
Są też tacy, którzy mają
mało, a dają wszystko./
To ci, co wierzą w życie
i hojność życia, a ich/
Skrzynia nigdy nie jest pusta.
To ci, co dają/
Radośnie, a ta radość
jest ich nagrodą.
(Khalil Gibran, Prorok)
Dziwnie wciąż aktualne jest przekonanie, że jeśli jest się w potrzebie, to lepiej iść do biednego, bo u bogatego i tak się człowiek nie pożywi. A z drugiej strony sądzimy, że dawać innym powinni przede wszystkim ci, co mają dużo, a nie ci, co ledwie koniec z końcem wiążą. Tylko że tak nie jest. Owi bogaci chcą mieć wciąż więcej i więcej, choćby działo się to kosztem tych nie mających prawie nic. Dawanie więc, sztuka dawania, hojność, mądrość - to nie sprawa zasobności portfela czy spiżarni, ale zawartości... serca i duszy.
„Kim jestem, skoro człowiek jest tylko tym, co z siebie daje: skałą, gdy rozdaje skałę, sercem, gdy rozdaje serce, czy trucizną, gdy rozdaje truciznę...?” - tak napisał poeta Roman Brandstaetter, ale te porównania są jak dzwon rachunku sumienia. Iluż „ludzi-skał” spotyka się teraz: twardych, ostrych, nieprzeniknionych, nieusuwalnych, nieczułych, głuchych...! Ten „gatunek” szczególnie się teraz rozmnożył, bo prawo dżungli staje ponad miłosierdziem. Trudno się w nich „dopukać” serca, drgnienia wrażliwości, współczucia, usłyszenia czegokolwiek poza tym, co dotyczy pieniądza i własnego komfortu. Gorzej, gdy owi ludzie zajmują się „zawodowo” dobroczynnością, akcjami charytatywnymi, opieką społeczną, leczeniem, opieką nad chorymi, niedołężnymi czy rozdzielnictwem datków...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„A kimże jesteście, aby ludzie mieli przed wami rozdzierać szaty na piersi i odsłaniać swą dumę, abyście widzieli ich obnażoną godność... Zważcie najpierw, byście byli godni dawać i stać się narzędziem
obdarzania”.
Dzięki Bogu jest jeszcze sporo „ludzi-serc”, jak czułych sejsmografów. Do tych nie trzeba wołać, błagać, zaklinać, żebrać... Oni jakimś dziwnym zmysłem wyczują, pobiegną, zobaczą, zrozumieją...
I jakimś cudem prawie utrafią z pomocą, zdobędą, dadzą czasem właśnie to, o co chodziło, a nie to, o co się prosiło... I podarują to coś tak mimochodem, naturalnie, prawie z zawstydzeniem, że ktoś musiał
czekać, że dopiero teraz, że nikt przedtem na to nie wpadł... I nikt często nie widzi, jakie właśnie ci ludzie noszą cierpienia, biedy, niedostatki, dramaty... Ale oni o tym milczą, nadrabiają miną, bo
po cóż komuś jeszcze własny ciężar na barki zrzucać... Każdy ma dość swego... Dzięki takim ludziom jeszcze istnieje świat. Jeszcze ludzie się nie pozagryzali. Jeszcze można wierzyć, że komuś się chce
uczynić coś „za nic”, i to z troską, współczuciem, czułością nawet... Tacy ludzie są obrazem hojności Boga samego i Jego łaski.
„Dobrze jest dawać, gdy ktoś o to prosi, lecz jeszcze lepiej dać samemu, bez proszenia, ze zrozumieniem. Dla szczodrego poszukiwanie kogoś, kto przyjmie dar, jest większą radością od samego dawania. Poprzez ręce takich jak oni przemawia Bóg i ich oczami uśmiecha się do ziemi”.