicki, tak datę jego śmierci podali sami mordercy, określając ją na pierwsze chwile po porwaniu ks. Popiełuszki. Osiągają
oni w ten sposób wiele korzyści, m.in. mogą zwalać winę na wybuchowy charakter kpt. Piotrowskiego, tym samym ukrywając rzeczywiste przyczyny, które spowodowały akcję porwania Księdza Jerzego.
Tymczasem męczeństwo ks. Popiełuszki nastąpiło z innych przyczyn niż zwykła chęć pozbawienia życia Kapłana, a proces beatyfikacyjny nie może być uzależniony od potrzeb i oświadczeń morderców. Pani
Pochanke zaś, cóż… to urzędniczka od mówienia w TV. Ważne nie to, co mówi, ale jaką ma fryzurę i manicure.
- Dziękuję za rozmowę.